Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2/6. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2/6. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 października 2014

Dwie głowy anioła - Hanna Cygler

Po Głowie anioła przyszła kolej na... Dwie głowy anioła. O ile ta pierwsza wywarła na mnie dość dobre wrażenie i czytało się ją całkiem fajnie, to w przypadku tej drugiej tego powiedzieć (czy też napisać) się nie da. Nawet jakby się bardzo chciało i próbowało. Sięgnęłam po nią, bo byłam ciekawa jak potoczą się losy bohaterów, ale moje zainteresowanie tą serią malało z każdą kolejną przewracaną kartką. O czym więc opowiada nam w tym tomie Cygler?

O Julii Cassini i Alku Orlicz-Druckim, którzy zostali małżeństwem. Zakochanie powoli mija i oboje z coraz większą niechęcią odnoszą się do siebie i wszystkiego co robią. Na dodatek żyją w zupełnie innych światach - Julia jako znana architekt nieustannie wyjeżdża za granicę, zostawiając nie tylko męża, ale i dzieci. A Alek jedzie do swojej rodzinnej miejscowości, gdzie zaszły spore zmiany. Jego wypoczynek przerywa znalezienie zwłok i wiele innych, dość dziwnych sytuacji.

Na okładce znajdziecie trochę inny opis i według mnie jest on bez sensu, bo w książce jest jakby trochę inaczej. Co nie oznacza, że wcale lepiej i ciekawiej. Kiedy zaczęłam czytać Dwie głowy anioła, nie potrafiłam zrozumieć o co chodzi autorce i dlaczego ci bohaterowie stali się nagle aż tak bardzo idiotyczni, infantylni i sztuczni do granic możliwości. Myślałam, że dalej będzie lepiej, ale z przykrością stwierdzam, że nie było. Było nawet gorzej. Miałam wrażenie, że czytam historię, w której główne role odgrywają dzieci z podstawówki i wcielają się w dorosłe osoby. Serio.
Fajnie byłoby, gdyby historia przynajmniej potrafiła mnie jakoś zainteresować i wciągnąć, ale niestety. Dlatego podczas lektury wyobrażałam sobie różne scenariusze jej zniknięcia z mojego życia. Rzucić nią o ścianę, wywalić przez okno, spalić, a może dać do zabawy w wyrywanie kartek, czy też mazanie po nich dzieciom? Muszę przyznać, że patrzenie na to byłoby o wiele bardziej fascynujące niż czytanie tego czegoś. Bo działania bohaterów były pozbawione jakiegokolwiek sensu, a ja czytając ich tę jakże życiową opowieść, miałam ochotę nad nią płakać i wyrywać sobie włosy.

Nie podobało mi się również używanie przez postaci (najczęściej Alka) jakichś łacińskich sentencji, cytatów w mało odpowiednich momentach. Może Cygler chciała pokazać przez to, jacy oni są inteligentni, ale pokazała jedynie, jacy są durni. Bo wyobraźcie sobie sytuację, w której z kimś rozmawiacie, a ten ktoś rzuca wam ni z tego ni z owego: Nemo sapiens, nisi patiens. Jeszcze byłoby to w porządku, gdyby ci bohaterowie naprawdę byli mądrzy i normalni, ale nie byli.

Dwie głowy anioła to dla mnie totalny gniot. Wątek sensacyjny, który w części pierwszej wyszedł naprawdę fajnie, tutaj zszedł na dalszy plan i go praktycznie w ogóle nie było. Za to elementy romansu przeistoczyły się w romans harlequinowy. Jedynymi plusami tej książki jest ładna okładka, która przyciąga wzrok i to, że się w końcu skończyła. Uf.
Ocena 2/6
Książka otrzymana od wydawnictwa Rebis.

czwartek, 21 marca 2013

Ciepłe ciała - Isaac Marion


Tytuł oryginału: Warm Bodies
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: wrzesień 2011
„Bo gdy już dotrzesz do końca świata, to nie ma wielkiego znaczenia, którą drogę wybierzesz.”

Jeszcze rok temu nie uwierzyłabym w to, że przeczytam książkę o zombie, istotach, które w ogóle mnie nie interesują i nawet nie wydają się ciekawe. Zmieniłam jednak zdanie, kiedy zobaczyłam zwiastun filmu Wiecznie żywy, który powstał na podstawie Ciepłych ciał. Krótka zapowiedź bawi, intryguje i zachęca do pójścia do kina, a ja jako dziecko książek sięgnęłam po pierwowzór z dość dużymi oczekiwaniami. Popełniłam też dość duży błąd bo powieść okazała się dość słaba i na pewno nie ma w niej nic zabawnego i czarującego. W sumie czemu się dziwić, czytając o zjadaniu mózgu można być tylko zniesmaczonym.

Poznajcie R, który nie ma imienia, wspomnień i pulsu. Żyje wraz z innymi zombie na opuszczonym lotnisku, nie robiąc nic pożytecznego i nie odczuwając upływu czasu. Kiedy stają się głodni, idą do miasta w poszukiwaniu Żywych aby ich zabić i zjeść. Zjadanie części ciała powoduje przepływ  wspomnień ofiar, obserwowanie tego kim byli. Na jednej z takich wypraw coś się zmienia - R znajduje Julie i ocala ją przed śmiercią. Dziewczynę zabiera razem ze sobą na teren Martwych, nie spodziewając się tego, jak ich znajomość może wpłynąć nie tylko na nich, ale cały świat. Zbliżają się zmiany, którym przeciwni nie będą zombie, a potwory dużo mroczniejsze od nich.

Chciałabym móc napisać o tej powieści same najlepsze rzeczy, że jest ekscytująca, że wciąga, że to zupełnie nowe spojrzenie na przyszłość i że potrafi poruszyć. Problem w tym, że nie mogę, ponieważ ona najzwyczajniej w świecie taka nie jest. Od samego początku jest dziwnie - zostajemy zapoznani z głównym bohaterem, który nie prezentuje sobą nic ciekawego i potrafi mówić tylko o tym, że nic nie pamięta, a pomimo tego różni się od innych. Czym? Lubi mówić, chociaż nie bardzo mu to wychodzi, lubi zjeżdżać ruchomymi schodami przez kilka godzin i się nie ruszać. Czy uważacie takie zachowanie za interesujące? Bo ja w ogóle, a kiedy dorzucimy do tego opisy zjadania, jakże smacznego mózgu, palców czy innych części ciała, uwierzcie mi, nie będzie ciekawiej. Z wielką niecierpliwością oczekiwałam momentu, w którym zombie spotka Julie myśląc, że może dzięki temu będzie zabawnie, ale nie było. Obojętność R praktycznie na wszystko co się wokół dzieje, była mało realistyczna, tak samo jak rozwinięcie wątku z żoną i dziećmi, po czym rzucenie go w kąt. Po co zaczynać coś, co w ogóle nie ma sensu i nie wpłynie nawet w najmniejszym stopniu na całą historię? To jeden z wielu wątków, które były niepotrzebne i nikt nie zauważyłby tego, gdyby zostały wyrzucone.

Autorowi nie można zarzucić z pewnością tego, że nie potrafi pisać - bo potrafi i to dość dobrze. Tylko jego problemem jest nie wiązanie ze sobą pewnych faktów, a przez to powieść traci na wiarygodności. Często punkt A nie zgadzał się z punktem B - tak jakby chciał połączyć ze sobą noc i dzień i zrobić z nich przyjaciół. Isaac Marion budzi w czytelniku coraz większą ciekawość tego co spotka bohaterów na samym końcu, ale zaraz psuje wszystko ich przewidywalnym zachowaniem. Od pewnego momentu wiadome jest, co za chwilę zrobią, co mogą powiedzieć. Zmiany zachodzące we wszystkich, są dość nieoczekiwanie, nie jest wyjaśnione dlaczego i co się za tym wiąże - sami musimy się domyślić, chociaż nie sądzę aby pisarz wiedział wiele więcej od nas. Pomysł na stworzenie takiej opowieści był ciekawy, ale niestety nie został do końca wykorzystany, a właściwie praktycznie w ogóle nie został wykorzystany.

Ciepłe ciała to książka, która ma więcej wad niż zalet, a przez to czytanie jej nie sprawia przyjemności, a zwiększającą się z każdą kolejną stroną irytację. Po jej przeczytaniu uświadomiłam sobie, że zombie to nie moja bajka i wątpię w to, abym kiedyś sięgnęła po coś w tym klimacie. Istoty te wywołały u mnie bardziej zniesmaczenie, niż chęć przeżywania wraz z nimi miłości do Julie. Nie była to fascynująca, cudowna i wspaniała przygoda, jak to jest napisane na okładce - właściwie nie wiem czy można nazwać to jakąkolwiek przygodą. Czyta się ja  bardziej z ciekawości i z nadziei że dalej będzie lepiej. Myślę, że ocena 2/6 jest dla tej pozycji i tak wysoka.
Moja ocena 2/6, 2/10
Za książkę dziękuję księgarni Gandalf.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Marysieńka Sobieska - Tadeusz Boy - Żeleński


Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2012

,,On już nie może, rok czeka jej powrotu. Nie może przecie wszystkiego rzucić i jechać do niej; bo któryż hetman retyrował się w zaczynającą się wiosenną kampanię?''


 Wiecie jak to jest, kiedy czyta się pozytywne opinie o książkach i chce się je później za wszelką cenę przeczytać? Oczywiście, że wiecie, bo na tym polega cała uroda blogosfery. Właśnie tak było z  ,,Marysieńką Sobieską'', tytułową bohaterką, którą chciałam poznać - a może nie ją samą, a jej tajemnice i intrygi. Więc kiedy nadarzyła się taka okazja, postanowiłam przeczytać książkę poświęconą właśnie tej kobiecie.. O tym czy przypadła mi do gustu, czy też nie, przekonacie się za chwilę.

Tadeusz Boy Żeleński zaczął swą historię, w momencie przybycia Marysieńki do Polski jako małej dziewczynki. Później śledzimy jej małżeństwo z Zamoyskim, które okazuje się nieudane i sztuczne. Możemy też obserwować jak z przyjaźni z Sobieskim rodzi się miłość, a jak zapewne się domyślacie, z tego - małżeństwo. Co było dalej?  ,,Lata u boku hetmana, następnie wspólne królowanie, aż po samotne wdowie lata, które spędziła w Rzymie, by spocząć w końcu u boku swego męża znowu w Polsce.''

Trudno jest mi ocenić tę książkę, ponieważ spodziewałam się naprawdę dobrej i wciągającej lektury. Jak się jednak okazało - tak nie było. Marysieńkę Sobieską czytałam na siłę - na początku wmawiałam sobie, że jeśli doczytam do 50 strony, później zacznie robić się ciekawiej. Więc tak też zrobiłam, ale jak nudziła mnie na początku, tak teraz również. Jednak chciałam poznać historię tej kobiety za wszelką cenę - dlatego próbowałam na różne sposoby czytać, np. nie więcej niż kilka stron dziennie.  To też mi nic nie pomogło, a nawet przez to jeszcze bardziej nie chciałam sięgać po tę pozycję.

Po przeczytaniu opisu, wyobrażamy sobie naprawdę ciekawą opowieść, w której autor przedstawia nam wszystkie sekrety tej intrygantki. Tak też by było, gdyby pisarz zamiast opowiadać nam wszystko w formie opisów, przerobił to na normalną powieść z dialogami. Język jest trudny, co znowu uprzykrza czytanie i naprawdę trudno się skupić, jak co kilka słów mamy takie, którego nie rozumiemy i musimy zaglądać do słownika w poszukiwaniu znaczenia. 

Może nie dorosłam do przeczytania tej książki, ale na ten czas nie podobała mi się i wątpię, żeby moje zdanie zmieniło się za kilkanaście lat. Nie chcę zniechęcać innych do jej przeczytania, bo wiem, że wiele osób miło ją wspomina i z chęcią ją czytało - ja niestety do tych osób nie należę. Autor miał naprawdę dobry pomysł i gdyby żył w dzisiejszych czasach, zapewne powstałaby dużo łatwiejsza do zrozumienia książka, która swoją historią potrafiłaby mnie wciągnąć. Nie chciałam wystawiać końcowej oceny, ponieważ trudno jest ocenić lekturę, która powstała w 1937 roku - teraz lepiej zrozumieć dlaczego nie mogłam się wciągnąć w wir wydarzeń i zrozumieć wielu słów. W każdym bądź razie tak jak pisałam wcześniej, nie zniechęcam do sięgnięcia po ,,Marysieńkę Sobieską'' - na pewno spodoba się osobom, które interesują się tą epoką, czy nawet samą historią.
Moja ocena 2/6, 2/10
Książkę otrzymałam od wydawnictwa MG. :) 

czwartek, 1 grudnia 2011

Buszujący w zbożu - J.D. Salinger

„Lepiej nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie – zaczniecie tęsknić”
Każdy nastolatek ma w swoim życiu taki moment, kiedy buntuje się, robi to czego nie chcą rodzice, sięga po alkohol, papierosy. Nie mówię, że każdy tak robi, ale większość musi spróbować tych ,,zakazanych rzeczy''. Książka, w której bohater stał się ikoną nastoletnich buntowników, wywołała wiele kontrowersji. Czytałam na jakiejś stronie kiedyś, że została również zakazana.. 
.
Głównym bohaterem i pierwszoosobowym narratorem powieści jest Holden Caulfield, który zostaje po raz kolejny wyrzucony ze szkoły. Od początku poznajemy jego przemyślenia, na różne tematy, niekiedy mało ważne. Nastolatek nie lubi praktycznie nikogo, krytycznie odnosi się do całego świata i wszystko go denerwuje. Non stop wymyśla jakieś dziwne historyjki, pewnie, dlatego że jest samotny. Rodzice mają odebrać go w środę, ale w wyniku kłótni ze współlokatorem, postanawia uciec ze szkoły i przenocować się w jakimś hotelu. I jak się domyślacie, tak robi. Błąka się po mieście, poznaje dużo nowych ludzi, dzwoni do znajomych, spotyka się z nimi , robi wiele głupich rzeczy i w końcu wraca do domu, w którym jest jego młodsza siostra Phoebe, do której jest bardzo przywiązany. 
.
Sięgając po ,,Buszującego w zbożu'' oczekiwałam na bardzo wiele, ponieważ każdy wychwalał tę książkę jak tylko się dało. Chcąc być szczera, nie wiem co ludzie w tej powieści widzą, bo ja nie dostrzegłam tutaj nic co by mi się podobało. Nastolatek buntownik? Znam wiele osób, którym to określenie bardziej pasowałoby niż bohaterowi. Opisanych kilka dni, kiedy uciekł ze szkoły i właściwie nic nie robił oprócz zachowywania się jak skończony kretyn, też mnie nie zachwyciło. Chłopak ma 17 lat, a zachowuje się gorzej niż 11-latek. Holden opisywał ludzi dorosłych jako sztucznych, a sam  był podobny do nich. Przywiązanie do siostry, kupienie jej płyty, taniec z nią, to jedyne co mnie oczarowało w tej książce. 
.
Język w tej lekturze był tragiczny, rozumiem że autor tak chciał i tak miało to wyglądać, no ale bez przesady. Chciał, żeby każdy bił mu brawo bo stworzył postać, która wyraża się jak wszyscy nastolatkowie? Nie wyszło mu to, stwierdzam z przykrością. Nie widzę tutaj nic pozytywnego i nigdy nie wrócę do tej książki. To moja skromna i szczera opinia, ale przepraszam jeśli kogoś uraziłam. 
Moja ocena 2/6 , 2/10
Książkę przeczytałam w ramach projektu ROZMAWIAJMY. Polecam zajrzeć, poczytać. :-)