środa, 29 stycznia 2014

Miasto Śniących Książek - Walter Moers


Tytuł oryginału: Die Stadt der Traumenden Bucher
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2006
„- Czasami myślę sobie, że jesteśmy jedynymi, którzy naprawdę mają pożytek z literatury - uśmiechnął się Gofid. - Wszyscy inni mają z książkami tylko masę roboty. Redagowanie. Wydawanie. Drukowanie. Sprzedawanie. Opychanie za bezcen. Studiowanie. Recenzowanie. Praca, praca, praca - my za to musimy tylko czytać. Zaczytywać się. Rozkoszować się. Pochłaniać książki - robimy to naprawdę. I jeszcze się tym najadamy. Nie chciałbym się zamienić z żadnym pisarzem.''

Nie sądziłam, że kiedykolwiek przeczytam książkę o książkach. Książkę o Mieście Śniących Książek. Powieść, w której świat literatury może być nie tylko piękny i obszerny, ale również niebezpieczny i przerażający. Nie przepuszczałam też, że pozycja ta zabierze mnie w podróż, z której nie będę chciała powrócić oraz, że dzięki niej poznam nowych bohaterów, dla których świat papieru i druku będzie czymś najważniejszym w życiu. Przekonałam się też w końcu, że nie tylko oprawa i ilustracje w środku robią wrażenie, ale sama historia, którą napisał Walter Moers.

Hildegunst Rzeźbiarz Mitów to młody poeta, który po śmierci swojego ojca chrzestnego nie otrzymuje wiele, jednak wśród wielu nieistotnych rzeczy jest pewien rękopis, który zachwyca bohatera i skłania go do odnalezienia jego autora. Wie, że jedynym miejscem, w którym może odnaleźć tajemniczego pisarza jest Księgogród - Miasto Śniących Książek. W momencie kiedy wkracza do miasta, widzi przede wszystkim księgarnie i przeróżne istoty, których praca związana jest z książkami. Jest to centrum, w którym każdy miłośnik literatury chciałby się znaleźć - a teraz jest tam Hildegunst, który dość szybko zostaje wciągnięty w świat, w którym czytanie staje się niebezpieczne, świat, w którym łowcy książek zabijają dla zdobycia bibliofilskich skarbów. Bohater na drodze odnalezienia prawdziwego autora rękopisu spotka wiele istot, o których nikt nie słyszał oraz te, które są owiane wieloma legendami. Czy uda mu się sprostać zadaniu, które sobie na samym początku wyznaczył?

„Szukamy z miłości, nie z chciwości. Szukamy sercem i rozumem, a nie toporem i mieczem. Szukamy, aby się uczyć, a nie by się wzbogacić. I szukamy lepiej! Znajdujemy najcenniejsze książki.''

Żeby oczarować się tą książką nie trzeba wiele. Wystarczy ją wziąć w ręce i przekartkować, aby zapragnąć ją lepiej poznać. Przyczyną tego jest oprawa graficzna, która naprawdę może skraść serca wielu książkoholików. Moje skradła i to właśnie za jej sprawą, postanowiłam sięgnąć po Miasto Śniących Książek. Z początku obawiałam się, że pod względem treści nie spełni powieść moich oczekiwań, ale na szczęście się tak nie stało. Autor buduje napięcie od samego początku, wprowadza nas w świat literatury i coraz bardziej intryguje wieloma tajemnicami i zagadkami, które będziemy odkrywać i rozwiązywać przez cały czas. Bardzo spodobał mi się jego pomysł prowadzenia historii, w której nie znajdzie się miejsca na nudę i monotonię, ponieważ nieustannie się tutaj coś dzieje.

Warto również wspomnieć o postaciach, bez których opowieść ta nie byłaby tak ciekawa i zajmująca. Nie ma tutaj zwyczajnych ludzi - spotkać można za to smoki, buchlingi, przeraźnice, harpiry i wiele wiele innych bohaterów, których różnorodna kreacja z pewnością podnosi poziom książki. Czytając tę pozycję nie mogłam się właściwie doczekać momentów, w których poznawać będę nowe istoty, zarówno te dobre jak i złe. Bo każda z nich była warta uwagi i o każdej chciałam się jak najwięcej dowiedzieć. Walter Moers oprócz żyjących stworzeń przedstawił czytelnikom z wielką dokładnością miejsca, w których zamieszkiwały, czy tymczasowo przebywały. A były to miejsca magiczne, pełne ciemnych zakamarków, niekiedy niebezpieczne i odrażające, innymi razy takie, których nie chciało się opuścić. Ale za to w każdym z nich można było ujrzeć książki, a właściwie masę książek, od których nawet Hildegunstowi trudno było się oderwać.

Nie umiem opisać tej książki tak dobrze jak na to ona zasługuje. Zapewne nie weszłam w łaski Orma (jeśli przeczytacie Miasto Śniących Książek będziecie wiedzieli co mam na myśli) i pewnie nigdy mi się to nie uda. Ale, ale... Nie zmienia to jednak faktu, że Walter Moers stworzył opowieść piękną i magiczną, do której będę z pewnością co jakiś czas wracać. Nie sądziłam, że czytanie oraz przeżywanie przygód Rzeźbiarza Mitów sprawi mi tak ogromną przyjemność i, że tak trudno będzie mi odłożyć pozycję z powrotem na półkę. Gorąco zachęcam Was do zapoznania się z nią, jestem pewna, że nie poczujecie się zawiedzeni i cudownie spędzicie czas przeznaczony na jej lekturę!
Moja ocena 6/6, 10/10
Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat.

sobota, 25 stycznia 2014

Próby Ognia - James Dashner


Tytuł oryginału: The Scorch Trials
Seria/cykl wydawniczy: Więzień Labiryntu 2
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 14 listopada 2012
Śmiało, umieraj razem z Thomasem. Ja wolę uciec po kryjomu i żyć później z wyrzutami sumienia.''

Przygoda z DRESZCZem jeszcze się nie skończyła, a można nawet powiedzieć, że dopiero minął jej pierwszy etap. Początek, który z początku wydawał się być również końcem, jednak nic z tego. Wyjście z Labiryntu było dla Streferów nadzieją na odzyskanie swojego dawnego i normalnego życia, wspomnień i dostanie odpowiedzi na wiele nurtujących ich pytań. Wszyscy łudzili się, że ludzie z tajemniczej organizacji w końcu dadzą im spokój... Życie w Labiryncie, jak zapewne pamiętacie, nie należało do łatwych, jednak bohaterowie mieli swoje miejsce pobytu, jedzenie i jako takie bezpieczeństwo. Nie sądzili, że poza nim może być jeszcze gorzej, jednak ktoś przygotował dla nich kolejne wyzwania i niespodzianki. Tym razem znajdują się na Ziemi, która została spalona przez Pożogę i wysuszona z powodu surowego klimatu. Wszystko nie wyglądałoby tak źle gdyby nie Poparzeńcy, ludzie zarażeni chorobą, która zmienia ich w nieobliczalnych i niebezpiecznych potworów niszczących tereny, na których zamieszkują. Streferzy muszą przejść przez najbardziej spaloną część świata i dotrzeć do wyznaczonego celu w ciągu dwóch tygodni, a przy tym nieustannie uciekać przed nowymi zagrożeniami. Zagrożeniami, które przyniosą śmierć wielu z nich.

Próby Ognia to sequel trylogii Więzień Labiryntu autorstwa amerykańskiego autora Jamesa Dashnera. Muszę przyznać, że sięgając po tę część miałam dość spore oczekiwania, ponieważ tom pierwszy wywarł na mnie spore wrażenie, a jednocześnie pozostawił po sobie niedosyt. Nie ukrywając, spodziewałam się czegoś naprawdę świetnego, czego nie mogłabym tak łatwo zapomnieć. No i pomimo tego, że książka spodobała mi się bardzo, to jednak jest odrobinę gorsza od swej poprzedniczki. Kiedy poprzednim razem narzekałam na złagodzenie niektórych wydarzeń przedstawionych w powieści, tutaj mogłabym ponarzekać jeszcze bardziej, bo naprawdę nie dało się tu pokazać po sobie jakichkolwiek emocji - coś się działo, coś niby ważnego, aczkolwiek na mnie nie wywarło to żadnego wrażenia. Kolejnym minusem będzie z pewnością też fakt, iż fabuła, która rozgrywała się w zamkniętym Labiryncie było o wiele ciekawsza niż ta przedstawiona na spalonej Ziemi wśród Poparzeńców, do której nie mogłam się w ogóle przekonać. Szli sobie, ginęli, krzyczeli, walczyli, ale nie reagowałam na to tak, jak chyba powinnam. 

Niesamowicie spodobało mi się jednak pojawienie się nowych bohaterów, którzy w jakimś stopniu urozmaicili lekturę i sprawili, że stała się ona dużo ciekawsza. Jedni z nich okazywali się ważniejsi od innych, niemniej jednak dzięki temu dało się wyczuć odrobinę rywalizacji pomiędzy nimi, którą i tak spychały na dalszy plan przyjaźń i chęć przeżycia kolejnego dnia. Warto również wspomnieć o tych starych i dobrze nam znanych - Thomasie, Teresie, czy też Minho. Wypowiedzi tego ostatniego jak i Newta nadal rozbawiają i wywołują uśmiech na twarzy, a najbardziej ich charakterystyczny slogan, z którym już zawsze będą mi się kojarzyć. Jeśli zaś chodzi o Teresę, to nie bardzo wiem co tu napisać, żeby czegoś nie zdradzić. Jednak z pewnością jej zachowanie w Próbach Ognia pokazało postać barwną, wyrazistą i w jakimś stopniu nietuzinkową. Na koniec zostawiłam Thomasa, który najbardziej przypominał mi o tym jaka atmosfera panowała w Labiryncie, a jaka jest na Ziemi. Pomimo tego, że był nieustannie opisywany jako ten wyjątkowy, on takim się nie czuł i chyba za to najbardziej go polubiłam oraz za to, że nie przestał wierzyć.

Próby Ognia to książka, która zaskakuje nie tylko obecnością nowych postaci, ale również brakiem odpowiedzi na pytania, na które czytelnik z pewnością miał nadzieję uzyskać zadowalające go wyjaśnienia. Owszem, jakieś są i zrozumieć można już o wiele więcej niż wcześniej, ale nie ma tego zbyt dużo. Kolejną ciekawą rzeczą są retrospekcje, które pojawiają się u jednego z bohaterów, dzięki którym można tylko przypuszczać jaki będzie kolejny krok danej osoby. Oraz najbardziej intrygująca część książki - zakończenie, które z jednej strony ciekawi i cieszy, a z drugiej rozczarowuje. Przekonajcie się jednak sami, co mam na myśli, a jestem pewna, że po nim z ogromnym zainteresowaniem sięgniecie po zwieńczenie trylogii.

Widać, że James Dashner nadal ma wiele bardzo dobrych pomysłów w swojej głowie, ale nie do końca umie je wykorzystać. Wiem, że zdania są podzielone i jednym będzie bardziej podobała się dwójka niż jedynka, a drugim na odwrót. Ja należę do tej drugiej grupy, ponieważ Więzień Labiryntu wywarł na mnie większe wrażenie, była tam mroczniejsza atmosfera, zdarzenia wywoływały u mnie niemałe emocje i nieustannie towarzyszący strach o życie ukochanych bohaterów. Tutaj niestety tego nie czułam, a historię czytałam zamiast ją przeżywać wraz z postaciami. Mam jednak ogromną nadzieję, że zmieni się to w ostatnim tomie i będę mogła postawić ocenę tak wysoką jak części pierwszej, bądź nawet wyższą.
Moja ocena 4+/6, 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc.

piątek, 24 stycznia 2014

Sasha - Joel Shepherd


Tytuł oryginału: A Trial of Blood and Steel. Sasha
Seria/cykl wydawniczy: Próba krwi i stali 1
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania:
8 maja 2013
„Bezkrytyczna wiara we własną supremację i słuszność stanowi najszybszą drogę do katastrofy, jaką zdołał wynaleźć człowiek.''

Kiedy myślę o fantastyce, zawsze pierwszym skojarzeniem bądź obrazem pojawiającym się w mojej głowie jest gruba książka, w której dzieje się mnóstwo ciekawych i intrygujących rzeczy. Rzadko albo praktycznie wcale nie nasuwa mi się myśl, że powieść tego gatunku mogłaby mieć zaledwie ponad sto stron - no bo przecież nie da się tu nawet opisać dokładnie krain, postaci, a o dialogach już nawet nie wspominając. Dlatego też gdy postanowiłam sięgnąć po Sashę i gdy miałam ją już w rękach, wiedziałam (albo raczej, mogłam przypuszczać), że czeka mnie wielka i niebezpieczna przygoda w nieznane, która zbyt szybko się nie skończy. A teraz wy będziecie mogli zobaczyć namiastkę tego, co przez kilka dni przykuwało moją uwagę.

Sashandra to była księżniczka Lenayin, która zrzekła się tego tytułu po śmierci swojego brata. Wybrała życie całkowicie odmienne, od tego które dotychczas prowadziła - wśród społeczności goeren-yai, która wierzy w starych bogów i jest oddana lenayińskim tradycjom. Dziewczyna porzuciła sukienki na rzecz spodni i nauki pradawnej sztuki walki jaką jest svaalverd, w której szkoli ją znany w całym kraju i poza nim Kessligh. Niestety pomimo zmiany stylu życia, Sasha nadal pozostaje córką króla i zdana jest na ciągłe intrygi ze strony spiskowców z królewskiego dworu. Gdy do tego doda się buntowniczy charakter bohaterki, przez którego przyciąga uwagę innych - może wyjść z tego początek konfliktu, który spowodować może niespodziewane skutki w całym państwie. Bo verentyjska arystokracja jak i pogański lud goeren-yai chcą, aby Sashandra opowiedziała się po którejś ze stron. A każdy wie, że nie jest to łatwe gdy należy się do obu z nich.

„Ludzie dostrzegają to, co pragną widzieć, powtarzał zawsze Kessligh.''

Pomimo trochę zagmatwanego opisu i kilku trudnych słów mam nadzieję, że go zrozumieliście. Początki do łatwych nie należą i w książce też takie były przez kilkadziesiąt stron. Kiedy zaczęłam czytać tę historię z trudem przychodziło mi powiązanie niektórych wyrazów, imion, nazwisk i wydarzeń o których rozmawiali bohaterowie. Jednak później, gdy nazwy pojawiały się już których raz z rzędu było coraz lepiej, a ja z coraz większym zainteresowaniem śledziłam losy postaci. Później nawet trudne goeren-yai (przy którym nadal sobie łamię język) i inne tego typu określenia uznałam za atuty książki, które wprowadzały ten egzotyczny i oryginalny klimat powieści. Szkoda tyko, że jest tu parę literówek, które jednak dość znacząco rzucają się w oczy i trochę psują lekturę.

Oprócz tych dwóch mankamentów (które jedno z nich na koniec uznałam za ciekawy element historii, jednak nie da się zapomnieć o tym, że początek Sashy szedł mi dość opornie) nie mam nic do zarzucenia tej książce, a więc w końcu mogę przejść do tych dobrych stron książki. To co najbardziej mi się w niej spodobało to narracja obserwatora wszechwiedzącego ukazana z różnych perspektyw, dzięki czemu czytelnik obserwuje co dzieje się w tym samym czasie u różnych osób, a nie tylko u tytułowej bohaterki. Dzięki takiemu zabiegowi fabuła staje się bardziej rozbudowana, a co za tym idzie o wiele bardziej interesująca. Warto również wspomnieć o różnorodnej kreacji bohaterów, którą spotyka się na kartach powieści niezwykle rzadko. Bo mamy tutaj nie tylko dwie skłócone ze sobą strony, ale o wiele więcej, wśród których znajdą się ludzie tak bardzo odmienni od siebie nie tylko pod względem charakterów, wierzeń ale również wyglądu. A obserwowanie ich wszystkich razem jest naprawdę ciekawym przeżyciem, za które można podziękować autorowi pierwszego tomu serii Próba krwi i stali.

„Nic nie jest sprawiedliwe - powiedział jej. - Sprawiedliwość to ludzki wynalazek. Pewnego dnia to zrozumiesz.''

Muszę przyznać, że ogromne wrażenie zrobiła na mnie nie tylko ilość wątków, które zostały w tej książce zawarte, ale przede wszystkim brak tego miłosnego, tego który występuje praktycznie w każdej powieści. Czytałam i tylko podejrzewałam kiedy może w końcu coś z czegoś wyniknąć i nic! Kompletnie, totalnie niczego takiego nie było. Może gdzieś tam pojawiły się jakieś oznaki, którym nawiasem mówiąc bardzo skrupulatnie się przyglądałam, ale nie wynikło z tego zupełnie nic. I może dzięki temu pozycja ta zostanie w mojej pamięci na długo, bo autor zajął się dużo ważniejszymi i ciekawszymi pomysłami, wprowadził mnie do świata pełnego intryg i kłamstw, a przy tym tak zaintrygował, że z wielką przyjemnością sięgnę po kolejne części tego cyklu.

Sasha to nie tylko odważna i pyskata bohaterka, to też nie tylko książka pełna zawiłości, ale przede wszystkim podróż i przygoda, w której chce się nieustannie brać udział. Joel Shepherd stworzył historię, która ma w sobie potencjał i mam nadzieję, że zostanie on w pełni wykorzystany w kolejnych tomach. Bo jedynka wyszła mu bardzo dobrze i fajnie byłoby, gdyby utrzymało się tak dalej. Nie pozostaje mi już nic więcej, jak tylko zachęcić Was do sięgnięcia po tę powieść, która ukaże Wam świat dotąd nieznany.
Moja ocena 5/6, 8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar.

Pasujące do Sashy:

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Wyniki konkursu z Pascalem!

Hej Kochani! Dzisiaj mam obiecane wyniki konkursu z wydawnictwem Pascal. Za chwilę dowiecie się kto wygrał Dziecko śniegu. Dziękuję wszystkim, którzy wyrazili chęć udziału w konkursie - szkoda że mogę tylko jedną osobę nią obdarować, ale będą kolejne konkursy w tym roku i przyjdzie szansa na każdego z Was. No, ale nie przedłużając, zrobiłam sobie tradycyjne losowanie, a wylosowałam kogoś takiego o:

(a i jeszcze, to Wasze odpowiedzi były serio fajne i nawet jeśli się powtarzały, to miło się czytało :)), tak więc książkę wygrała:
Zaraz wyślę co Ciebie wiadomość, a pozostałym jeszcze raz dziękuję. :)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

KONKURS, wygraj ''Dziecko śniegu''!

Obiecałam Wam jakiś czas temu konkurs, w którym ktoś z Was będzie mógł wygrać recenzowaną już przeze mnie powieść Eowyn Ivey Dziecko śniegu. Możecie przeczytać recenzję, jeśli nie wiecie o czym ta książka jest, ale naprawdę warto o nią powalczyć i przekonać się o jej wyjątkowości.  Konkurs organizuję z wydawnictwem Pascal i nie przedłużając już, przejdźmy do tego, co trzeba zrobić, żeby wziąć udział.



Wystarczy w komentarzu podać swój e-mail, oraz odpowiedzieć na pytanie konkursowe:

Jak Wy umilacie sobie dzień, gdy za oknem pada śnieg i jest zimno?

  20 stycznia wylosuję jedną osobę, do której trafi powieść. :) Konkurs trwa więc do 19 stycznia do północy. Po ogłoszeniu wyników odezwę się do zwycięzcy na podany e-mail - gdy nie dostanę odpowiedzi w ciągu tygodnia, będę losować drugi raz.

Życzę powodzenia! :)


niedziela, 12 stycznia 2014

Filmowo {15}

_____________________________________________________________

 Narzeczony mimo woli (2009)
Rzutka bizneswoman Margaret Tate (Sandra Bullock), podpora potężnego nowojorskiego wydawnictwa, postanawia wyjść za mąż za swego asystenta Andrew Paxtona (Ryan Reynolds), którego traktowała dotąd więcej niż bezceremonialnie. Zmuszają ją do tego fikcyjnego związku niespodziewane okoliczności. Kobieta jest Kanadyjką. Chce uzyskać amerykańskie obywatelstwo, ponieważ grozi jej deportacja z powodu zaniedbania procedur wizowych. Ale ten wyrachowany plan zaczyna brać w łeb, gdy para spędza weekend z rodzicami Andrew w miejscowości Sitka na Alasce. Pojawia się bowiem autentyczne uczucie...
To jeden z niewielu filmów, który mogę oglądać kilka razy w roku i nadal dobrze się bawić oglądając go. Bardzo podoba mi się przedstawiona historia w tej produkcji, a bardziej sposób w jaki została pokazana widzom. Pomimo tego, że brzmi to trochę banalnie, wcale takie nie jest! Kiedy doda się do tego dobrą grę aktorką Sandry Bullock i Ryana Reynoldsa, wiele zabawnych scen oraz piękne widoki Alaski otrzymamy naprawdę warty uwagi film.
Ocena 8/10
_____________________________________________________________

 Łzy słońca (2003)
Lojalny weteran amerykańskich sił specjalnych por. A.K.Waters (Bruce Willis) wysłany zostaje z ryzykownym zadaniem do rozdartej wojną Afryki. Ma uratować dr Lene Hendricks (Monika Bellucci), amerykańska obywatelkę, która prowadzi tam misję. Gdy odmawia ona porzucenia uchodźców, którzy znajdują się pod jej opieka, por. Waters musi dokonać wyboru: albo wykona rozkazy przełożonych, albo podąży za głosem sumienia. Wspólnie z dr Hendricks wyrusza na niebezpieczna przeprawę prze dżunglę, a ich tropem podążają uzbrojeni rebelianci, którzy maja jeden cel: zlikwidować oddział Watersa i towarzyszących mu uchodźców.
Łzy słońca to obraz, którego z początku nie chciałam oglądać ze względu na bardzo zróżnicowane recenzje - jedni wychwalali ten film jak tylko się da, a inni znowu bardzo negatywnie się o nim wypowiadali. Postanowiłam jednak zaryzykować i... spodobał mi się! Może było to spowodowane tym, że w okresie wakacyjnym (kiedy go oglądałam) nie oczekiwałam po nim czegoś ambitnego, a czegoś co po prostu umili mi kolejne upalne popołudnie. Oprócz tego poruszyła mnie przedstawiona historia oraz wiele scen, w których wszystko ulegało zmianie w ciągu zaledwie paru sekund. No i muzyka, dzięki której został stworzony ten niepowtarzalny nastrój produkcji. Polecam!
Ocena 8/10
_____________________________________________________________

Wolverine (2013)
Hugh Jackman ponownie w roli tajemniczego, obdarzonego niezwykła mocą Wolverine’a, który wyrusza do współczesnej Japonii. Stawia tam czoła nie tylko obcej kulturze, lecz także śmiertelnie groźnym wrogom, którzy gotowi są na wszystko, by go zniszczyć. Wolverine odkryje swoje słabości, zyskując przy tym siłę, o której dotąd mógł tylko marzyć, a jego los zmieni się na zawsze.
Nie przepadam raczej za filmami o superbohaterach i nie widzę w nich nic tak bardzo ciekawego jak inni. I też raczej nie wybieram się na nie do kina, ale tym razem dałam się przekonać. Teraz nawet nie umiem powiedzieć jak to się stało, ale kiedy w sali światła zgasły, a Wolverine się zaczął, nie mogłam oderwać oczu od tego obrazu. Nie zaprzeczę temu, że był ciekawy, a historia mnie porwała, niemniej jednak według mnie było trochę za dużo kombinowania. Chociaż pewnie o to tutaj chodziło. Ale tak czy siak - polecam, bo warto zobaczyć.
Ocena 6/10
_____________________________________________________________



Carrie (2013)
Nastoletnia Carrie White (Chloë Grace Moretz) nie ma łatwego życia. Dziewczyna jest wychowywana przez surową i religijną matkę, Margaret (Julianne Moore), a w szkole jest obiektem nieustannych kpin ze strony rówieśników. Wydarzeniem, które zmienia życie zaniedbanej dziewczyny jest jej pierwsza miesiączka pod szkolnym prysznicem, wtedy Carrie odkrywa u siebie zdolności telekinetyczne. Tymczasem jedna z dziewcząt planuje ośmieszyć Carrie na oczach całej szkoły podczas balu, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji jakie wywoła.
Książkę czytałam dwa razy i wywarła na mnie spore wrażenie. Parę lat temu próbowałam obejrzeć pierwszą ekranizację powieści, ale kompletnie mi się nie podobała. Kiedy usłyszałam, że ma powstać nowa ekranizacja znanej pozycji Kinga, nie mogłam doczekać się jej premiery na dużym ekranie. A film okazał się mocno średni - wiele fragmentów z książki zostało zmienionych, a unowocześnienie historii wypadło trochę słabo. Poza tym to miał być horror, a na sali dosłownie każdy się zaśmiewał z pewnych scen, a mnie bolał brzuch od ciągłego wybuchania śmiechem. Zdecydowanie przesadzono z ilością efektów specjalnych, a krew, która pod koniec była dosłownie wszędzie i miała pewnie za zadanie nas wystraszyć, bardziej zniesmaczała. Podobała mi się za to gra Julianne Moore, która idealnie sprawdziła się w roli kobiety nieobliczalnej.
Ocena 5/10
_____________________________________________________________

Opisy filmów pochodzą ze strony: http://www.filmweb.pl/
_______________________________________________________

sobota, 11 stycznia 2014

Hrabina. Tragiczna historia Elżbiety Batory - Rebecca Johns


Tytuł oryginału: The Countess
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 28 sierpnia 2013
„Kiedyś wyśmiewałam próżność czterdziesto- i pięćdziesięciolatek, smarujących się kosmetykami na bale i przyjęcia, wybielających podstarzałą skórę ołowiem, ale teraz rozumiem, że to nie wybiegi starych wiedźm, polujących na młodych mężów. To maska, którą zakładamy, aby choć na chwilę rozpoznać w lustrze siebie.”

Elżbieta Batory to jedna z tych postaci historycznych, o której chyba każdy umiałby coś opowiedzieć. To osoba, którą oskarżano o czary, morderstwa młodych dziewcząt, a nawet kąpiel w ich krwi. Nazywana przez wielu wampirzycą z Siedmiogrodu lub najsłynniejszą seryjną morderczynią w historii. W większości są to kłamstwa, jednak w opowiadanych od pokoleń legendach musi kryć się cząstka prawdy, bo nie powstały one przecież przez przypadek. I tak też jest w rzeczywistości. Rebecca Johns w Hrabinie odsłania kulisy węgierskiej księżnej, która wbrew pozorom nie różniła się aż tak bardzo od innych kobiet żyjących w tamtych czasach.

Báthory Erzsébet już jako jedenastolatka musiała opuścić rodzinny dom i przyjąć zaręczyny, które były planem dorosłych po to, aby połączyć ze sobą dwa ważne rody. Dziewczynka szybko staje się kobietą, od której oczekuje się wywiązania z obowiązków żony. Nie jest to łatwe, kiedy jest się samą wśród obcych ludzi. Ludzi dla których intrygi, gra o władzę i przemoc są czymś normalnym. Bohaterka stara się o ich względy, ale nie robi tego z przyjemności, a z konieczności przetrwania w świecie, o którym nie miała wcześniej żadnego pojęcia.

A może jednak nie to? Może to postać, która przez nieodwzajemnioną miłość zaczęła ulegać swojej wyobraźni i dostrzegać, że krew uczyni ją piękniejszą i silniejszą. Młode kobiety, które przybyły do jej zamku w poszukiwaniu pracy, miały już nigdy go nie opuścić...

Muszę przyznać, że sięgając po tę książkę spodziewałam się powtórki z usłyszanych dotąd legend, a dostałam coś, o czym nawet przez chwilę nie pomyślałam. Zapewne wiele osób ciekawi postać Elżbiety Batory i myślę, że zaczynając czytać tę historię nie wiedzieli, że autorka postanowiła odrzucić wszystkie przesądy na jej temat, opowieści i wydarzenia, których nie udało się nikomu udowodnić. Sądzę, że było to dobrym rozwiązaniem, ponieważ dzięki temu powieść mnie nie nudziła, nie dłużyła mi się, a pisarka dzięki temu mogła mnie na każdym kroku zaskakiwać, intrygować i coraz bardziej zachęcać do przekręcania kolejnych kartek. Rzadko kiedy sięgam po tego typu pozycje, albo nawet w ogóle, dlatego też nie do końca wiedziałam, co mogę w niej znaleźć i na początku obawiałam się, że mi się nie spodoba. Niemniej jednak ta beletryzowana biografia wywarła na mnie ogromne wrażenie i jestem przekonana, że za jakiś czas przeczytam ją ponownie.

Czytając Hrabinę najbardziej zwróciłam uwagę na chronologię zdarzeń i narrację z punktu widzenia Elżbiety - sama bohaterka przedstawia czytelnikom swoje dzieciństwo, dorastanie, zamążpójście, zdrady i wiele innych elementów jej życia. Miałam wrażenie, że trzymam w rękach pamiętnik tej historycznej postaci, która odsłania przed całym światem prawdę, której nikt nie chciał nigdy usłyszeć. Rebecca Johns stworzyła kreację żywą, wyrazistą, silną i doskonale zdającą sobie sprawę z własnej wartości. Przedstawiła jej drogę do zguby, która zaczęła się już w najmłodszych latach, a jej skutkiem była zrujnowana psychika i ciągłe usprawiedliwianie się za swoje czyny. Śledzenie jej losów było interesującym doświadczeniem, aczkolwiek również wstrząsającym i długo zapadającym w pamięć.

Hrabina to powieść, którą bez wahania mogłabym postawić na półce obok pozycji, po które mogę sięgać nieskończoną ilość razy, a i tak nigdy mi się nie znudzą. Nie mam nic do zarzucenia autorce tej książki. Rebecca Johns porwała mnie nie tylko lekkością stylu, ale również umiejętnym połączeniem ze sobą historii, fikcji, legendy oraz wiarygodnym przedstawieniem obyczajów tamtej epoki. Udowodniła czytelnikom, że odsunięcie na bok utartych schematów i opowieści jest znakomitym pomysłem, aby stworzyć książkę, o której można opowiadać i o której może być głośno. Polecam gorąco!
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Pascal.

środa, 1 stycznia 2014

Wracam na moment do 2013 roku;)

Hej! Każdy rok mija coraz szybciej, przynajmniej zawsze się ma takie wrażenie. Ja mam. Nie umiem też do końca powiedzieć czy był to udany rok czy nie - z jednej strony tak, a z drugiej nie. Dzisiaj napiszę o kilku książkach, które wywarły na mnie największe wrażenie. Nie chcę wracać do tych najgorszych pozycji, bo uważam że nie warto, a przecież powinno wspominać się same dobre rzeczy. :)

  1. Władca Pierścieni, J.R.R. Tolkien - właściwie nie wiem co tu napisać, to po prostu obowiązkowa pozycja każdego miłośnika fantastyki. Na mnie wywarła ta książka olbrzymie wrażenie i jestem pewna, że kiedyś do niej wrócę.
  2. Gwiazd naszych wina, John Green - powieść i autor, którzy narobili w tym roku trochę szumu i w sumie nie ma się czemu dziwić. To jego najlepsza pozycja (według mnie). Bardzo podobało mi się to jak autor przedstawił nam relację głównych bohaterów oraz ich stosunek do choroby. Całkowicie inne spojrzenie na temat, o którym boimy się mówić.
  3. Złodziej dusz, Aneta Jadowska - nadal pamiętam jak czytałam ją do późna w nocy, a następnego dnia praktycznie usypiałam w szkole na lekcjach. Ale było warto. To historia, która wywraca życie do góry nogami i nie da się od niej wprost oderwać. No i ten humor!
  4. Grim. Pieczęć ognia, Gesa Schwartz - nie sądziłam, że zostanę tak pozytywnie zaskoczona. Autorka stworzyła świat zupełnie nowy, tętniący życiem i taki do którego chce się aż wracać. Nie mogę się doczekać drugiego tomu :>.
  5. Dziedzictwo, C.J. Daugherty - to drugi tom (pierwszy to Wybrani). Wybrałam dwójkę, ponieważ spodobała mi się bardziej. To opowieść, której fabuła rozgrywa się z murach elitarnej Akademii Cimmeria i w której nie ma nadprzyrodzonych zjawisk i istot. Jest genialna!
  1. To, co zostało, Jodi Picoult - powieść, w której pisarka nawiązuje do wydarzeń drugiej wojny światowej. Umiejętnie wplotła w to inne wątki i stworzyła książkę, której z pewnością się długo nie zapomni i będzie na językach ludzi przez wiele miesięcy.
  2. Przez burze ognia, Veronica Rossi - wiele osób nie lubi tej opowieści, a mi ona się bardzo podoba. A raczej historia, którą przedstawia nam autorka - o nastolatkach, którzy muszą sobie poradzić ze swoimi problemami i co najważniejsze - przy tym dać się nie zabić. Lekka, dużo się w niej dzieje i jest naprawdę fajna!
  3. Wiśniowy Dworek, Katarzyna Michalak - tsa. Nie spodziewałabym się tego, że będę się tak dobrze bawiła przy tego typu książce. Bawiłam się lepiej niż dobrze. I mogłam opowiadać o niej rówieśniczkom, ciociom, babci i każdej z nich się ona podobała. I będzie kontynuacja! 
  4. Dziecko śniegu, Eowyn Ivey - przeczytałam ją kilka dni temu i wszystko co mogłam o niej napisać znajdziecie w recenzji. Powtórzę się jednak i powiem Wam, że jest to cudowna historia inspirowana baśnią i warto ją przeczytać.
  5. Mężczyzna, którego nie chciała pokochać, Federico Moccia - to była pierwsza pozycja, jaką przeczytałam w 2013 roku i nadal ją dobrze pamiętam. Pamiętam też zakończenie, które było wręcz nie do przyjęcia i wywołało wiele emocji. Mogłabym czytać ją wiele razy i sądzę, że nigdy by mi się nie znudziła. 
W 2013 roku przeczytałam 77 książek, dodałam 131 przeróżnych postów, komentarzy ogólnie jest ponad 7 tysięcy, a wyświetleń ponad 100 000. :)  Nie robię żadnych postanowień, bo u mnie mijają się z celem i mam nadzieję, że nic mi nie odwali i za rok będę mogła znowu napisać podsumowanie :D. Byłam w tym roku raz na spotkaniu lubelskich blogerów książkowych, na targi nie udało mi się pojechać, niemniej jednak chciałabym pojawić się na nich w tym roku. 

I na koniec dziękuję wszystkim, którzy zaglądają na tego bloga, komentują, czytają czy cokolwiek tutaj robią. Oraz *oczywiście* tym, którzy ze mną piszą, gadają, drą się jak nic nie dodaję czy coś w tym stylu. Fajnie byłoby się kiedyś spotkać! *_*

Chyba starczy na dzisiaj. XD
Pozdrawiam ciepło
Cass,Cassiel czy jak tam chcecie ^^