Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moroje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moroje. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 17 czerwca 2014

Kroniki krwi 1-3, Richelle Mead

 „Świat jest moją sceną. Trzymaj się blisko mnie, a dostaniesz gwiazdorską rolę w tym przedstawieniu.''

Moja miłość do świata nocnych istot Richelle Mead nie skończyła się na Akademii Wampirów. Autorka stworzyła nową serię opartą na dobrze nam znanej historii Rose, Dymitra i Adriana. Sama się sobie dziwię, że sięgnęłam po nią dopiero teraz, ale za to przeczytałam trzy części jedna za drugą. Powtórka z AW? Prawie, brakuje tylko trzech tomów. Myślałam na początku, że ten cykl nie spodoba mi się aż tak bardzo, bo nie będzie tu moich ulubionych bohaterów. Guzik prawda. Jest za to Adrian i Sydney. No i okazało się, że Kroniki krwi dorównują poziomem Akademii.

Sydney popadła w niełaskę alchemików za to, że pomagała Rose Hathaway, dampirzycy, która była oskarżona o królobójstwo. Teraz, aby udowodnić swoją niewinność i wierność dla organizacji będzie musiała chronić księżniczkę Jill Dragomir, którą ktoś usilnie próbuje zlikwidować. Zadaniem alchemików jest dbanie o życie ludzi i zacieranie śladów po wampirach. Trzymają równowagę pomiędzy dwoma światami i muszą zawsze swoją pracę stawiać na pierwszym miejscu. Dla Sydney z czasem będzie to trudniejsze - obecność tylu wampirów i dampirów łatwe nie będzie, ale może jej w tym pomóc nie kto inny jak Adrian Iwaszkow...

„Użyłem płynu o sosnowym zapachu. Rozumiesz, posprzątałem. - Wykonał dramatyczny gest w stronę kuchni. - Tymi rękami, które nie plamią się pracą.'' 

Bardzo podoba mi się to, że autorka postanowiła stworzyć serię, w której główną bohaterką jest Sydney Sage, bo z Akademii Wampirów wiemy o niej tak naprawdę niewiele. Jej postać była owiana tajemnicą, a przez to strasznie intrygowała. Tutaj miałam wrażenie, że to zupełnie inna osoba niż tam - a to dlatego, że czytamy powieść z jej perspektywy i znamy jej wszystkie uczucia i myśli, nawet te najbardziej skryte. Fajne jest w niej również to, że nie wiadomo do końca jak postąpi w danej sytuacji, jaką podejmie decyzję. Najpierw rozsądna i bardzo odpowiedzialna, potem zaczyna się zmieniać.

Teraz wyobraźcie sobie, że do takiej uporządkowanej dziewczyny, Richelle Mead dobrała Adriana, który znany jest z uwielbienia do alkoholu, kontrowersyjnych zachowań i nieobliczalności. Muszę przyznać, że wyszło z tego wiele zabawnych sytuacji, przez które nie mogłam przestać się śmiać. Dzięki tej dwójce nie dało się nudzić, cały czas wynikały jakieś dziwne problemy. A nie można zapomnieć o pozostałych bohaterach, którzy serwują nam kolejne porcje emocji i zabawy. Przybywa ich też z tomu na tom coraz więcej, pojawiają się nowe zagadki i jest coraz ciekawiej!

 „Wiesz... - zaczął - w normalnych okolicznościach fakt, że zaprosiłaś mnie do sypialni, byłby wydarzeniem dnia.''

Pisarka nie skupia się wyłącznie na alchemikach i wampirach, a wprowadza również inne organizacje i ludzi z pewnymi zdolnościami. Nie chcę dużo zdradzać, ale możecie być pewni, że świat w Kronikach krwi może okazać się nawet bardziej skomplikowany niż w AW. To co najbardziej lubię w twórczości Mead to jej lekki styl, dzięki któremu przez lekturę się płynie. Nie ma też jakichś zawieszeń i nudnych wątków - całość trzyma się naprawdę nieźle i nie da się oderwać od czytania.

Mogę przyczepić się jedynie do powtarzania tego co już było (tak samo jak w Akademii Wampirów), autorka w drugim tomie przypomina co było w pierwszym, a trzecim co było w drugim. Jest to dobre dla tych, którzy sięgają po kolejne części po paru miesiącach, a dla mnie nie, kiedy sięgam po nie jedna za drugą. Chwilami też irytowała mnie Sydney, która była za bardzo idealna, którą wszyscy chwalili i nie miała żadnych wad. Zaczęło się to z czasem zmieniać, ale sami rozumiecie, że nie ma nikogo idealnego i to wypadło trochę mało realistycznie.

Co nie zmienia faktu, że Kroniki krwi są super! Nie potrafiłam skupić się przez tę serię na nauce i kiedy robiłam sobie przerwy, to cały czas myślałam, co się stanie z bohaterami. Końcówka każdej części została tak napisana, że można się pokroić z ciekawości co będzie dalej... No właśnie. Ja mam ochotę po przeczytaniu Magii indygo, a czwartego tomu jeszcze nie ma. Tak więc, jeśli znacie świat AW polecam bardzo, ale to bardzo: Kroniki krwi, Złotą lilię i Magię indygo


piątek, 2 maja 2014

„Ostra jak kolec, dzielna nad życie'' - o dzikiej Rose i Akademii Wampirów

Czasami bardzo trudno jest mnie przekonać do czegoś, na przykład do przeczytania jakiejś książki, czy całej serii. Bo postanowię sobie, że wcale nie mam ochoty jej poznawać i tak uparcie stoję przy swoim zdaniu do czasu, aż uzmysłowię sobie, że dana osoba nie da mi spokoju dopóki nie zapoznam się z nią. Tak miałam z Akademią Wampirów. Kiedy pierwszy raz o niej usłyszałam (i musiałam  przy okazji wysłuchać hymnu pochwalnego na jej cześć), pomyślałam sobie: kolejna seria o wampirach! I tak sobie myślałam przez kilka miesięcy co jakiś czas maltretowana przez przyjaciółkę - Jak możesz nie chcieć tego czytać!; To jest takie fajne!; Musisz to przeczytać!. Sami rozumiecie, cierpliwość ma swoje granice... 

Przeczytałam pierwszy tom. Był całkiem okej. Chociaż parę rzeczy mi się nie spodobało, to jednak sięgnęłam po kolejny, a potem po trzeci, czwarty i tak do szóstego. Sześć tomów w cztery dni - druga klasa gimnazjum. Dużo się nie zmieniło, bo w tym roku zrobiłam powtórkę z rozrywki! Zajęło mi to tylko dwa dni dłużej, a bawiłam się równie dobrze jak parę lat temu. Akademia Wampirów jest teraz jedną z moich ulubionych, co ja piszę, jest moją ulubioną serią książkową do której mogę wracać milion razy i ekscytować się pewnymi fragmentami jak małe dziecko, które dostanie nową zabawkę. Tak, tak - a teraz postaram się Wam wyłożyć co i jak.

„Dawno temu zawarłam układ z Bogiem. Obiecałam mu wiare, pod warunkiem, że pozwoli mi pospać dłużej w niedzielne poranki.”

Rosemarie Hathaway jest pół-człowiekiem i pół-wampirzycą (dhampirem), której zadaniem jest ochrona dobrych wampirów - morojów przed złymi strzygami. Od urodzenia uczy się zasad walki w szanowanej i szczycącej się pradawną historią szkole dla wampirów i dhampirów - w Akademii Świętego Władimira. Najlepsza przyjaciółka Rose, a zarazem ostatnia dziedziczka rodu - Wasylissa Dragomir przeżyła śmierć rodziców i starszego brata, a teraz grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Na dodatek dziewczyny poznają wybitnego nauczyciela walki Dymitra Bielikowa (tak jak Rose, również jest on pół-wampirem).
  
Wikipedia lepiej radzi sobie z opisami niż ja i jest większa szansa, że lepiej zrozumiecie. Kiedyś przeczytałam podobny i wcale nie wydał mi się szczególnie oryginalny. Bo szkoła kojarzyć się może z Hogwartem (z tą tylko różnicą, że tam są czarodzieje, a tutaj wampiry i dhampiry), a same istoty nocy były wtedy tak popularne w literaturze, że nie dawałam AW praktycznie żadnych szans. Ale wszystko się zmieniło, kiedy poznałam świat stworzony przez Richelle Mead.
 Jest inny, a tę inność zawdzięcza niesamowicie wyrazistym i barwnym bohaterom, których rozmowy często mogły rozłożyć na łopatki i wywoływać niekontrolowane wybuchy śmiechu. Autorka zbudowała główne wątki, na których starała się skupiać nie tylko swoją, ale i czytelników uwagę - wątek walki o władzę, miłości, walki ze strzygami, przyjaźni i wielu innych pobocznych, niemniej równie ważnych. Ich mnogość sprawiała, że nie dało się zrobić kilkudniowej przerwy między tomami - dlatego skończenie tomu trzeciego o drugiej w nocy nie przeszkadzało mi w tym, żeby zacząć czwarty kilka minut później. AW to takie pudełeczko czekoladek - czyta się dotąd, aż skończy się wszystko. Co z tego, że bolą oczy i powinno się pójść spać. Rose i spółka ważniejsi! 

Akademię Wampirów kocham przede wszystkich za dziką i szaloną dhampirkę Rose oraz surowego i śmiesznego Dymitra (Dimkę). Mogłoby nie być pozostałych postaci, a i tak byłoby ciekawie bo to oni są, że się tak wyrażę, gwiazdami tego cyklu. Często wkurzałam się na pisarkę za to, że nie skupia się na tej dwójce, tylko pokazuje nam, co dzieje się u pozostałych, ale no... Hathaway i Bielikow są fajniejsi! Później dołącza tu również Adrian, który jest przeciwieństwem Dymitra - ale nie będę się o nim rozpisywać, bo mogłoby się to skończyć źle. Na przykład na dwóch stronach worda. Także nie. Sami zobaczcie jacy są kochani i jak szybko ich polubicie :).

 Kiedy czyta się jakieś książki po dwa razy, albo i więcej, to czasami może zmienić się nasze zdanie o nich. Moje zmieniło się na lepsze (tak jakby). Bo bardziej zaakceptowałam część pierwszą, ale zauważyłam dziwną przypadłość Richelle Mead. Autorka lubi się powtarzać, czyli że w drugim tomie będzie przypominać co działo się w pierwszym, a w trzecim co... no wiecie. A najwięcej uzbierało się tego w części czwartej. I jest to okej dla osób, które miały kilkumiesięczną przerwę pomiędzy tomami, dla mnie nie bardzo. Bo pięć minut wcześniej przeczytałam o tym i teraz muszę czytać to znowu. Trochę irytujące, ale da się z tym żyć dalej. No i jeszcze Rose, która ogólnie jest cudowną bohaterką, ale chwilami jej waleczność i to, że sama sobie ze wszystkim poradzi było dziwne. Wybaczyłam. Bo to Akademia Wampirów, rozumiecie. 

Fabuła rozgrywa się nie tylko w murach szkoły, ale i poza nimi, gdzie dzieje się duużo więcej. Brak ochrony, latające sobie gdzie popadnie strzygi czyhające na wampiry czystej krwi - to taki ułamek życia poza Akademią. Jednak czytanie o przygodach bohaterów wśród społeczeczności młodych i uczących się ma swój jakiś niepowtarzalny klimat. Pokazuje też pewien kontrast, pomiędzy tym jak wygląda szkolenie na strażnika w szkole, w której wszyscy mają zapewnione bezpieczeństwo i poza nią, kiedy każdy jest zdany wyłącznie na siebie. 
 Richelle Mead miała naprawdę bardzo dobry pomysł na stworzenie świata, w którym dhampiry chronią morojów przed strzygami i wyszło jej to rewelacyjnie. Połączyła ze sobą mnóstwo wątków, które razem tworzyły coś co miało sens i co bawiło mnie podczas czytania. Akademia Wampirów to gigantyczny pochłaniacz czasu, a przynajmniej w moim przypadku taki jest - bo nie potrafię oderwać się od przygód Rose, Dymitra, Lissy, Christiana i wielu innych postaci. Cały czas dzieje się u nich coś ciekawego i chwilami chciałoby się, aby autorka przestała wpakowywać ich w kłopoty - odpoczynek od czytania raz na jakiś czas byłby fajną sprawą. Tylko tak jakby się nie da. 

Przekroczyłam próg Akademii Świętego Władimira, odwiedziłam kurort zimowy podczas ferii, widziałam walkę z całym zastępem strzyg, wraz z Rose przebyłam całą Syberię w poszukiwaniu kogoś, kto powinien umrzeć i próbowałam ocalić z nią pewną duszę... A to tylko przedsmak tego, co udało mi się zobaczyć i zrobić w podróży dzięki Richelle Mead. Pewnie pokroiłabym się na kawałki, gdyby pisarka nie wpadła na taki wspaniały pomysł, jakim było stworzenie kolejnej serii opartej w jakimś stopniu na AW. Mowa tu o Kronikach krwi, cyklu, w którym spotkać można dobrze znane nam postaci. Wracając jednak do Akademii Wampirów. Dla mnie jest to jedna z ważniejszych serii, a książki zajmują specjalne miejsce nie tylko na półce, ale również w moim sercu. Rzadko kiedy udaje mi się aż tak bardzo zżyć z głównymi bohaterami jak tutaj i tak często wracać do nich myślami. 

Moja córeczka – mruknął. – Zaledwie osiemnastolatka, a już została oskarżona o popełnienie morderstwa, pomagała kryminalistom i ma na koncie więcej ofiar niż większość strażników przez całe życie. – Urwał. – Nie mógłbym być bardziej dumny.''

Właśnie dlatego zachęcam Was do zapoznania się z tą serią. Może Wam spodoba się tak bardzo jak mi? Bo z pewnością nie jest ona nudna, a zabawna, szczera, z niespodziewanymi zwrotami akcji i najlepszymi bohaterami, jakich widział świat. Serio!

 Akademia Wampirów | W szponach mrozu | Pocałunek cienia | Przysięga krwi | W mocy ducha | Ostatnie poświęcenie 

Zdjęcia pochodzą z: http://weheartit.com/