Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stephen King. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stephen King. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 stycznia 2015

Przebudzenie - Stephen King

Dom jest tam, gdzie chcą, żebyś został dłużej.''

Stephen King to pisarz, po którego książki mogę sięgać zawsze. Nie wszystkie mi się podobają, ale tych dobrych jest więcej niż tych nudnych, całkiem bez sensu i średnich. Kiedy więc wyszła jego nowa powieść, promowana jako mroczna i elektryzująca, spodziewałam się czegoś naprawdę mocnego. Czegoś, co będzie przypominać Martwą strefę, czy chociażby Pod kopułą. Zamiast tego otrzymałam sentymentalną podróż w przeszłość, lekcje fizyki i wiele innych rzeczy, ale nie horror.

Ponad pół wieku temu do małej miejscowości w Nowej Anglii przybywa nowy pastor, Charles Jacobs wraz z rodziną. Ze swoją żoną ma odmienić kościół, a w tym czasie mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs. Natomiast kobiety tym samym uczuciem darzą pastora. Wszystko co dobre jednak mija - tragedia w rodzinie kaznodziei powoduje, że on sam wyklina Boga, szydzi z niego i zostaje wygnany przez parafian. Po wielu latach Charlesa Jacobsa spotyka Jamie Morton, który od dawna prowadzi tułacze życie rockandrollowego muzyka. Za przysługę byłego pastora, zawrze z nim pakt, o jakim nawet diabłu się nie śniło.

Przebudzenie zaczyna się bardzo dobrze, autor przedstawia czytelnikom przeszłość głównego bohatera w naprawdę interesujący i sentymentalny sposób. Czyta się to z ogromną ciekawością - King tworzy ten swój charakterystyczny amerykański klimat z końca XX wieku. Ale z tą melancholijnością go chyba trochę poniosło, bo przez znaczną część książki jest fajnie, ale brakuje jakby czegoś strasznego, mrocznego, tajemniczego. Po co reklamować książkę jako horror, skoro nim nie jest? Dopiero zakończenie historii daje nam jakąś cząstkę tego gatunku, ale nie wywołuje też skrajnych emocji, jak chyba powinno.
We wstępie wspomniałam o lekcjach fizyki - jeden z bohaterów zajmował się elektrycznością  i w książce można się dowiedzieć różnych rzeczy na ten temat. Mnie one niespecjalnie interesowały, a kiedy czytałam o niej już któryś raz z kolei, miałam ochotę usnąć i nie czytać tego dalej.  Jest z nią związany pewien wątek, niby ten najważniejszy - przedstawiony dopiero pod koniec, ale nie zmienia to faktu, że w Przebudzeniu elektryczności jest poświęcone stanowczo za dużo uwagi. Może też denerwować tutaj kwestia religijna, raz zagorzały pastor, później wyklinający Boga, następnie znowu go niby kochający i tak w kółko. 

Największym za to plusem w tej książce jest wprowadzenie czytelnika w ciekawie wykreowany świat i opisanie kultury amerykańskiej z wieloma szczegółami, co pozwala wejść w opowiadaną przez autora historię. Świetnie zostały też przedstawione krajobrazy USA, czy też opowieści przeróżnych bohaterów. Najciekawszym z nich wydaje mi się właśnie główna postać, której prześledziłam życie od dzieciństwa do wieku dojrzałego i miałam szansę widzieć, jak ta osoba dorasta, wpada w pewne nałogi, stara się z nich wyjść, układa sobie życie. King stworzył w tym przypadku barwną i wyrazistą kreację.

Niestety pomimo tych plusów Przebudzenie wypada średnio. Minusem jest zbyt rozwleczona akcja, przez co dzieje się naprawdę niewiele. Kiedy czytałam tę powieść, cały czas zadawałam sobie pytanie, w którym momencie w końcu zacznie się coś dziać i tak powtarzało się to do samego końca. King tutaj nie porywa, nie zaskakuje, nie wywołuje tak skrajnych emocji jak w innych swoich książkach. Czy polecam? Na pewno nie osobom, które chciałyby rozpocząć przygodę z twórczością tego pisarza.
Ocena 3+/6
Recenzja napisana dla portalu A-G-W.info.
 http://www.a-g-w.info/home

piątek, 18 lipca 2014

Joyland - Stephen King

„Starość spojrzała na młodość i aplauz młodości najpierw osłabł, a potem ucichł.”

Każdy z nas chyba lubi wesołe miasteczka - jedni wolą te duże, komercyjne, inni objazdowe, a jeszcze inni chętnie wracają do tych starych, przypominających im swą młodość. Te, gdzie z karuzeli złazi farba, a wszystko skrzypi i trzeszczy. Ma to swój jakiś urok. Gdy do tego wyobrażenia doda się jedno, krótkie, ale bardzo znaczące nazwisko, całość aż krzyczy, aby zagłębić się w ten świat. King. Znacie, kojarzycie? Pewnie, że tak. Z ulgą mogę już zdradzić, że Joyland okazało się tak świetne, na jakie się zapowiadało.

Devin Jones jest studentem, który zatrudnia się podczas wakacji w lunaparku. Niedługo później zostawia go dziewczyna, a praca staje się dla niego ucieczką od złych myśli. Z czasem okazuje się, że zwykłe wakacyjne zajęcie przeradza się w coś większego - bohater dowie się czegoś o brutalnym morderstwie sprzed lat, spotka umierające dziecko, a przy tym uświadomi sobie wiele prawd o życiu, które wielu ludziom umykają. Znajdzie też odpowiedź co następuje po tym, jak umrzemy. Wesołe miasteczko stanie się dla niego cennym doświadczeniem, którego nigdy nie zapomni.

Sięgając po Joyland miałam trochę inne wyobrażenie fabuły, niż to, które dostałam. King najczęściej kojarzony jako król horroru tutaj pokazał czytelnikom coś innego, ale niektórym również dobrze znanego. Ci, którzy znają Zieloną Milę pewnie doskonale wiedzą o co chodzi. Nie jest tak strasznie jak w przypadku powieści To, czy Carrie, ale tutaj poruszane są zupełnie inne problemy, które są równie (albo i nawet bardziej) fascynujące i poruszające.



Muszę przyznać, że Stephen King mnie tą historią niezaprzeczalnie oczarował. Osadził swoją fabułę w większości w wesołym miasteczku, dzięki czemu stworzył ten niepowtarzalny klimat. Pokazał jak sprzedaje się zabawę, jak wygląda to uroczo i pracowicie, a gdzieś w najmniej spodziewanym momencie wsadził kij w mrowisko. Świetne jest również jego poczucie humoru, przez które wiele razy nie mogłam przestać się śmiać i pewne fragmenty czytałam na głos osobom, które były gdzieś blisko mnie. Warto zwrócić uwagę też na podróż w przeszłość - sentymentalną, w której główny bohater przypomina sobie o zespołach jakich słuchał w młodości. Spotkamy tutaj np. The Doors.

Niesamowite w tej powieści jest to, że nie wciąga przez nutkę strachu, ale przez takie zwykłe wartości w życiu każdego człowieka. Pisarz opowiada o miłości, stracie, dojrzewaniu, przyjaźni, kłamstwie i starzeniu się w sposób tak ciekawy i oryginalny, że nie da się oderwać od książki. Historia pomimo, że nie nasza staje się nam bliska, a sami możemy utożsamić się z poszczególnymi postaciami. Bo kreacja bohaterów również wyszła świetnie - są naturalni, mają wady i są takimi zwykłymi ludźmi, których możemy spotkać każdego dnia. Tylko każdy z nich posiada swoją opowieść, której wiele osób może im zazdrościć.

Joyland to jedna z lepszych książek jakie przeczytałam w tym roku, o ile nie najlepsza. Jest idealna na lato i z pewnością wrócę do niej za rok, w wakacje. Na dodatek ma cudowną okładkę zachęcającą już na wstępie do sięgnięcia po tę niezwykłą powieść. Polecam bardzo, bardzo gorąco.
Ocena 6/6

czwartek, 7 listopada 2013

Carrie - Stephen King


Tytuł oryginału: Carrie
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 8 października 2013
„Ludzie z wiekiem nie stają się lepsi, stają się tylko sprytniejsi. Kiedy jesteś starszy i mądrzejszy, to wcale nie przestajesz obrywać skrzydełek muchom, po prostu potrafisz wymyślić lepsze powody, żeby to usprawiedliwić.”

Potworem od dziecka nazywamy jakąś tajemniczą bestię, która może nas skrzywdzić. Ale dopiero z wiekiem odkrywamy, że pod tym słowem może kryć się nawet człowiek, istota wydawać by się mogło, dobra i przyjazna dla innych. Są jednak zawsze jakieś powody, które spowodowały, że ten ktoś stał się taki, a nie inny. Najgłówniejszym z nich są ludzie - to oni sprawiają, że ktoś może bez żadnych powodów wylądować na samym dole wymyślonych hierarchii. Ktoś bardzo wrażliwy może zacząć pałać żądzą zemsty do wszystkich tych, którzy przez większą część życia z niego szydzili i wytykali palcami. Oczywiście tamci nie widzą nic dziwnego w tym, co robili będąc dziećmi i tym co robią teraz, będąc na progu dorosłości. Rzadko kiedy potrafimy przyznać się do własnych błędów. A głupie posunięcie się może przybrać niespodziewany obrót spraw...

Carrie White to osamotniona licealistka, którą od pierwszego dnia w szkole wszyscy wyśmiewają, a jej matką to fanatyczka religijna, która we wszystkich czynach swej córki i całego świata widzi zło. Główna bohaterka postanawia się zbuntować i idzie na szkolny bal, który powinien być najszczęśliwszym momentem jej życia. Niestety tam pada ofiarą złośliwego żartu, a wtedy rozpętuje się piekło... Moce dziewczyny wzmacniają się w wyniku gniewu, a wszyscy, którzy ją zranili mogą być pewni, że gorzko tego pożałują.

Carrie to pierwsza powieść Stephena Kinga, z którą zapoznałam się już kilka lat temu, a w ostatnim czasie przeczytałam ją po raz drugi. To właśnie od tej pozycji zaczęła się moja przygoda z tym pisarzem i pomimo pewnych jej mankamentów, o których wspomnę w dalszej części recenzji, zawsze będę darzyła ją szczególnym sentymentem. Warto również wspomnieć o kilku ekranizacjach, jakich doczekała się ta książka, a ostatnią można obejrzeć aktualnie w kinach z Chloë Grace Moretz i Julianne Moore w rolach głównych.

Muszę przyznać, że moja kolejna styczność z tym utworem nie wywarła na mnie tak ogromnego wrażenia, jak to kilka lat temu. Jest to spowodowane tym, że doskonale wiedziałam co wydarzy się za chwilę, jak to wszystko się zakończy. Niemniej jednak przypomnienie tego dzieła, było dobrym wyborem przed wybraniem się na film. Dlaczego ta książka, pomimo tego że została wydana w 1974 roku nadal jest aktualna, czytana i żywa wśród czytelników? Myślę, że to sama zasługa Stephena Kinga, który zasłużył na tytuł mistrza grozy dzięki swojemu świetnemu warsztatowi pisarskiemu i genialnymi pomysłami fabuł - a to zaczęło się już właśnie wtedy, kiedy wydał Carrie. Carrie, która nas przeraża, wywiera wiele skrajnych emocji i niezwykle intryguje. Pisarz świetnie sobie to wymyślił - zacząć karierę pisarską od historii, w której główną postacią będzie nielubiana dziewczyna ze zdolnościami telekinetycznymi.

Największym atutem powieści jest kreacja bohaterów - barwna, wyrazista, czasami aż chwytająca za serce. Kiedy przypomnę sobie przeczytane przeze mnie książki Kinga, to dosłownie w każdej z nich postacie zapadały najbardziej w pamięć. Czy to te bardziej realistyczne, czy też te mniej - o każdej teraz mogłabym powiedzieć kilka zdań. Tak też jest i tutaj. Po Carrie White można było bez trudu zobaczyć wypisany na twarzy ból, jaki nosiła w sobie od wielu lat, ale nie dało się jej rozpracować i do końca zrozumieć. A jej matka była jeszcze bardziej tajemnicza od niej, chociaż wydawać by się mogło, że bardziej się nie da. No cóż - jak widać, jest inaczej. Bo pani White jako fanatyczka religijna wzbudzała we mnie dosłownie co chwilę obrzydzenie, przerażenie i strach. Wydaje mi się, że nie łatwo było stworzyć taką postać, która swoim zachowaniem odzwierciedlała najgorsze strony człowieka, a przy tym była tak bardzo zacofana i ślepo wierząca we własne słowa. Pozostali odegrali mniej znaczące role, ale autor postarał się o to, abyśmy o nich nie zapomnieli i umieli odtworzyć nawet kilka miesięcy później co takiego zrobili.

Wspomniałam wyżej o pewnych mankamentach. Uwierzycie? Teraz, kiedy znam kilka książek Kinga mogę je bez wahania wypisać, choć są tylko dwa. Z racji tej, że to pierwsza jego powieść nie trzeba spodziewać się wielkiego arcydzieła i wiadomo, że mogą wystąpić pewne zgrzyty. Ja zwróciłam uwagę na chwilami występujące sztuczne dialogi pomiędzy bohaterami, które w ogóle do mnie nie docierały i wydawały się być tylko po to, aby zapełnić miejsce. Jeśli o miejscu mowa, to Carrie jest dla mnie za krótka (tak, tak wiem, że dzieje się to wszystko w krótkim czasie itd.) i właśnie przez to wszystkie wydarzenia końcowe mijały za szybko, a później to wszystko zlało się w jedno, a w głowie pozostał mętlik.

Wiele osób może zastanawiać się od jakiej książki powinno zacząć czytać twórczość Stephena i tak naprawdę można od każdej, aby go polubić, ale myślę, że to właśnie Carrie będzie jednym z lepszych wyborów. Ma w sobie wszystko to, za co ceni się literaturę grozy - pełną napięcia fabułę, wyrazistych bohaterów, którzy potrafią nieźle namieszać i nas przerazić, wywołuje niepokój, strach i dość często szokuje. Uważam, że naprawdę warto zwrócić uwagę na ten utwór i przekonać się na własnej skórze, dlaczego Carrie jest pozycją nadal aktualną.
Moja ocena 5/6, 8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.

Zwiastun filmu - Carrie:

niedziela, 25 września 2011

Zielona Mila - Stephen King

,,Każdego z nas czeka śmierć, bez wyjątku, ale Boże... czasem Zielona Mila wydaje się taka długa.

Wydawać by się mogło, że to moje pierwsze spotkanie z Zieloną Milą, jednak tak nie jest.. Kilka miesięcy temu oglądałam film, o którym myślałam przez kilka dni, o tym jak pod koniec seansu po policzkach płynęły łzy, nad którymi nie dało się zapanować. Film wstrząsnął mną do głębi, czy tak samo było z książką? Dowiecie się tego trochę dalej..

Stephen King jest uważany za mistrza grozy, a dla mnie jest jednym z ulubionych pisarzy. Mimo, że przeczytałam jego dwie słabe książki, nadal lubię sięgać po te wysoko oceniane i sama porównywać książkę do poprzednich przeczytanych.  Nie myślałam, że sięgnę po tę pozycję tak szybko, odkładałam ją na później i w końcu za sprawą projektu ROZMAWIAJMY, przeczytałam..

Jest rok 1932, gdzie w USA panuje głód i bezrobocie. W tym samym czasie Paul Edgecombe pracuje w więzieniu jako strażnik na bloku E. Bloku, z którego więźniowie nie wychodzą.  Oni umierają na krześle elektrycznym, zwanym inaczej Starą Iskrówą. Ostatnią drogą jaką pokonają jest przejście do sali śmierci po zielonym linoleum. 
Paul na co dzień spotyka się z ludźmi, którzy kogoś zamordowali, zgwałcili itd. Pewnego dnia na blogu E pojawia się John Coffrey, olbrzymi murzyn, który został skazany za zbrodnię dwóch bliźniaczek. Gdy go złapali powtarzał non stop: ,,Nie mogłem nic pomóc''. Nikogo to nie obchodziło co mówił, powtarzał. Dla nich najważniejszą rzeczą było to, że zabił dwie małe dziewczynki. Myślicie teraz, że sprawiedliwie by było posadzić go na krześle elektrycznym? To takie proste niestety nie jest, bo jak się okazuje sprawy wyglądają nieco inaczej..

Po przeczytaniu nie wiedziałam co powiedzieć. Oglądałam film, więc wiedziałam co się wydarzy jednak zakończenie było dla mnie takim samym zaskoczeniem jak dla tych, którzy pierwszy raz mieli styczność z Zieloną Milą Stephena Kinga. Przeczytanie książki rozłożyłam sobie na cały tydzień, dlatego, że nie mogłam przeczytać tego ''na jeden raz'' i tak właściwie nie miałam kiedy i jak. Lekturę wbrew pozorom czyta się szybko, za co należy dziękować autorowi że nas nie zanudzał niepotrzebnymi opisami.

Bohaterowie.. Czytając na pewno każdy zauważy, że postacie wykreowane przez Kinga są wyraziste. O każdym można się dowiedzieć co nieco, a najciekawszym stanowczo był Paul Edgecombe i John Coffrey.  Problemy, rozmowy, myśli, cud, zdziwienie i wyraz twarzy skazanego. Fragmenty z tymi elementami mogłam czytać kilka razy, bo sama nie mogłam uwierzyć, ze King potrafi wprowadzić czytelnika w taki straszny i zarazem piękny świat. 

Nie oceniam tej książki na maksimum punktów, bo film jednak (o dziwo!) podobał mi się bardziej. Nie wiem dlaczego, może w nim było ,,to coś'', czego nie zauważyłam podczas czytania?

,,Zielona Mila'' jest którąś z kolei przeczytaną książką Stephena K. która mnie zachwyciła i pozostawiła jakiś ślad w moim mózgu. O takiej lekturze nie da się zapomnieć od razu, po prostu. Nie chce was na siłę zachęcać do przeczytania tej książki, ale naprawdę warto. :) 
Moja ocena 5,5/6 

niedziela, 26 czerwca 2011

Pod kopułą - Stephen King


Czy wyobrażacie sobie, że pewnego dnia wasze miasto zostaje odcięte od reszty świata, a miastem zaczynają rządzić ludzie, którzy zabijają, gwałcą? Oczywiście, że nie, bo to jest niemożliwe. Czy aby na pewno?
Byłam ciekawa tej książki, po tym jak została jedną z najlepszych książek 2009 roku według The New York Times. 
Czy tym razem mistrz grozy zaskoczył mnie? Tak, stanowczo tak. Może powieść ta nie przeraża tak jak ''TO'', jednak ma to coś w sobie, co przyciągało mnie do niej, co nie pozwalało odłożyć jej na bok. Jestem pełna podziwu, ponieważ czytając, spotykamy ponad 60 postaci, a o każdej jest coś napisane. Każda postać jest ważna, zapamiętaj to. Abyś zaczynając czytać tę powieść, nie pomyślał - czytelniku, że taki Niechluj, pijaczyna, może pomóc ludziom, którzy są blisko śmierci.


Po opisie wiemy już, że miasteczko Chester's Mill w stanie Maine, zostaje odcięte od świata. Bariera, klosz, kopuła - tak nazywają to co powoduje katastrofy lotnicze, wypadki samochodowe, okaleczenia. Próbując podejść tam z telefonem komórkowym, zginiesz. Dotykając to - czujesz jakby coś poraziło cię prądem. We wnętrzu kopuły zaczyna się toczyć prawdziwa walka dobra ze złem. Dale Barbara, dla znajomych Barbie staje po stronie dobra, natomiast Duży Jim Rennie po stronie zła. Myślicie, że policja stanie po stronie dobra? Powiem więc, że się mylicie. Na dodatek Duży Jim i jego syn Junior Rennie ukrywają w mrocznej spiżarni, równie mroczną tajemnicę.. A do czego obaj są zdolni, przekonajcie się sami sięgając po tę książkę.

King jasno przedstawił sprawę miasteczka odciętego od reszty świata. Zaczyna się ładnie, pięknie, ale czy skończy się również tak? Z tym pytaniem, połknęłam całą książkę. Zobaczyłam jak ludzie, którzy są niewinni, lądują w więzieniu, jak ludzie, którzy bronią swojego miasteczka - zostają zabici. Autor przedstawił nam, to, z czym walczymy codziennie, ze złem. Obserwowałam jak ci, którzy chcą sprawiedliwości, robią wszystko aby dopiąć swego. Mistrz grozy, jak zawsze świetnie sobie poradził z tym, aby czytelnikowi serce biło coraz szybciej. Ci ze słabymi nerwami mogą zacząć obgryzać wszystko co mają obok siebie - ołówek, długopis, ostrzegam!

''Pod kopułą'' jest powieścią, gdzie doszukamy się tajemnic, zabójstw, jak i miłości, przyjaźni mieszkańców Chester's Mill w stanie Maine. Książka momentami przeraża i powoduje, że czytelnik zaczyna snuć refleksje nad dobrem i złem. Często jest tak, że te najgrubsze książki, stają się najlepszymi i tak jest również w przypadku tej powieści. Czytając, bawiłam się przy niej i dowiedziałam się, że dobrze na tym wyszłam(str.926) =]

Moja ocena 6/6