piątek, 29 maja 2015

Czwarte urodziny!


Matko, a pamiętam, jak pisałam o trzecich i wydaje się, że było to tak niedawno. A ile się przez ten rok zmieniło i wydarzyło! No dobra, ale jak jesteście tutaj pierwszy raz, to pewnie nie wiecie o co tej Cas chodzi. Albo pomyśleliście, że coś z nią nie tak. Nie będę wyprowadzać nikogo z błędu, ale od początku tego tekstu mam na myśli urodziny. Nie swoje, bo jako czterolatka, zapewne spędziłabym je obżerając się tortem (tak, byłam gruba!), a urodziny bloga. Dokładniej rzecz biorąc to Niebiańskiego Pióra.

Nie traktuję co prawda bloga jak dziecka, więc powinnam raczej tytuł zmienić na czwartą rocznicę, czy coś w tym stylu. Ale urodziny brzmią fajniej, nie? Super, że się rozumiemy! Ten mały zakątek internetu to bardziej moja pasja, w jakimś stopniu przygoda i zabawa. Czasami się nudzi, chwilami odkładam to na bok, ale od czterech lat cały czas tutaj w jakimś stopniu jestem. Może nie działam jakoś prężnie jak wielu blogerów, ale nawet do tego nie dążę. Nie potrafię skupić się wyłącznie na jednej rzeczy i trwać przy niej przez cały czas - lubię książki, ale gdybym miała je czytać non stop przez cały rok w ogromnych ilościach, to pod koniec miałabym ochotę albo sobie coś zrobić albo im.

Tak samo jest z filmami, muzyką i wieloma innymi rzeczami. No i blogiem. Ale kiedy mija do czegoś niechęć, pojawia się znowu zapał do tego, co się bardzo lubi robić. Najfajniejsze w prowadzeniu bloga jest to, że zawsze ma się kontakt z czytelnikami, czy innymi blogerami. To, jak wysyłacie wiadomości, w których polecacie jakieś powieści, filmy, zadajecie ciekawe pytania, zostawiacie komentarze, włączacie się do jakichś dyskusji. 
Cztery lata to sporo czasu. Zaczynałam będąc pod koniec drugiej gimnazjum, a teraz skończyłam już szkołę i pewnie wybiorę się na studia. Pisanie pamiętników nigdy nie kończyło się powodzeniem, ale ten blog, związany z kulturą wytrwał jak na mnie - naprawdę długo. Dzięki niemu zaczęłam więcej czytać, bardziej ogarniać świat książek i filmów oraz chyba, lepiej pisać. Znalazłam sobie nowe zajęcie, które trwa i mam nadzieję, że trwać będzie jeszcze długo. Jednak, jak dla mnie, najważniejsze, co dzięki niemu zyskałam, to poznanie wspaniałych ludzi, z którymi udało mi się spotkać, a z niektórymi nawet zaprzyjaźnić.

Nie mam co prawda jak świętować i się z tego cieszyć, bo pierwszy raz w życiu straciłam głos, co z jednej strony jest śmieszne, a z drugiej nie bardzo, ale kto by się tym przejmował :3. Tak czy siak - dziękuję Wam za to, że nadal chcecie czytać NP! <3 Wracam się uzdrawiać, a Wam życzę udanego weekendu! :)

czwartek, 28 maja 2015

Wiek Adaline (2015)

Piękna baśń dla dorosłych. Tak pomyślałam, gdy obejrzałam zwiastun Wieku Adaline i wiedziałam, że będę musiała jak najszybciej wybrać się na niego do kina. Moje początkowe skojarzenie okazało się trafne i to nawet bardzo. Bo film został przedstawiony niejako w formie gawędy, której chce się wysłuchać do końca za wszelką cenę.

Opowiada o urodzonej na początku XX wieku Adaline, która ulega wypadkowi, przez który przestaje się starzeć. Wydawać by się mogło, że jej życie przez to zaczęło być łatwiejsze i piękniejsze, ale tak nie jest. To, co dla niektórych byłoby błogosławieństwem dla bohaterki staje się przekleństwem. Jest zmuszona opuścić swoich bliskich, by uciekać przed osobami chcącymi poddać ją pewnym eksperymentom. Ciągle zmienia tożsamość, podróżuje i traci kontakt z najbliższymi. Trwa to ponad wiek - życie, które jest niezwykłe i wręcz fascynujące, ale niestety samotne. Na drodze Adaline w pewnym momencie pojawi się mężczyzna, dla którego bohaterka zacznie zastanawiać się, czy może złamać obietnicę daną samej sobie wiele lat temu.

Na film zwróciłam uwagę przede wszystkim dzięki Blake Lively, którą znam z Plotkary. Od początku lubiłam jej grę aktorską i chciałam zobaczyć, jak sprawdzi się w większej produkcji. I muszę przyznać, że po obejrzeniu obrazu, nie wyobrażam sobie innej aktorki w roli Adaline. Mimika, gesty, rozpacz i strach, które widać w jej oczach - to wszystko powoduje, że widz ma szansę zbliżyć się do tej postaci i lepiej ją zrozumieć. Według mnie Lively bardzo dobrze odegrała rolę kobiety, która się nie starzeje. Wyszło naturalnie i prosto. A taki był chyba zamysł.

Główny wątek Wieku Adaline jest całkiem interesujący i dobrze poprowadzony, jednak to nie dzięki niemu, moim zdaniem, film pozostaje na długo w pamięci. Najpiękniejsze sceny to te z udziałem córki głównej bohaterki - Flemming (Ellen Burstyn). Ich relacje, rozmowy, a przede wszystkim to, jak starsza kobieta udziela rad swojej ciągle młodej matce, może wiele razy w ciągu seansu wzruszyć. Mały epizod, ale bardzo ważny odgrywa też Harrison Ford, a kreacja jego bohatera jest największym atutem filmu.

Wiek Adaline przedstawia historię prostą, którą zna każdy z nas. Dwie osoby, które połączyło uczucie. Jednak nie kończy się tylko na tym - jest tutaj kilka innych wątków, które wzbogacają film i sprawiają, że ma się ochotę do niego kiedyś wrócić. Podróż przez życie, przemijalność i miłość to tylko wycinek tego, co można spotkać w tym obrazie. Uważam, że naprawdę warto zwrócić uwagę na tę produkcję - myślę, że się nie zawiedziecie.
Ocena 8/10

wtorek, 26 maja 2015

Coś do ocalenia - Cora Carmack

Prawdziwa przygoda jest jak otwarte na oścież okno. Musisz odważyć się wejść na parapet i skoczyć.''

Trochę życiowo, nie? Chociaż byłabym bardziej za tym, że to głupi frazes, który powtarzają trenerzy personalni. Wiecie, możesz więcej niż myślisz itd. Okej, ale pewnie zastanawiacie się co z tym wszystkim ma wspólnego Cora Carmack, która raczej mądrych książek nie pisze. W Czymś do stracenia przyzwyczaiła swoich czytelników do swojego lekkiego pióra, komicznych sytuacji i niezdarnych bohaterów, w drugim tomie było mniej zabawnie, a chwilami nawet poruszająco. A w trójce jest... różnie.

Była Bliss, Cade, a teraz przyszła pora na Kelsey. Z okładki można wyczytać, że praktycznie rzecz biorąc jest idealna, ale jej seksowność, inteligencję, odwagę i pierdyliard innych cech psuje - zmęczenie. O którym nie wie nikt, bo jako aktorka udaje. Po ukończeniu studiów wyrusza w podróż po Europie, a wszyscy jej znajomi myślą, że robi to tylko dla zabawy i imprez. Kelsey ucieka jednak przed problemami, chociaż nie zdaje sobie sprawy z tego, że tego co było nie da się zostawić za sobą i do końca o tym zapomnieć. Na jej drodze stanie pewien (jasne, że) przystojny i tajemniczy facet, który w jakiś sposób uświadomi jej co robi źle.

Książki tej pisarki naprawdę nie są do końca normalne. Ambitne też nie. Są za to bardzo często totalnie bez sensu, ale i tak fajnie się je czyta. Można w trakcie czytania śmiać się, wkurzać, rzucać nimi o ścianę i szybko o nich zapomnieć. Pomimo tego, ma się do nich ochotę wracać, by znowu spędzić tak miło kilka godzin. A, zapomniałam jeszcze o jednym. Zawsze w nich jest postać seksownego i tajemniczego faceta. Czego chcieć więcej? No właśnie.

Coś do ocalenia różni się od poprzednich tomów przede wszystkim tym, że główna bohaterka wyrusza na wyprawę po Europie, a co za tym idzie - w tle dzieje się dużo więcej. Jej podróż ma trochę dziwny charakter, bo to przede wszystkim ucieczka przed problemami z przeszłości. W pewnym momencie swojej przygody spotyka całkiem przez przypadek pewną osobę, która będzie pełniła funkcję jej przewodnika. Nie tylko po odwiedzanych miejscach, ale przede wszystkim po jej życiu i tym, co powinna zmienić w swoim postrzeganiu świata. Autorce wyszło to super, bo te mądrzejsze porady wplotła całkiem umiejętnie w zabawne sytuacje.

No, ale halo. Przecież nie było cały czas tak kolorowo. Mocno irytuje Kelsey już na początku, a to ciągnie się do samego końca. Stworzenie praktycznie idealnej babki nie było zbyt dobrym pomysłem. Jej cudowna odwaga i bezczelność zamiast ciekawić - nudziły i denerwowały. Przewidywalności też do plusów jakby patrzeć nie da się zaliczyć. Zdaję sobie sprawę z tego, że to książka, po której nie warto spodziewać się jakichś zaskakujących zwrotów akcji, ale trochę przykro, że udało mi się większość sytuacji przewidzieć dużo wcześniej.

Coś do ocalenia jest super, jeśli tylko spojrzy się na nią przez pryzmat tego, że potrafi naprawdę nieźle umilić jakieś popołudnie. To idealna pozycja na poprawę humoru. Nie zabierajcie się za nią, jeśli oczekujecie czegoś mądrego, a co najgorsze - ambitnego. 
Ocena 4+/6
Książka otrzymana od wydawnictwa Jaguar.

piątek, 15 maja 2015

Halo, żyję!

Nigdy nie pomyślałabym, że po czterech miesiącach nie pisania będę w stanie pojawić się z powrotem właściwie bez problemu. W przypadku poprzednich blogów - nie wracałam w ogóle. Bo, wiecie. Tej przerwy nie planowałam. Przecież nawet nie napisałam Wam: ''nie będzie mnie tu jakiś czas''. Samo to tak wyszło. Nie to, że jakoś specjalnie zakuwałam do matury, czy znalazłam sobie ciekawsze zajęcia i blog przestał mnie w jakiś sposób obchodzić. Nic z tych rzeczy!

Co jakiś czas włączał mi się w głowie jakiś dziwny głosik, który mówił: Ej! Na NP nic się samo nie napisze. Ale niezbyt się tym przejmowałam. Nawet nie wiedziałabym o czym pisać - gdybym powiedziała, ile przeczytałam w tym roku książek, to większość z Was złapałaby się za głowę. Przyznaję się, że czytanie przestało być super. Lektury czytałam z ogromnym bólem, a na półkę z książkami nie mogłam się patrzeć. No bywa, nie? Zaczęło być dziwnie, kiedy ludzie z mojego otoczenia zaczęli mi wypominać, że nie piszę. Wiedziałam, że powrócę do pisania, ale musiałam poczekać na moment, kiedy naprawdę będę chciała to dalej robić.

No i chyba nadszedł. Stęskniłam się za pisaniem normalnych tekstów, pseudo recenzji i odwiedzaniem blogów. Wypracowania, polski i matura wychodzą mi uszami po tych kilku miesiącach i cieszę się, że to już prawie koniec. Pierwsze co zrobiłam po ustnym polskim, to sięgnięcie po normalną (czyt. nie lekturę) książkę. O wiedźmie, aniołach, wampirach, wilkołakach, diabłach i innych takich. I cholera, to było tak samo fajne jak dostanie nowej zabawki, kiedy jest się małym dzieckiem. Na pewno więcej o niej napiszę, bo to w końcu Dora, więc wypada :).

Przez ten czas nie byłam na bieżąco ze wszystkim co związane z blogosferą. Najczęściej dowiadywałam się o różnych rzeczach od innych albo zauważyłam coś na fejsie. Trochę się chyba pozmieniało, co? Część z Was przeszła na własne domeny, poszerzyła tematyki blogów i wiele innych. Staram się nadrabiać! Super, że wszyscy idą naprzód. Niebiańskie Pióro za kilka dni będzie miało 4 rocznicę i kurczę, szybko to wszystko mija. Nie wiem jak będzie wyglądała przyszłość bloga, ale mam nadzieję, że jakaś będzie.

A tak w ogóle, to chciałam tylko napisać, że żyję, mam się całkiem dobrze. I fajnie, jeśli o NP nie zapomnieliście.
Do napisania!