„Dom jest tam, gdzie chcą, żebyś został dłużej.''
Stephen King to pisarz, po którego książki mogę sięgać zawsze. Nie wszystkie mi się podobają, ale tych dobrych jest więcej niż tych nudnych, całkiem bez sensu i średnich. Kiedy więc wyszła jego nowa powieść, promowana jako mroczna i elektryzująca, spodziewałam się czegoś naprawdę mocnego. Czegoś, co będzie przypominać Martwą strefę, czy chociażby Pod kopułą. Zamiast tego otrzymałam sentymentalną podróż w przeszłość, lekcje fizyki i wiele innych rzeczy, ale nie horror.
Ponad pół wieku temu do małej miejscowości w Nowej Anglii przybywa nowy pastor, Charles Jacobs wraz z rodziną. Ze swoją żoną ma odmienić kościół, a w tym czasie mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs. Natomiast kobiety tym samym uczuciem darzą pastora. Wszystko co dobre jednak mija - tragedia w rodzinie kaznodziei powoduje, że on sam wyklina Boga, szydzi z niego i zostaje wygnany przez parafian. Po wielu latach Charlesa Jacobsa spotyka Jamie Morton, który od dawna prowadzi tułacze życie rockandrollowego muzyka. Za przysługę byłego pastora, zawrze z nim pakt, o jakim nawet diabłu się nie śniło.
Przebudzenie zaczyna się bardzo dobrze, autor przedstawia czytelnikom przeszłość głównego bohatera w naprawdę interesujący i sentymentalny sposób. Czyta się to z ogromną ciekawością - King tworzy ten swój charakterystyczny amerykański klimat z końca XX wieku. Ale z tą melancholijnością go chyba trochę poniosło, bo przez znaczną część książki jest fajnie, ale brakuje jakby czegoś strasznego, mrocznego, tajemniczego. Po co reklamować książkę jako horror, skoro nim nie jest? Dopiero zakończenie historii daje nam jakąś cząstkę tego gatunku, ale nie wywołuje też skrajnych emocji, jak chyba powinno.
We wstępie wspomniałam o lekcjach fizyki - jeden z bohaterów zajmował się elektrycznością i w książce można się dowiedzieć różnych rzeczy na ten temat. Mnie one niespecjalnie interesowały, a kiedy czytałam o niej już któryś raz z kolei, miałam ochotę usnąć i nie czytać tego dalej. Jest z nią związany pewien wątek, niby ten najważniejszy - przedstawiony dopiero pod koniec, ale nie zmienia to faktu, że w Przebudzeniu elektryczności jest poświęcone stanowczo za dużo uwagi. Może też denerwować tutaj kwestia religijna, raz zagorzały pastor, później wyklinający Boga, następnie znowu go niby kochający i tak w kółko.
Największym za to plusem w tej książce jest wprowadzenie czytelnika w ciekawie wykreowany świat i opisanie kultury amerykańskiej z wieloma szczegółami, co pozwala wejść w opowiadaną przez autora historię. Świetnie zostały też przedstawione krajobrazy USA, czy też opowieści przeróżnych bohaterów. Najciekawszym z nich wydaje mi się właśnie główna postać, której prześledziłam życie od dzieciństwa do wieku dojrzałego i miałam szansę widzieć, jak ta osoba dorasta, wpada w pewne nałogi, stara się z nich wyjść, układa sobie życie. King stworzył w tym przypadku barwną i wyrazistą kreację.
Niestety pomimo tych plusów Przebudzenie wypada średnio. Minusem jest zbyt rozwleczona akcja, przez co dzieje się naprawdę niewiele. Kiedy czytałam tę powieść, cały czas zadawałam sobie pytanie, w którym momencie w końcu zacznie się coś dziać i tak powtarzało się to do samego końca. King tutaj nie porywa, nie zaskakuje, nie wywołuje tak skrajnych emocji jak w innych swoich książkach. Czy polecam? Na pewno nie osobom, które chciałyby rozpocząć przygodę z twórczością tego pisarza.
Mnie z Panem Kingiem łączy naprawdę specyficzna więź :) Męczy mnie swoim gadulstwem, zanudza paplaniną, ale prędzej czy później zawsze do niego wracam :D kilka pozycji mnie zachwyciło, kilka nie potrafiłam nawet doczytać... ostatnio zastanawiam się czy nie spróbować znów, z jakąś jego nową powieścią? ale na początek miałam w planach "Pana Mercedesa" :)
OdpowiedzUsuńMoja już do mnie leci, ale Twoja recenzja trochę ostudziła mój zapał
OdpowiedzUsuńKinga lubię i "Przebudzenie" bardzo mnie kusi - a fakt, że raz czytam, że powieść ta wbija w fotel, a potem że jest nudna, tylko zachęca mnie do wyrobienia własnej opinii :)
OdpowiedzUsuńMiałam podobne wrażenia po lekturze Kinga. Strasznie mnie rozczarowała. Spodziewałam się właśnie tego horroru z krwi i kości. Jedynie zakończenie spodobało mi się i zmusiło do refleksji. Ja nie polecam :P
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że "Przebudzenie to raczej średnia książka Kinga. Wolę, na razie, zapoznać się z jego najlepszymi pozycjami, dlatego raczej ją sobie odpuszczę w najbliższym czasie :/
OdpowiedzUsuńKinga czytam rzadko, muszę go sobie dawkować. Sięgnę raczej po jego inne książki
OdpowiedzUsuńJa właśnie zaczynam czytać twórczość Kinga i na mej półce stoi już "Martwa strefa" :) Liczę, że się nie zawiodę... A "Przebudzenie" póki co sobie daruję, skoro piszesz, że średnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://faaantasyworld.blogspot.com/
P.S. Zostałaś nominowana do LBA :) Więcej szczegółów tutaj: http://faaantasyworld.blogspot.com/2015/02/liebster-blog-award-5.html
UsuńI kolejna, niezbyt pochlebna opinia tej książki :(
OdpowiedzUsuńTo raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńA wydawało mi się, że King nigdy się nie nudzi :)
OdpowiedzUsuńHm. W tym roku poprzysięgłam sobie sięgnąć po jakąś książkę Kinga, ale tą zdecydowanie mogę wykluczyć. Fizyka... lekko mówiąc, nie jest to przedmiot, który lubiłam, kiedy się go jeszcze uczyłam. Właściwie to razem z matematyką stanowią coś, co nazywa się "powodem żeby Sherry mogła się zabić". Czarna magia, Hoodoo, coś totalnie nie mojego. Także podziękuję. :) Skupię się na innych tytułach tego pana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Ze mną jest tak, że jak nawet nie rozumiem i nie ogarniam moim mózgiem twórczości Kinga to zawsze wracam do danej książki i wtedy dopiero odkrywam jej prawdziwy sens. Dla mnie wszystkie dzieła Stephena są na miare złota i "Przebudzenie" z pewnościa przeczytam, pomimo Twojej zniechęcającej recenzji.
OdpowiedzUsuńNo patrz, a ja byłam oczarowana tą książką, choć wcześniej miałam okazję sięgnąć tylko po Carrie i Misery. :) Świetnie się czytało, a zakończenie sprawiło, że długo nie mogłam zasnąć. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Kinga, ale też oceniam ,,Przebudzenie" jako średnie. Lektura strasznie mi się dłużyła i zdecydowanie mnie nie porwała.
OdpowiedzUsuńKing na starość zaczął być mistrzem gawędziarstwa i "rozwalcowywania" fabuły ;) Niestety ja również nie jest na to odporna. Mimo to Króla przeczytam i tak ;)
OdpowiedzUsuńMój stosunek do Kinga jest chwilowo negatywny, ale zamierzam - ostatni raz - zrobić do niego kolejne podejście. Ale chyba sięgnę po jakiś inny tytuł.
OdpowiedzUsuńJa osobiście jestem wielką fanką Stephena Kinga, pomimo tego, że nie mam jeszcze żadnej jego ksiażki. Wszystkie, które czytałam wypożyczałam z biblioteki :) Jak na ironie, właśnie "Przebudzenie" miało być moją pierwszą osobistą książką Kinga! I ciesze sie, że przeczytałam Twoją recenzje, bo chyba popełniłabym straszny błąd kupując ją. Także dziekuje xD Bede musiała poszukać czegoś innego :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
http://papierowa-kraina.blogspot.com/
Od dawna zabieram się za dzieła Kinga i mam za sobą tylko "Carrie" nad czym bardzo ubolewam. Koniecznie muszę to zmienić, niestety nie będzie to ta książka, bo postanowiłam sobie, że dzieła Kinga będę czytać w kolejności, w jakiej je pisał.
OdpowiedzUsuńMam ja w planach, zobacze czy mi sie spodoba... ;)
OdpowiedzUsuńświetny blog! Cudownie piszesz!
OdpowiedzUsuńObserwuję i liczę na rewanż
www.zakladkaa.blogspot.com
Świetny blog!:)
OdpowiedzUsuńA ja muszę się w końcu zebrać, żeby przeczytać jakąś książkę Kinga, tylko no nie wiem jaką, te Przebudzenie chyba sobie odpuszczę ;)
gabxreadsbooks,.blogspot.com