niedziela, 9 marca 2014

Trochę koncertowo - domowe melodie i happysad

fot. Robert Grablewski (http://www.grablewski.com/archives/46273)
W tym roku udało mi się już być na dwóch koncertach zespołów, które od dawna chciałam zobaczyć. O ile jeszcze ten pierwszy - domowe melodie znam od niedawna, to happysad od paru dobrych lat i zawsze, albo wypadało mi coś innego, albo nie wiedziałam, że będą w Lublinie, albo po prostu nie szłam, bo sama nie wiem nawet jakie miałam wtedy ku temu powody. Jeszcze nigdy nie pisałam na blogu o jakimś koncercie - wcześniej jakoś specjalnie się na nie nie wybierałam, a jeśli już to nie widziałam sensu w pisaniu o nich. Ale blog miał być nie tylko o książkach i może też przy okazji ktoś poczuje się zachęcony, czy coś w tym stylu. ;)

domowe melodie
 Miłość do domowych melodii zaczęła się od Grażki, którą włączyłam bo wiedziałam, że ktoś mi o niej już gdzieś wspominał. Zaczęłam słuchać i kiedy się skończyła, włączyłam od nowa i zrobiłam tak wiele razy. Przesłuchałam ich wszystkie kawałki, które umieścili na yt i wracałam do nich praktycznie codziennie. A za jakiś czas okazało się, że będą grać w Lublinie! Kiedy już kupowaliśmy bilety, wszystkie najlepsze miejsca były wykupione, ale w sumie nie było tak najgorzej, bo i tak wszyscy siedzieli, tylko że ci najbliżej sceny mieli najlepszy widok.  Koncert odbył się w Filharmonii Collegium Maius. Kiedy wszyscy zajmowali miejsca, na scenie już stało charakterystyczne, białe pianino, a wszyscy z niecierpliwością czekali na moment, kiedy domowe wybiegną i zaczną grać.  Muszę przyznać, że nie spodziewałam się aż tak fajnie spędzić tego czasu. Bo pomimo tego, że wszyscy siedzieli, i że nie dało się za bardzo nic porobić, i że osoby siedzące z mojej lewej strony najwidoczniej w ogóle nie znały tekstów piosenek, bo patrzyły się na tych, którzy śpiewali dosyć dziwnie, to było super. 


Justyna, Staszek i Kuba tworzą wspólnie cudowny i zgrany zespół, co widać było nie tylko na scenie, kiedy grali, śpiewali i się nieustannie uśmiechali (co jest baardzo zaraźliwe), ale również poza nią, kiedy podpisywali płyty i robili sobie wspólnie z nami zdjęcia.  Najfajniejsze w tym wszystkim było to, że przychodzą tam ludzie w prawie każdym wieku, bo widziałam małą dziewczynkę, która była ubrana podobnie do nich - w piżamę, widziałam osoby w moim wieku, studentów, ale również i tych starszych (w tym moją byłą nauczycielkę).  Widziałam osoby, które dziękowały im za inspiracje w spełnieniu marzeń, ale również chłopaka, który w całej tej ekscytacji, idąc tyłem zaczął krzyczeć ''spełniacie marzenia!'', po czym za chwilę zderzył się z jakimś stojakiem, na co Kuba odparł coś w stylu, że ciekawe ma te marzenia ;).


Wracając do samego koncertu, który był dosyć dawno temu i nie umiem przypomnieć sobie kolejności wykonywania piosenek, to potrafię przywołać kilka momentów, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Justynę, po której widać było jak wczuwa się w dane kawałki - a przy tych najbardziej energicznych co robi z pianinem i jak potrafi zachęcić do śpiewania tych nieśmiałych z widowni. Jednak najbardziej utkwił mi w pamięci koniec koncertu, kiedy wracali na scenę trzy (albo i cztery?) razy, wołani przez nas. Organizatorzy pod koniec chcieli się nas pozbyć wyłączając światła, ale w sumie na nic się to zdało, bo domowe wracały i śpiewały kolejne kawałki, a my już staliśmy i cały czas praktycznie klaskaliśmy. I nawet ci, którzy byli na samym początku nieprzekonani, być może zmuszeni do przyjścia ze swoimi żonami, czy dziewczynami - pod koniec mieli łzy w oczach. Z pewnością wybiorę się na kolejny ich koncert, jeśli pojawią się ponownie w Lublinie - chociaż mam nadzieję, że w bardziej kameralnym i klimatycznym miejscu, których jest pełno w tym mieście. A tu wyglądało to mniej więcej tak:

happysad
Pisałam jakiś czas temu na blogu specjalny post o tym zespole. Dużo moich znajomych od dawna wiedziało, że chciałam w końcu pójść na ich koncert i przekonać się, czy naprawdę warto (chociaż oglądając urywki z ich koncertów na yt, wiedziałam że raczej tak).  Trasa ta też różni się znacznie od innych, bo śpiewają podczas niej wszystkie piosenki z ich pierwszej płyty Wszystko jedno, dlatego to był chyba najważniejszy argument aby iść. Bo ich stare kawałki, według mnie, są najlepsze i to do nich mam największy sentyment. Nowe są okej, ale nie aż tak ja te sprzed paru lat.

Tak więc, 28 lutego pojawiłam się z moją koleżanką pod Graffiti parę minut po 19, bo support nas niekoniecznie na początku interesował (Jackknife) no i nie wiedziałyśmy, że będzie tak ogromna kolejka. Postałyśmy pół godziny i w końcu weszłyśmy. Trafiłyśmy na koniec występu Jackknife i trochę żałowałam, że nie przyszłyśmy wcześniej, bo wokalistka zespołu ma naprawdę mocny i ciekawy głos, ale może innym razem uda mi się być na całym jej koncercie. Pokręciłyśmy się trochę po klubie i weszłyśmy na salę, żeby zacząć wpychać się pomiędzy ludzi i mieć fajne miejsca. Na początku się nie udawało, ale kiedy pojawił się happysad z kawałkiem Czysty jak łza i wszyscy zaczęli skakać, śpiewać (czy też - drzeć się), zrobiło się trochę miejsca i razem z innymi posuwałyśmy się do przodu. I skończyłyśmy praktycznie na środku sali, gdzie było dobrze widać zespół i było trochę chłodniej (o.O)! Podczas pierwszych utworów, jakie zagrali (Hymn 78, Partyzant, Noc jak każda inna, Jeszcze, jeszcze) dosłownie praktycznie każdy skakał, tańczył czy tam jakoś się ruszał (albo próbował) i widać było, że większość zna ich stare teksty w całości.  Pierwsza połowa koncertu to wszystkie kawałki z płyty Wszystko jedno, szybsze przeplatane z tymi wolniejszymi, a druga część występu to nadal stare piosenki, ale co jakiś czas śpiewali inne, znane z pozostałych płyt. 


Najbardziej czekałam na Łydkę, chyba tak jak większość osób będących tydzień temu i na szczęście - była. Zaśpiewali też Taką wodą być, Długa droga w dół, Made in china, W piwnicy u dziadka (jedna z tych nowszych, która do mnie nie przemawiała, a teraz już nie mam takiego problemu:)), Kostuchna, Niezapowiedziana, Bez znieczulenia, Mów mi dobrze, Damy radę. Nie zabrakło przekrzykiwań Kuby, wyznań miłosnych do niego i jego ''rozmowy'' z nami. Okazało się w trakcie, że mają dwa powody do świętowania, po pierwsze i już wiadome dziesięciolecie płyty oraz to, że pojawili się w Lublinie po raz 25!

Ogólnie rzec biorąc - występ chłopaków podobał mi się bardzo i jestem pewna, że pojawię się na ich kolejnych koncertach, bo nawet cholerny ścisk i pijane osoby, które rozlewały co chwilę piwo albo ludzie, którzy szarpali mi gdzieś z tyłu włosy - nie powstrzymały mnie od cieszenia się z koncertu, śpiewania i skakania. Nawet ci co stali i się w ogóle nie ruszali, a przy tym denerwowali tych, którzy przyszli się pobawić - nie sprawili, że koncert mogłabym odebrać źle. Bo był świetny i z pewnością zapamiętam go na długo. :) Nie zostałyśmy do końca, bo musiałyśmy już wychodzić, a kiedy już byłyśmy na zewnątrz słyszałyśmy jeszcze Marihuanę, a wiem że zespół podpisywał na koniec płyty itd. Może następnym razem uda się mieć ich podpisy. Bo następny raz na pewno kiedyś jeszcze będzie.


Jeśli chcielibyście zobaczyć więcej zdjęć z tego koncertu, polecam te tutaj. 

No i tak przedstawiają się moje odczucia po tych dwóch koncertach - gatunki i klimaty zupełnie inne, miejsca, jak i ludzie też - ale było wow i chociaż teraz nie mogę i nie mam jak pojawiać się na większych koncertach, to mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła, bo są to niesamowite przeżycia i wspomnienia, o których nigdy się nie zapomina. :)

A jak z Wami jest? Chodzicie na koncerty, czy może nie przepadacie za tego typu wydarzeniami?

7 komentarzy:

  1. Bardzo lubię piosenki zespołu happysad :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Happysad kilka razy już łechtało moje ucho :) Ich piosenki dość często przypadają mi do gustu więc zazdroszczę koncertu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, happysad! Ja byłam 4. października w Wiatraku w Zabrzu, a następny koncert wybieram się 6. kwietnia do Siemianowic ;) Kocham ten zespół <3 Kuba zostanie moim mężem :D
    W przeciwieństwie do Ciebie - ja Łydki nie lubię, obrzydza mnie O.o Co do pierwszej płyty - trochę mi się przesłuchała, ale z niecierpliwością czekam na nową ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzę udanego koncertu! Oj, to chyba będziesz miała ogromną konkurencję, bo chyba nie Ty jedyna :D.

      Usuń
  4. na koncertach happysad bywałam wiele razy, lubię ich :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto chodzić na supporty happysadu bo zawsze ktoś ciekawy wystąpi ;D byłem już wiele razy na ich koncercie i nigdy mi się to nie znudzi, chłopaki grają naprawdę dobrą muzykę ;D domowych melodii nie znam, ale dzięki Tobie zainteresuję się tym zespołem ;D
    Dodaję Cię do obserwowanych, blog na blogrolla i zapraszam na mój nowy blog:
    http://kamilczytaksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę pamiętać. No i nie sądziłam, że taka kolejka będzie, ale przynajmniej zdążyłam na końcówkę koncertu Jackknife, zawsze coś :). A domowe polecam, może Ci się spodobają.

      Usuń

Jeśli chcesz pozostawić po sobie jakiś ślad - proszę przeczytaj post wyżej, żebyś wiedział/a przynajmniej, co komentujesz. =)