poniedziałek, 31 grudnia 2012

Nowa Fantastyka 11/2012 i 12/2012


ŚWIĘTOWANIE JUBILEUSZU TRWA!
Rocznicowo: Jacek Dukaj o prozie zagranicznej; Konrad Wągrowski o filmie. Opowiadania: Terry Pratchett, Andrzej Ziemiański, Catherynne M. Valente - światowa premiera. Recenzja z Lamusa; Bacigalupi zabija dobrych ludzi.
NASZ CZŁOWIEK NA NAJWIĘKSZYM KONWENCIE ŚWIATA!
Publicystyka: Jim Henson - bajkarz - eksperymentator' Nik Pierumow i jego Śródziemie' Pan Lodowego Ogrodu - wielki finał. Opowiadania: Ken Scholes, Karen Joy Fowler, Janusz Cyran.

Dzisiaj mam dla Was omówienie dwóch numerów - listopadowego i grudniowego, ponieważ.. wcześniej się nie wyrobiłam. Nie będę tego zganiać na szkołę, brak czasu i inne obowiązki - zgonię na siebie. Bo widzicie, Cassiel nie umie sobie zorganizować jak normalny człowiek czasu. Ot, taka przyczyna tego wszystkiego. I może trochę lenistwo. W każdym bądź razie, przejdźmy do sedna tego postu, coby wyrobić się przed godziną 23:59. :)

Listopadowy numer zaczyna się od zapowiedzi, które przedstawia nam Jerzy Rzymowski. A jeszcze wcześniej, we wstępie swoje zdanie zabiera nie kto inny jak Jakub Winiarski, który zaczyna z nami zabawę w ''Kto to powiedział?''. W grudniowym natomiast pisze o Fantazji i rzeczywistości, a Jerzy Rzymowski przedstawia z zapowiedzi taką książkę jak: Antologia - Opowieści ze świata Wiedźmina, czy chociażby ßehemot.

FELIETONY
Możecie już się na mnie wściec czy co chcecie, ale moim faworytem, nadal pozostaje tekst Jakuba Ćwieka. Cóż ja poradzę, jak to zawsze jego felietony są najciekawsze i zawsze z taką przyjemnością się je czyta? Tym razem autor pisze o tym, że nawet wybitny autor, za kilka lat może nie być tak postrzegany jeśli wyda coś, co nie spodoba się nowemu pokoleniu. Mamy też tekst Rafała Kosika, w którym opisuje że musi zdarzyć się cud, aby ludzie przestali ściągać nielegalnie książki i też co może wydarzyć się w przyszłości z tradycyjną książką. Łukasz Orbitowski przedstawia pewien film pt. Amer, który jest dość specyficzny, o czym warto przekonać się samemu. W grudniu na początku nie czekał na mnie felieton Ćwieka, ale Rafała Kosika, w którym przedstawia swoje zdanie na temat polskiego szkolnictwa i zadaje pytanie, po co i do czego służy kanon lektur, który, bądźmy szczerzy, raczej zniechęca do czytania. Rzadko kiedy jest na odwrót.  Teksty ciekawią w obu numerach, nie nudzą i są napisane naprawdę dobrym językiem, który zachęca do lektury.

TEMATY Z OKŁADKI
Spowiedź rówieśnika Jacka Dukaja to dość obszerny artykuł o historii polskiej literatury, która dzieli się na trzy okresy: Opóźnienia, Doganiania i Zrównania. Długość nie sprawia, że jest nudny, bo jest wręcz na odwrót. Warto zapoznać się z historią i jak to naprawdę było. Odyseja kosmiczna 1982-2012 o historii filmowej fantastyki. Zostają przedstawione filmy, na które warto zwrócić uwagę, ale też takie na które raczej nie trzeba. Co ciekawe, w numerze listopadowym zostaje przedstawiony artykuł o tym, jak recenzowano książki dawniej. Artykuł Marcina Zwierzchowskiego jest o pisarzy młodego pokolenia, a mowa tu o Paolo Bacigalupi, o którym warto poczytać i zastanowić się nad własnym zdaniem, czy robi ten pisarz dobrze, czy wręcz przeciwnie.

Grudniowo. Na początku artykuł Anna Kapier i Marcina Batyldy o Powrocie na Midgaard, czyli finale (podobno) dobrej serii jaką jest Pan Lodowego Ogrodu. Nie czytałam, więc ocenić nie umiem, niemniej jednak tekst jest dobry. Dalej jest  sprawozdanie z największego konwentu świata, na którym pojawił się Jakub Ćwiek! Po przeczytaniu myślę, że każdy chciałby tam się pojawić. Filmowa podróż na samotną górę Mateusza Albina, to kolejny tekst który muszą przeczytać osoby lubiące Hobbita. Warto! Jest też wywiad z Nikiem Pierumowem, rosyjskim pisarzem fantasy i SF. Najciekawszy jednak z tego wszystkiego był tekst Marcina Zwierzchowskiego o Erin Morgenster, autorce Cyrku nocy, o którym ostatnio było tak głośno.


OPOWIADANIA
Zwrócę tu tylko uwagę na te, które przykuły w jakimś stopniu moją uwagę i były po prostu ciekawe. Z numeru jedenastego polecam: Piekielny interes, Pułapkę Tesli. Z grudniowego warto przeczytać następujące: Pluvianus Aegyptus Joanny Kułakowskiej. Te opowiadania wciagnęły mnie bez reszty i.. dość szybko się zakończyły. Niemniej jednak polecam. :)


RECENZJE
Stałym punktem programu NF  są recenzje zarówno książek, filmów, komiksów, ale czasami też anime. Z książek, według autorów zwrócić uwagę np. na: Przegląd Końca Świata: Feed, Drooda, Złodzieja, co kradnie nam serca., Cinder, Czerwoną mgłę, W mrok, Skrzydła gniewu. Z filmów: Faceci w czerwni 3, Dreed 3D, Looper - Petla czasu. 

Podsumowując, zarówno numer wydany w listopadzie jak i w grudniu są warte przeczytania, zobaczenia. W każdym znalazłam coś ciekawego, na co warto zwrócić uwagę. Dowiedziałam się sporo o historii literatury w Polsce, ale też o Hobbicie. Każdy znajdzie coś tu dla siebie. Polecam gorąco!
Moja ocena: 5
Za magazyn dziękuję serdecznie Panu M. Zwierzchowskiemu z wyd. Prószyński i S-ka!

niedziela, 30 grudnia 2012

Dolce vita po polsku - Anna J. Dudek


Wydawnictwo: MG
Data wydania: wrzesień 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.

 ,,Róbmy więc sobie Włochy nie tylko przez pastę, wino i designerskie ekspresy do kawy, ale zacznijmy od podstaw. Szanuj ojca, szanuj matkę. Babkę szanuj. A jeśli masz prababkę, to szanuj ją jeszcze bardziej. Bo starzy nie są trędowaci. Włosi o tym wiedzą. My tego możemy się od nich nauczyć.''

Kilka miesięcy temu kiedy przeczytałam opis Dolce vita po polsku, postanowiłam, że książkę przeczytam, po to aby dowiedzieć się więcej o tym pięknym kraju, o Włoszech. Od dawna interesują mnie podróże i coraz chętniej poznaję różne kultury i w myślach planuję przeróżne wyprawy. A przecież zanim się gdzieś wyruszy, powinno się przynajmniej choć trochę zapoznać z obyczajami ludzi na danym obszarze, poznać najważniejsze nazwiska itd. Wtedy zwiedzając dane miejsca, rozumiemy więcej i możemy bardziej pokochać różne zakątki świata. Z taką myślą sięgnęłam właśnie po tę pozycję, która pozytywnie mnie zaskoczyła i z wielką przyjemnością czytałam kolejne rozdziały.

Ta niepozornie małych rozmiarów książka to nic innego jak zbiór opowieści Polaków związanych w jakimś stopniu z Włochami, czy samych Włochów, którzy pokochali z jakiś powodów naszą Polskę.  W książce zostały zawarte też włoskie inspiracje: filmowe, literackie, malarskie, czy też kulinarne. W opowiadaniach pokazują jak można żyć w Polsce po włosku, ale też które miejsca we Włoszech wypada poznać (te mniej znane też). Przedstawiają też swoją polsko-włoską historię, jak się rozpoczęła i dlaczego akurat zdecydowali się na takie kroki. Mówią o problemach w nauce naszego ojczystego języka, ale też zdradzająą jak ubierać się z włoską fantazją. Podobno Polacy jako jedyni na świecie są w stanie nauczyć się włoskiego w trzy tygodnie! A co może oznaczać Dolce vita po polsku? Przekonajcie się o tym sami sięgając po tę niezwykłą pozycję!

źródło
Anna  J. Dudek jest dziennikarką działu zagranicznego Polska The Times. Z pochodzenia lublinianka, z zamieszkania warszawianka. Dopiero czytając tę książkę zobaczyłam, że autorka pochodzi z tego samego regionu co ja i co najciekawsze, wymieniała miejsca w Lublinie (ale nie tylko), w których można zjeść naprawdę dobre włoskie jedzenie. Pomysł na taką książkę wydaje mi się świetny, ponieważ dzięki temu osoby interesujące się choć trochę Włochami będą mogły poznać lepiej to państwo od postaci, które naprawdę coś o nim wiedzą. W opowieściach występuje trochę włoskich słów, dzięki którym możemy odczuć tę atmosferę, czy też po prostu nauczyć się podstawowych zwrotów. Teksty były podzielone na rozdziały, a każdy z nich poświęcony innej dziedzinie, innemu tematowi. Zróżnicowanie pod względem tematów sprawiło, że podczas czytania nie było czasu na nudę, choć nie ukrywam, że te poświęcone piłce nożnej nie bardzo mnie ciekawiły. To samo dotyczy się jedzenia, o którym wspominali bardzo często i robiło się to chwilami nużące.

źródło
Dolce vita po polsku to pozycja, której nie mogą przegapić miłośnicy kuchni włoskiej, zabytków, krajobrazu czy nawet samego języka. Oczywiście w tej książce nie znajdziecie wszystkiego dokładnie opisanego, bo jest to wręcz niemożliwe, jeśli ma ona ponad dwieście stron. Niemniej jednak zawiera najważniejsze informacje, które są przedstawione w formie opowieści i okraszone niecodziennym humorem. Opowiadania jakie przedstawiają nam ci ludzie są realistyczne i to właśnie sprawia, że z taką przyjemnością się je czyta. Zmierzymy się jednak ze słowami, których możemy nie znać, nie rozumieć, ale jest ich tylko raptem kilka. Podsumowując, ja zakochałam się w tym kraju przeczytawszy tę pozycję i dowiedziałam się naprawdę wiele. Wcześniej można powiedzieć nawet, że o Włoszech nie wiedziałam nic, a teraz moja wiedza jest znacznie bogatsza. Na koniec wystawiam jej piątkę i jest to w pełni zasłużona ocena. Polecam!
Moja ocena 5/6, 8/10
Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu MG! :)

Jeszcze jeden dzień - Fabio Volo


Tytuł oryginału: Il giorno in piu
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: lipiec 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a nasze postacie odbijały się na horyzoncie przed nami. Doszliśmy do granicy, przebudzenia ze snu, zakończenia bajki. Do momentu zgubionego pantofelka.”

Niektóre okładki przyciągają nasz wzrok tak, że nawet bez przeczytania opisu, wiemy że daną książkę przeczytamy. Ja tak miałam z pozycją Fabio Volo Jeszcze jeden dzień. Od razu zwróciłam uwagę na tę powieść, a później liczne opinie utwierdziły mnie w przekonaniu, że ją trzeba przeczytać. Tak naprawdę nie liczyłam na wiele, wiedziałam że będzie to jedna z tych lekkich lektur z dość schematyczną fabułą. Trochę się pomyliłam, o czym przekonanie się w dalszej części recenzji.

Giacomo jest trzydziestoletnim facetem, który nie wymaga wiele od życia. Każdy jego dzień wygląda podobnie - budzik, kawa, tramwaj, biuro, siłownia, pizza, kino, romanse. Umawia się z przypadkowo poznanymi kobietami nawet, nie znając ich imion. Nie umie, albo boi się zaangażować w poważny związek.. Jednak pewnego dnia jadąc tramwajem, spotyka pewną intrygującą dziewczynę, o której nie będzie mógł zapomnieć. Widzi ją codziennie, wyobraża sobie co wydarzyłoby się, gdyby podszedł do niej i coś powiedział. Ukradkowe, nieśmiałe spojrzenia już nie wystarczają. W końcu nieznajoma zaprasza go na kawę i oświadcza, że to spotkanie jest ich pierwszym, ale i ostatnim. Michaela wyjeżdża do Nowego Jorku.

Sięgając po tę powieść, tak jak pisałam wyżej, nie oczekiwałam wiele, ale przypuszczałam, że będzie schematycznie. Otóż, moi drodzy - nie było! Autor strasznie mnie zaskoczył, bo nie przedstawił typowego romansidła, a coś zupełnie innego. Pokazał miłość, której wcześniej nie widzieliście. Volo wymyślił sobie, że główni bohaterowie zagrają w pewną, dość intrygującą grę. Co powiedzielibyście na związek z ustaloną z góry datą ważności? Nie brzmi ciekawie? Pomysł na taką fabułę był strzałem w dziesiątkę, bo chyba nikt nie spodziewałby się czegoś takiego. Ale ten pomysł wszedł w życie trochę później, a początek był niestety dość nudny.

„-Przepraszam za spóźnienie. Szczerze mówiąc, od dwudziestu minut cię obserwowałam. Bałam się i byłam zbyt wzruszona... Kiedy przyszłam, już tu byłeś. Długo czekałeś? -Mniej więcej trzydzieści lat.”

Główny bohater - Giacomo początkowo mnie zanudzał na śmierć swoimi rozważaniami na różne tematy, czy też opowieściami co zrobił, będąc dzieckiem. Czytając te fragmenty, nasuwała mi się nieustannie myśl: ''co za dzieciak z tego trzydziestolatka!''. Z biegiem czasu jednak zmieniał się i zaczynałam go coraz bardziej lubić. Udowodnił, że nie jest wcale taki, jak mogłoby wydawać się na pierwszy rzut oka. Michaela jest postacią nadal tajemniczą, bo nie dowiadujemy się o niej zbyt wiele, niemniej jednak interesującą. Sylvię - przyjaciółkę Giacoma - odebrałam jako przyjazną, serdeczną, która uczy się być silna. Ogólnie rzecz biorąc Fabio Volo stworzył nawet godnych wzmianki bohaterów, ale nie takich, których zapamiętalibyśmy na długo.

Język jest prosty, a czasami aż do przesady. Na początku bardzo irytowały mnie pojedyncze zdania, później już przestałam zwracać na nie uwagę, a później już ich nie było. Nie tylko ewoluował bohater, ale też język i styl. Na koniec było wszystko dopięte na ostatni guzik i gdyby całość też taka była, książka otrzymałaby ode mnie dużo wyższą ocenę. Według mnie, Jeszcze jeden dzień zasługuje na ocenę dobrą, ponieważ jest to niecodzienna historia, nad którą warto się zastanowić. Opowiada też o innych problemach, które w codziennym życiu są ważne. Muszę wspomnieć też o muzyce, którą główny bohater namiętnie słucha, kupuje płyty itd. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że słucha naprawdę dobrej, bo wymienia chociażby takie kapele (bądź wykonawców) jak: Pink Floyd, Radiohead, Arctic Monkey, Billie Holiday i wiele innych. Czy polecam? Ocena dobra chyba mówi sama za siebie, że warto przeczytać i przekonać się samemu. :)
Moja ocena 4/6, 6/10
Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Muza!

W książce pojawia się np. ten kawałek:

sobota, 29 grudnia 2012

Nowości i zapowiedzi {6}

NOWOŚCI
_____________________________________________________________
Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć, K.A.S. Quinn
Premiera: 21 grudzień 2012
Dreams 
Katie w jednej chwili siedzi pod łóżkiem w Nowym Jorku… a w następnej jest w Pałacu Buckingham w okresie panowania królowej Wiktorii. Wbrew pozorom, to bardzo niebezpieczne miejsce.
Królowa z rodziną jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Po tajnych przejściach krążą zamachowcy, na mrocznych, oświetlonych gazowymi latarniami ulicach Londynu czają się podejrzane postaci. Na domiar złego Katie nie jest jedynym podróżnikiem w czasie…

 Kto wiatr sieje..., Virginia C. Andrews
Premiera: 19 grudnia 2012
Świat Książki
25 urodziny to bardzo ważny moment w życiu Barta. Zgodnie z wolą babki tego dnia stanie się on właścicielem rodzinnej posiadłości. Na jubileuszowe przyjęcie zjeżdża się cała rodzina. Pojawiają się Cathy i Chris, a także rodzeństwo Cindy i Jory z żoną Melodie. W posiadłości jest też dawno uznany za zmarłego wujek Joel. Spotkanie nie przynosi jednak nikomu nic dobrego. Dla rodziców Barta wizyta w Foxwort Hall wiąże się z traumatycznymi przeżyciami, jest wspomnieniem trzech lat, które jako dzieci spędzili uwięzieni na strychu rezydencji. Jory ulega poważnemu wypadkowi, który na zawsze zmieni jego życie, a cienie przeszłości próbują dosięgnąć następnego pokolenia...

ZAPOWIEDZI
_____________________________________________________________

 Bogowie muszą być szaleni, Aneta Jadowska
Premiera: 4 styczeń 2013
Fabryka Słów
Drżyjcie Bogowie. Niech zabrzmi Highway to hell!
Jak wiele może się wydarzyć w ciągu roku?
Dora Wilk jak magnes przyciąga kłopoty, wariatów i męskie spojrzenia. Łamie regulaminy, szuka przyjaźni w dziwnych miejscach, a od losu dostaje przeciwników wyłącznie potężnego kalibru.
Policjantka to nie zawód, ale stan umysłu… a że po drugiej stronie Bramy rzadko można złoczyńcę zakuć w kajdanki i odprowadzić do aresztu… Dora robi co musi, by Toruń, Thorn czy Trójmiasto i Trójprzymierze pozostały dobrymi miejscami do życia.
Drżyjcie Bogowie, wampiry, wilki, Archaniołowie i pospolici wariaci – Dora Wilk kopie tyłki z wdziękiem baleriny, nie przyjmuje usprawiedliwień o złym dzieciństwie i nie przebiera w środkach by zaprowadzić porządek.

_____________________________________________________________
Najkrótszy z tego cyklu post! :D Szukałam i nie mogłam doszukać się premier w tym tygodniu, albo szukać nie umiem. Tak czy siak na kolejne tygodnie jest tego dużo więcej, a teraz musimy zadowolić się tym. Od siebie napiszę tylko tyle, że możecie spodziewać się recenzji Królowa musi umrzeć i Bogowie muszą być szaleni (ale przed recenzją tej części zrecenzuję wcześniejsze ^^). Coś wpadło Wam w oko?

piątek, 28 grudnia 2012

Żelazny cierń - Caitlin Kittredge


Tytuł oryginału: Iron Codex 1: The Iron Thorn
Seria/cykl wydawniczy: Żelazny kodeks, tom I
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: kwiecień 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „Wreszcie osunęłam się w sen poza snami, sen w martwej przestrzeni, gdzie oprócz wyczerpania i pustki nie ma już niczego.”

Gdybyście zapytali mnie kilka miesięcy temu, czy chciałabym przeczytać Żelazny cierń, odpowiedziałbym że nie. Naprawdę byłam przekonana, że z tą książką się nie zaprzyjaźnię i jej w życiu nie ruszę. A jednak, jak sami widzicie, dzisiaj ją recenzuję. Po przeczytaniu Waszych opinii, zaczęłam coraz częściej zwracać uwagę na tę pozycję i kiedy nadarzyła się ku temu okazja, postanowiłam dać szansę autorce. Żelazny cierń mnie zaskoczył, oczarował, a bohaterowie doprowadzali mnie do histerycznych napadów śmiechu. Trzeba też dodać to, że nie przepadam za steampunkiem, a tutaj nie przeszkadzał mi on, nawet polubiłam nawiązania do mechaniki.

Aofie mieszka w Lovecraft w internacie obok Akademii, w której uczy się, aby zostać w przyszłości inżynierem. Pewnego dnia wracając od matki, która przebywa w szpitalu psychiatrycznym, uświadomiła sobie wiele istotnych spraw. Na przykład to, że nekrowirus dosięgnie i ją gdy ukończy odpowiedni wiek.  Tego też dnia dostała liścik od swojego brata, który mając szesnaście lat uciekł z domu. Gdy go przeczytała, od razu postanowiła, że odnajdzie Conrada i mu pomoże. W towarzystwie swojego wiernego przyjaciela, Cala wyrusza do posiadłości swojego ojca, a po drodze dołącza do nich przedziwny przewodnik, Dean. Dziewczyna ma nadzieję, że jej brat udał się do Graystone. Wyprawa okazuje się szalenie niebezpieczna, ale dzięki niej Aofie zdobywa wiedzę, za którą w przyszłości będzie musiała srogo zapłacić. 

„Dean zbadał po omacku otoczenie i wrócił z piszczącym, szarpiącym się szczurem w ręku. -Wedle życzenia - powiedział. Cofnęłam się. -Nie chcę tego dotykać. Przewodnik uklęknął obok Cala. -Świeże mięcho, stary. Otwórz gębę.”

Caitlin Kittredge stworzyła szalenie oryginalną fabułę, która wciąga już od pierwszych stron i nie daje czytelnikowi chwili wytchnienia . Osoba zaczynająca czytać tę książkę, niech liczy na to, że nie będzie mogła od niej odejść czy w ogóle zapomnieć przynajmniej na chwilę o tym, co dzieje się na kartkach powieści. Jasne, to dobry znak, bo widać że nie jest to totalny gniot, który zamiast bawić i ciekawić, nudzi jak nie wiem co. Żelazny cierń jest świetny sam w sobie. Pomysł na stworzenie tak ciekawej historii i spisanie jej był naprawdę dobrym rozwiązaniem! Dzięki temu ja (i nie tylko) mogłam cudownie spędzić te kilka godzin, bo pochłanianie kolejnych stron było czystą przyjemnością, dzięki językowi autorki, który jest bez wątpienia bogaty i miły w odbiorze. Dorzućmy do tego jeszcze opisy, które są napisane w sposób tak ciekawy, że nie można się przy nich nudzić, czy też omijać je. To właśnie one ułatwiają nam poruszanie się po świecie pełnej maszyn i wyjaśniają co do czego służy, jak coś wygląda. A te objaśnienia zaskoczą Was wiele razy. 
 
„-Dzieciaku - odezwał się Dean. Cal obejrzał się, popatrzył na mnie i otworzył szeroko oczy. -Coś ty jej zrobił? -Zamknij dziób. Aofie jest w ciężkim szoku - odparł przewodnik. - Bethino, jest może ciepła herbata?”

Jak tu nie pokochać posiadłości Graystone, czy nawet samej pisarki, za kreatywność jaką się wykazała, opisując ją! To właśnie ten stary budynek wywołał u mnie wiele skrajnych emocji, ponieważ to co się w nim znajdowało, przechodziło moje wszelkie wyobrażenia, na temat starych budowli. Kittredge wyprzedziła mnie i pokazała, że jej wyobraźnia działa lepiej od mojej. Wiele sekretnych korytarzyków, ukrytych włączników, czy samo serce domu jakim jest maszyna, działająca dzięki zegarowi, która potrafi nie tylko otwierać drzwi, ale też ochronić sam dom. To właśnie ona urzekła mnie i nadal ją podziwiam, mimo że istnieje tylko w naszych umysłach.

Muszę wspomnieć również o magii, która jest ważną częścią tej historii, ponieważ to właśnie przez nią Aofie przeżywa pewne przygody i w końcu znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. Ale dzięki niej przechodzimy do całkowicie innego świata, krainy królowych, w której zamiast żelaza jest coś piękniejszego, co trudniej sobie wyobrazić. Ale to też obszar, który powoli wymiera. Caitlin Kittredge kreując te dwa wymiary chyba wiedziała, że zaskoczy tym wielu czytelników. Bo kto spodziewałby się w mieście maszyn, czegoś związanego z magią? Mimo ciekawego pomysłu miałam chwilami wrażenie, że nie wszystko wiem o tych miejscach, że autorka coś pominęła. Czułam, że opisy są niepełne. Chodzi mi o Lovecraft, Graystone, czy też Krainę Cierni, o których wiem sporo, ale i tak nie tyle ile bym chciała.

„-Pod więzieniem biegnie kanał ściekowy - powiedział. - Stary. Pozostawał w użyciu, zanim wojsko zbudowało nowe podziemia. Dawniej tam polowaliśmy... z braćmi. -Super - wtrącił Dean. - Tyle że jesteśmy zamknięci nad nim, w betonowej celi za żelaznymi drzwiami, za którymi dwustu Nadzorców tylko czeka, by nas usmażyć.”

Kreacja bohaterów jest całkiem interesująca, ponieważ praktycznie każdy z nich w jakiś sposób zwrócił moją uwagę, dzięki swoim charakterystycznym cechom. Zacznijmy od Aofie, która na początku mnie odrobinę irytowała swoją dziecinnością, ale dzięki podróży dorosła i zmieniła się w całkiem inną dziewczynę. Dziewczynę, którą można polubić, bo widzi popełnione przez siebie błędy i nie wini innych, tylko siebie. Jest też ostrożniejsza i nie ufa wszystkim naokoło. Następną postacią jest Cal, do którego przekonałam się dopiero pod koniec powieści. Jest osobą, która zachowywała się histerycznie, bała się, była nieustannie zazdrosna i chciała wszystkimi rządzić, a później ni z tego ni z owego okazuje się, że to ktoś zupełnie inny, kogo tak naprawdę wcześniej nikt nie znał. Miał przez cały czas maskę i to jaki jest naprawdę nie wie nikt, ale dzięki temu właśnie go polubiłam. Zaskoczył mnie, bo przez cały czas myślałam że jest chłopcem, który jest słaby i potrafi tylko jęczeć.

Dean. Po cytatach mogliście domyśleć się, że to mój ulubiony bohater powieści. Kiedy po raz pierwszy się pojawił, wiedziałam że może z nim być bardzo ciekawie, ale jednocześnie trochę obawiałam się, że będzie skończonym kretynem. Jednak z biegiem czasu ukazywały się jego coraz lepsze cechy i coraz bardziej go lubiłam. Bo to właśnie jego wypowiedzi najbardziej mnie bawiły i doprowadzały do wybuchów śmiechu, to jego postać wprowadziła pewną swobodę i rozbawiała przerażonych nastolatków. Dean był arogancki, tajemniczy, ale też ciepły i pełen zrozumienia, bo doskonale wiedział, co mogą wyrządzić pewne osoby, starał się zrozumieć, że coś jest prawdą. Nie zamykał się jak Cal, na wszystko o czym Aofie opowiadała, co na pierwszy rzut oka mogło wydawać się nienormalne i nierealne.

„-Nie ucieknę - powiedział. - Widziałem, co może się z tobą stać i nie boję się tego. Możesz oszaleć albo i nie, Aofie, ale już się mnie nie pozbędziesz. Nigdy nie unikałem problemów i nie mam zamiaru zaczynać od teraz.”

Żelazny cierń to jedna z tych powieści, po których przez kilka dni po przeczytaniu żyje się przygodami bohaterów, o których nieustannie rozmyślamy i nie możemy przestać. To świetna książka warsztatowo, z piękną okładką, na której można zawiesić wzrok. Jest to oryginalna historia, w której ja osobiście się zakochałam i na pewno przeczytam ją jeszcze wiele razy, ponieważ możliwość podróżowania z Deanem czy z Aofie jest czymś niezwykłym. Pozycję tę zaliczam do moich ulubionych, Deana dopisuję do listy  najbardziej interesujących, zabawnych i aroganckich postaci płci męskiej. Żelazny cierń trzeba przeczytać!
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar!
 ***
 Nie wiem czy wiecie, ale Żelazny Cierń może nie doczekać się kontynuacji w Polsce. A jest to książka (tak jak pisałam wyżej) - bardzo dobra! Ma oryginalną fabułę, dobrze wykreowanych bohaterów i wiele wiele innych rzeczy. Wciąga, bawi, uczy. Nie mówcie już teraz, że NIE PRZECZYTAM. Przeczytajcie opis i kilka recenzji, zobaczcie że ludzie nie piszą tego tak o po prostu, tylko NAPRAWDĘ im się Żelazny Cierń podobał. Bo on nie może się nie podobać. Serio. :) Kupujcie, namawiajcie znajomych do przeczytania jej, bo jestem pewna, że przypadnie im do gustu.
MIŁEGO CZYTANIA!

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Muzyka na święta!

Hej! Od rana u mnie w domu panuje totalny zamęt, ostatnie poprawki i dokańczanie potraw. W między czasie postanowiłam napisać dla Was notkę o muzyce, jaką słucham w święta. Nic tak nie poprawia humoru jak sprzątanie, czy pieczenie ciast podczas słuchania typowo świątecznych kawałków. ;)Żeby było tak świątecznie, fragment mojej choinki (która jednak jest!):

_____________________________________________________________

1. Glee Cast - nie wyobrażam sobie teraz świąt bez piosenek śpiewanych przez tych utalentowanych nastolatków! Potrafią rozruszać, ale też wprawić w świąteczną, melancholijną atmosferę. :) Najbardziej lubię O Holy Night i God Rest Ye Merry Gentlemen :>

2. Selena Gomez - Winter Wonderland. Ogólnie rzecz biorąc lubię jej głos, bo potrafi mnie rozruszać, zmotywować do (np. sprzątania? :D). Ta według mnie nadaje się do słuchania w ten magiczny czas.

3. Celine Dion - So This Is Christmas - bo jest taka.. melancholijna? Poza tym głos Celine jest tak piękny, że już od samego początku dociera do nas i muzyka jest w nas, czujemy ją całym swoim ciałem ^^ Sami zobaczcie:

4.  We Wish You a Metal Xmas and a Headbanging New Year - dość specyficzna płyta, na której są kawałki świąteczne, ale artystów tworzących muzykę z gatunku hard rock lub metal. Niespotykane, prawda? Okres świąteczny ma nie tylko być refleksyjny, ale też pełen zabawy, radości. A ich kawałki naprawdę mogą nas od tej melancholii uwolnić i sprawić, że inaczej spojrzymy na świętaa :D

5.Hans Zimmer - Maestro. O filmie pisałam wczoraj i też o tym, że muzyka w filmie jest świetna. Więc teraz sami zobaczcie, to jeden z wielu utworów z Holiday, które są idealne na ten okres!

6. All I Want For Christmas - My Chemical Romance - osobiście uwielbiam ten zespół, a świąteczna piosenka w ich wykonaniu? Great! :D

_____________________________________________________________

WESOŁYCH ŚWIĄT SPĘDZONYCH W RODZINNYM GRONIE. DUŻO MIŁOŚCI I CIEPŁA I ABY NADCHODZĄCY ROK BYŁ LEPSZY OD TEGO I PRZYNIÓSŁ WAM SZCZĘŚCIE! 
Cassiel.

niedziela, 23 grudnia 2012

ŚWIĄTECZNE filmowo {11}

Witajcie w ten grudniowy, mroźny wieczór! :D Dzisiaj zamiast normalnego filmowo będzie świąteczne! Pokażę Wam kilka filmów, które lubię oglądać w okresie świątecznym, na które warto zwrócić uwagę. Piszcie w komentarzach swoje propozycje, jakie najchętniej oglądacie. :)
_____________________________________________________________

 Holiday (2006)
Dwie zranione przez mężczyzn kobiety: Iris (Kate Winslet) i Amanda (Cameron Diaz) pragną uciec od bolesnych doświadczeń. Przypadkowo poznają się w sieci i... Zamieniają domami na dwa tygodnie. Dwa tygodnie, podczas których ich życie wywracają się do góry nogami w magiczny sposób zostanie uporządkowane. Zresztą, co najważniejsze zamieniają się nie tylko domami, ale i otaczającymi ich ludźmi: Iris pozna Milesa (Jack Black) i Arthura (Eli Wallach) a Amanda Grachama (Jude Law) oraz Oliwię i Sophie.

Holiday obejrzałam już dwa razy i zapewne jutro zrobię to po raz trzeci, bo go wręcz uwielbiam. Podoba mi się scenariusz, który jest oryginalny, a mimo to chwilami sprawia wrażenie przewidywalnego. Niemniej jednak to nie przeszkadza przy oglądaniu go. Wątek poświęcony postaci Arthura Abbotta urzeka, a końcowa scena z jego udziałem wywołuje łzy na twarzy. Holiday ubóstwiam też za grę aktorską - Amanda (Cameron Diaz), Iris (Kate Winslet) odegrały doskonale swoje role - kobiet, które zostały same i postanowiły zmienić swoje życie. Warto zwrócić uwagę też na Grahama (Jude Law) i Milesa (Jack Black), których poznają dwie główne bohaterki w wyniku wymiany domów. Nie da się nie wspomnieć o muzyce, za którą odpowiedzialny był Zimmer. Dzięki muzyce zbudował atmosferę i nadał Holiday taki a nie inny efekt końcowy. Scenografia - podziwiać można zarówno przytulny domek, wannę, kominek Iris, jak i ogromny, nowoczesny dom Amandy (ta biblioteka! basen!). Podsumowując, Holiday jest jednym z lepszych filmów na ten okres, który Was rozbawi i dzięki niemu spędzicie świetnie czas:)
Ocena 9/10
_____________________________________________________________

 To właśnie miłość (Love actually) (2003)
Premier zakochujący się od pierwszego wejrzenia w jednej z pracownic swojego biura już w kilka chwil po wejściu do siedziby przy 10 Downing Street... Pisarz uciekający na południe Francji, aby wyleczyć złamane serce i odnajdujący nad brzegiem jeziora nową miłość... Zamężna kobieta podejrzewająca, że jej mąż wymyka jej się z rąk... Młoda mężatka błędnie interpretująca dystans jaki ma w stosunku do niej najlepszy przyjaciel jej męża... Uczeń pragnący zwrócić na siebie uwagę najbardziej nieosiągalnej dziewczyny w szkole... Owdowiały ojczym usiłujący nawiązać kontakt z synem, którego prawie nie zna... Szukająca miłości pracownica biura zauroczona swoim kolegą z pracy... Starzejący się "wszystko widziałem, ale mało z tego pamiętam" gwiazdor rocka pragnący na swój własny sposób, u zmierzchu kariery powrócić na scenę... Miłość powoduje w życiu każdego z nich chaos. Życie i miłość mieszkańców Londynu przeplata się i osiąga zenit w wigilię Bożego Narodzenia - z romantycznymi, zabawnymi i słodko - gorzkimi tego konsekwencjami dla każdego, kto miał szczęście (albo nieszczęście) znaleźć się pod urokiem miłości.
Drugi w kolejności film, który co prawda podoba mi się mniej niż ten wyżej wymieniony, niemniej jednak warto zwrócić na niego uwagę. Nie ma tu jednego głównego bohatera, jest ich kilku - to historia o wielu osobach, które są nieszczęśliwe z powodu miłości, albo jej poszukują. Wszystko jednak w dniu Bożego Narodzenia zmienia się :) Oglądając, nie nudziłam się i uważnie śledziłam losy bohaterów, które był naprawdę ciekawe. Każdy różnił się od siebie, opowiadał swoją, całkiem inną historię. Polecam! 
Ocena 7/10
_____________________________________________________________

 Charlie i fabryka czekolady (2005)
Większość kolacji w domu Bucketów to cienki kapuśniak, którym mały Charlie z radością dzieli się ze swoją matką, ojcem i wszystkimi dziadkami. Ich dom jest mały, pochylony i niezbyt ładny, lecz z całą pewnością nie brakuje w nim miłości. Każdego wieczora, ostatnią rzeczą, jaką Charlie widzi przez swoje okno, jest wielka fabryka. Zasypia marząc o tym, co może być w środku. Od niemal piętnastu lat nikt nie widział, by z fabryki wychodził chociaż jeden robotnik, nikt też nie widział samego Willy'ego Wonka, choć - w tajemniczy sposób - fabryka nadal produkowała olbrzymie ilości czekolady, którą wysyłano do sklepów na całym świecie. Pewnego dnia Willy Wonka ogłosił ważną wiadomość. Otworzy bramy swojej fabryki i wyjawi "wszelkie swe tajemnice i czary" pięciu szczęśliwym dzieciom, które znajdą złote kupony, ukryte w opakowaniach pięciu losowo wybranych batoników czekoladowych Wonka.
Uwielbiam filmy Tima Burtona (o czym zapewne większość z Was już wie :D), więc tego nie mogłabym nie lubić. Wyobraźnia tego reżysera nieustannie mnie zaskakuje, ponieważ w każdym filmie pokazuje nam coś zupełnie innego, ale za to z łatwością można powiedzieć kto za całość jest odpowiedzialny. :) Charlie i fabryka czekolady to film, który obejrzeć może każdy, bo pokazuje wiele ważnych wartości, uczy i co najważniejsze - przybliża nam magię świąt. Doskonała gra aktorska i dwoje ulubionych aktorów - Johnny Depp i Helena Bonham Carter. Gorąco zachęcam!
Ocena 9/10
_____________________________________________________________

Umieściłam tu tylko trzy filmy, bo jeden opisywałam wcześniej - mowa tu o Miasteczku Halloween (wystarczy kliknąć i przeniesie Was do odpowiedniego wpisu). Nie pisałam też o Kevinie, bo jest to film, który chyba widział każdy. Ja oglądam go co rok i nadal mnie śmieszy:) W tym roku chcę obejrzeć jeszcze te filmy: Listy do M, Grinch: świąt nie będzie, Epoka lodowcowa: Mamucia gwiazdka. ;) 

Opisy filmów pochodzą ze strony: http://www.filmweb.pl/
Filmy oglądam na stronie http://zalukaj.tv - :)
_______________________________________________________

sobota, 22 grudnia 2012

Zbuntowane anioły - Libba Bray


Tytuł oryginału: Rebel Angels
Seria/cykl wydawniczy: Magiczny krąg, tom II
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: marzec 2010
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „A jeśli zło tak naprawdę nie istnieje? Jeśli zostało wymyślone przez nas i w rzeczywistości musimy walczyć tylko z własnymi ograniczeniami? Jeśli to tylko ciągła bitwa między naszą wolą, pragnieniami i decyzjami?”

Gemma Doyle nie jest już tą samą osobą, którą była przyjeżdżając do Akademii Spence w Anglii. Dziewczyna zobaczyła na własne oczy, jak wygląda zło w czystej postaci, ale też i piękno, które razem ze swoimi przyjaciółkami widziała, wtedy gdy otwierała drzwi do międzyświata - krainy, w której spełniają się nawet najskrytsze marzenia. Bohaterka wie, że musi zmierzyć się z Kirke, aby zapanowała równowaga, spokój i bezpieczeństwo.. Zbliżają się ferie świąteczne i wkrótce Gemma opuszcza szkołę i wyjeżdża do Londynu, gdzie czekają na nią liczne bale, na których bawi się ze swoimi wiernymi koleżankami. Jednak nie tylko one na nią czekają, ale również przystojny Simon Middleton, który ewidentnie podkochuje się w pannie Doyle.

Wolny czas, który zapowiadał się tak fantastycznie, wcale taki nie jest, ponieważ Gemma miewa coraz częściej przerażające wizje, które są bardzo realistyczne. Na dodatek nieustannie nawiedzają ją trzy przerażające dziewczyny w bieli, które proszą o pomoc, a dla bohaterki jedyną opcją, żeby się o nich czegoś dowiedzieć jest wizyta w międzyświecie. Wkrótce Gemma zabiera Felicity oraz Ann do krainy, której nigdy nie chcą opuszczać. Spotykają tam Pippę, przyjaciółkę, którą nie tak dawno temu straciły i za którą bardzo tęskniły. Należy również wspomnieć o Kartiku, który nalega by dziewczyna odnalazła Świątynię i poskromiła władzę. W innym wypadku dojdzie do katastrofy.. Bohaterka chce to zrobić, bo dzięki temu stanie twarzą w twarz ze swoim wrogiem - Kirke. Jednak odszukanie jej nie jest wcale takie łatwe, można nawet powiedzieć, że strasznie niebezpieczne...

Sięgając po Zbuntowane anioły byłam podekscytowana, bo nie mogłam doczekać się dalszych przygód tej fascynującej bohaterki i jednocześnie obawiałam się, że ta część nie przypadnie mi do gustu, czegoś w niej zabraknie. Okazało się jednak, że nie miałam podstaw do tego by się aż tak obawiać, bo Libba Bray udowodniła mi po raz drugi, że potrafi zaskakiwać swoją historią. Niemniej jednak uważam, że Mroczny sekret został lepiej i ciekawiej napisany. Zdecydowanie wolę, gdy fabuła rozgrywa się w murach Akademii Spence, wtedy można lepiej odczuć tę atmosferę tajemniczości i grozy. W tym tomie niestety historia dzieje się w Londynie, na balach u boku bogatych do obrzydliwości ludzi.

W poprzedniej części zabrakło mi jednego z bohaterów, Kartika, którego było stanowczo za mało. Chciałam, aby autorka w Zbuntowanych aniołach postarała się skupić więcej uwagi na jego postaci i tak też się stało. Dzięki temu powieść stała się bogatsza i dużo ciekawsza, ponieważ możemy poznać go lepiej, poobserwować z bliska, zobaczyć jaki jest. Od samego początku go polubiłam, ponieważ był tajemniczy, cichy, szybki, arogancki i nie pozwalał nikomu rządzić sobą. Tak też jest w tym tomie, chociaż na początku może wydać się nam, że jest całkiem inaczej. Kartik jest tuż obok Gemmy jedną z moich ulubionych postaci, nie tylko ze względu na to jak się zachowuje, ale też dlatego że jest zbudowanym z krwi i kości bohaterem, w którego łatwo uwierzyć, do którego można poczuć sympatię. Nie lubię za to Felicity, Ann, Pippy, czyli przyjaciółek panny Doyle, ponieważ są zapatrzonymi w siebie nastolatkami, których nie obchodzi to, że nie mogą robić tego co im się podoba, które stale chcą więcej i więcej. Mają też problemy, które nie wywołały na mnie żadnego współczucia, a jedynie litość. Nie mogłam pojąć ich sposobu myślenia i co chwilę miałam ochotę walnąć je jakimś przedmiotem po ich ślicznych buźkach. Wyżej wspomniałam o Gemmie, która (na szczęście!) jest odpowiedzialną (w miarę) postacią, która stara się, by na świecie zapanowała równowaga. Pisarka nie stworzyła głupiutkiej dziewczyny, która płakałaby nad swym losem, co to to nie! Gdyby taka była, nie podjęłaby się walki z Kirke, czy też nie odwiedzałaby obłąkanej dziewczyny tylko po to, by odnaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania..

 by Gustave Doré

W Mrocznym sekrecie marudziłam chwilami nad nużącą akcją i tutaj (niestety) też się z tym spotkałam. Niektóre fragmenty doprowadzały do tego, że bicie serca przyspieszało, a niektóre do tego, że odkładałam książkę na bok i przez jakiś czas jej nie ruszałam. Najciekawiej było wtedy, gdy dochodziło do spotkania Gemmy z Kartikiem, czy też wędrówki po międzyświecie. Chociaż co do tego drugiego, też nie końca było to tak świetne, ponieważ będąc tam, miałam chwilami wrażenie totalnej absurdalności, co mnie niesamowicie denerwowało. Nie wiem czy tylko mi się to nie podobało, czy inni też mieli takie odczucia, ale nie przypuszczałam, że tak mogę odczuć te, wydawać by się mogło, fascynujące podróże.

Reasumując, Zbuntowane anioły to dobra kontynuacja Mrocznego sekretu, niemniej jednak gorsza. O ile większa frekwencja Kartika spowodowała, że miałam ochotę powieści dać ocenę taką samą jak przy poprzedniej części, to pozostałe mankamenty jasno dowodzą temu, iż wcale ten tom tak świetny nie jest jak jego poprzedni. Mimo tego z wielka chęcią sięgnę po ostatni tom trylogii, o którym słyszałam naprawdę sporo dobrego (dosłownie każdy mówi mi o tym, że to najlepsza, najciekawsza część). Chcę, aby autorka ponownie mnie zaskoczyła i zauroczyła swoimi pomysłami tak jak było w przypadku Mrocznego sekretu. Was zachęcam do zapoznania się z drugim tomem, ponieważ uzyskacie odpowiedzi na pytania zadane w pierwszym, a osobom które nie miały styczności z Libbą Bray polecam przeczytanie recenzji (link na dole) i sięgnięcie po tę trylogię!
Moja ocena 4+/6, 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie Grupie Wydawniczej Publicat!

Trylogia Magiczny krąg:
Mroczny sekret | Zbuntowane anioły | Studnia wieczności

niedziela, 16 grudnia 2012

Filmowo {10}

Cass się ruszyła no i jest! :)
_____________________________________________________________

Gladiator (2000)
Generał Maximus, jeden z najwybitniejszych dowódców w rzymskiej armii, dowiaduje się, że umierający cesarz Marek Aureliusz chce uczynić go swoim następcą na tronie. Nie podoba się to prawowitemu dziedzicowi Kommodusowi, który postanawia pozbyć się rywala i skazuje go na karę śmierci wraz z cała rodziną. Maximusowi cudem udaje się uciec. Trafia do niewoli, gdzie zostaje wyszkolony na gladiatora. Z walki na walkę zyskuje coraz większą popularność a na jego występy zaczyna przychodzi coraz więcej ludzi. Maximus jako gladiator wraca do Rzymu by pomścić zamordowanie swoich bliskich, ale wie, że jedyną potęgą większą od władzy cesarza jest wola ludu i dlatego by dokonać zemsty, musi stać się największym bohaterem Imperium.

Właśnie skończyłam oglądać i nadal czuję, jakbym siedziała i oglądała, bo przez głowę przelatują mi obrazy z filmu, który jest świetny! Na początku odstraszała mnie liczba nagród jaką Gladiator zdobył i nominacji, ale teraz już rozumiem skąd się one wzięły. Gra aktorska, muzyka, zdjęcia, kostiumy są świetne i w pełni oddają klimat tamtych czasów. Gorąco zachęcam do obejrzenia tych, którzy tego jeszcze nie zrobili. :)
Ocena 8/10
_____________________________________________________________

 Saga ''Zmierzch'': Przed świtem. Część 2 (2012)
Ostatnia część światowego fenomenu na podstawie książek Stephenie Meyer. Po narodzinach córki Renesmee, rodzina Cullenów postanawia bronić je przed oskarżeniami rodziny Volturi. Twierdzą oni, że przyjście na świat dziecka było niezgodne z ustanowionym przez nich prawem. Edward (Robert Pattinson) i Bella (Kristen Stewart) postanawiają zrzeszyć wampiry z całego świata, aby te broniły ich dziecko przed rodziną Volturi. Rozpoczyna się walka na śmierć i życie.

Nie należę do osób, które swego czasu miały obsesję na punkcie tej kultowej sagi napisaną przez S. Meyer, a mimo to filmy oglądałam z wielkim entuzjazmem i bardzo polubiłam tę historię i bohaterów. Tak, wiem najpierw czyta się książki. Ale ja ich nadal nie przeczytałam, no oprócz części pierwszej. Na trzy części poszłam do kina - Księżyc w Nowiu, Zaćmienie i ostatnią cz. 2. Te właśnie podobały mi się najbardziej. Przed świtem cz. 2 strasznie mnie zaskoczyła, bo już nie spodziewałam się czegoś wielkiego, a tu proszę. :) Nie wiedziałam co się wydarzy, nie wiedziałam jak zakończy się ta opowieść i wszystko mnie nieustannie zadziwiało. To, według mnie najlepsza zekranizowana część tej serii.
Ocena 8/10
_____________________________________________________________

 Bitwa pod Wiedniem (2012)
12 września 1683 roku dochodzi do decydującej bitwy między armią Imperium Osmańskiego pod wodzą Wielkiego Wezyra a obrońcami Wiednia. Na pomoc Austriakom przybywa polskie wojsko z Janem III Sobieskim na czele.
Czego się nie robi, aby nie być w szkole na lekcjach? :) Film był nudny jak flaki z olejem (w zasadzie to nie wiem czy są one nudne, ale się tak przyjęło). Przez całość filmu starałam się wyłapać coś ciekawego, co mnie zaskoczy i takim czymś był wilk, więc w trakcie filmu czytałam o co chodzi właśnie z nim i się dowiedziałam. I to było dziwne i sztuczne. Zresztą tutaj wszystko było banalne, proste, sztuczne i dziwne. Przepraszam - jeszcze nudne. Na filmie zarobili chyba dzięki wycieczkom szkolnym, których było mnóstwo.
Ocena 1/10
_____________________________________________________________



Ostatnio zaczęłam oglądać Uśpionych, ale nie dokończyłam więc nie pisałam o nich już. :)
Opisy filmów pochodzą ze strony: http://www.filmweb.pl/
Filmy oglądam na stronie http://zalukaj.tv - :)
_______________________________________________________

sobota, 15 grudnia 2012

Zatruty tron - Celine Kiernan


Tytuł oryginału: The Poison Throne
Seria/cykl wydawniczy: Trylogia Moorehawke tom I
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: luty 2011
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „- Dlaczego tak trudno nam słuchać, gdy ludzie mówią o nas dobre rzeczy? - wyszeptał.”

Średniowiecze to okres, który jeszcze dwa lata temu temu w ogóle mnie nie interesował i mógł dla mnie nie istnieć. To się zmieniło dzięki książkom, w których fabuła rozgrywała się właśnie w tej epoce. Najbardziej spodobało mi się połączenie fantastyki z tym, co wiemy dzisiaj o tamtym czasie, ponieważ dzięki temu powieść staje się bogatsza w treść i dużo ciekawsza. W ostatnich tygodniach chciałam bardzo sięgnąć po tego typu książkę i w końcu zagospodarowałam sobie czas i wybór padł na Zatruty tron autorstwa Celine Kiernan. O tym jakie wrażenie na mnie wywarła napiszę w dalszej części recenzji, a teraz przedstawię krótki opis tego, jakiej historii możemy się spodziewać.

Wynter to piętnastolatka, córka Obrońcy Tronu - Lorda Moorehawke, która powraca z ojcem z Krain Północy w rodzinne strony, jakimi jest Hiszpania. Dziewczyna całkiem inaczej wyobrażała sobie powrót - zamiast cieszyć się ze wszystkiego jak dawniej, nieustannie coś ją zaskakuje, przeraża i w końcu uświadamia sobie, że w niegdyś spokojnym i tolerancyjnym państwie nastały ciężkie, ponure czasy. Nie ma przyjaznych relacji z kotami, czy z duchami, a jak się później okazuje - nawet z przyjaciółmi. Na królewskim dworze tortury, intrygi, walka o władzę czy duchy domagające się krwi są na porządku dziennym. Bohaterka musi podjąć wiele ważnych decyzji. Musi wybrać czy podda się woli króla, czy będzie walczyć o przywrócenie ładu w królestwie. Czy jej się uda?

Celine Kiernan mieszka w Dublinie w hrabstwie Cavan wraz z mężem i dwójką nastoletnich dzieci. Jest pisarką, ilustratorką, animatorką filmów rysunkowych i od wielu lat związana jest zawodowo z branżą filmową. Jej literackim debiutem jest Trylogia Moorehawke (Zatruty tron, Królestwo cieni, Zbuntowany książę).

Sięgając po tę powieść miałam dość spore wymagania wobec niej, ze względu na czytane przeze mnie wcześniej recenzje, w których większość osób chwaliło praktycznie wszystko w tej pozycji, a minusów było naprawdę niewiele. Mimo tego nie zawiodłam się, ponieważ autorka udowodniła mi, że pisać potrafi i to jeszcze jak! Dosłownie już od pierwszych stron zakochałam się w jej stylu pisania, ponieważ potrafiła ubrać wszystko w tak niezwykłe słowa, które miały magię przeniesienia mnie do świata Wynter. Byłam tam i wszystko widziałam i bardzo mocno przeżywałam. Do tego dochodzi jeszcze język, w którym jest pełno archaizmów, dzięki którym łatwiej jest nam wyobrazić sobie realia średniowiecza i spróbować zrozumieć sposób myślenia tamtych ludzi.

Kolejną ważną kwestią są barwni, wyraziści bohaterowie z krwi i kości, których nie sposób nie polubić! Zacznijmy od Wynter, którą wiele osób nieprawidłowo i bez podstaw ocenia tuż po przeczytaniu opisu z tyłu okładki. Nie, nie jest infantylną, pustą, której nikt nie kocha dziewczynką (jak to sobie pewnie teraz myślicie). Ma w nosie to, że ktoś może uważać ją za dziwną, która nosi spodnie zamiast sukienek. Bohaterka jest silna, odważna i próbuje dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się na królewskim dworze. Nie jest oczywiście taka przez całą powieść, bo mając piętnaście lat, niemożliwością jest, aby być nieustannie silną, kiedy obok nas dzieją się tak przerażające rzeczy. 

Inną postacią na którą warto zwrócić jest ojciec dziewczyny, Lorcan. Zostaje ukazany jako silny, odważny, surowy mężczyzna, a pod tą maską kryje się zupełnie inny człowiek. W wyniku choroby jest zmuszony porzucić swoje 'przebranie', a wtedy dostrzegamy w nim wiele pozytywnych i rodzinnych uczuć, jakimi obdarza bliskie mu osoby. Kolejnym ciekawym bohaterem jest Christopher, o którym mogłabym pisać eseje, ale streszczę się w kilu zdaniach. Na samym początku zdenerwował mnie swoim zachowaniem i myślałam, że go nie polubię. Tylko, że pod koniec książki już go kochałam (:D). Poznajemy go jako złodzieja kobiecych serc, a jest tak naprawdę przyjaznym, ciepłym, silnym i zabawnym mężczyzną. Warto tutaj też wymienić Raziego, którego król siłą wyznaczył na następcę tronu. Chłopak w wyniku tego robi wszystko aby pokrzyżować plany władcy i na domiar złego, odsuwa się od bliskich.. Jednak robi to z pewnych powodów, ponieważ tylko tak może ich chronić. 

Jedynym mankamentem Zatrutego tronu jest dość nieudolne zakończenie, ponieważ spodziewałam się tam punktu kulminacyjnego, a go nie było. Było to dość dziwnie, bo pierwsza część skończyła się tak zwyczajnie i niepozornie - spokojnie. Mam jednak nadzieję, że ten zabieg był zamierzony i w drugiej części autorka zaskoczy mnie czymś już na samym początku. Wyznam szczerze, że nie mogę się już doczekać momentu, w którym wezmę do ręki Królestwo cieni i zacznę czytać część dalszą przygód Wynter!

Zatruty tron to powieść oryginalna, w której średniowiecze odżywa w zupełnie inny, niecodzienny, nowy sposób. To również jedna z tych książek, po której jeszcze długo rozmyślamy o bohaterach i żyjemy przeżytymi przygodami wraz z nimi. Dzieło to wywarło na mnie wiele skrajnych emocji - śmiałam się i uroniłam kilka łez nad pewnymi fragmentami. Dokonanie czegoś takiego, sprawienie, aby czytelnik tak zżył się z historią jest sukcesem samym w sobie. Uważam, że naprawdę warto przeczytać tę pozycję, chociażby po to, aby zobaczyć dlaczego tak się chwali twórczość tej autorki. Sami musicie zdawać sobie sprawę, że pisze się o tym w recenzjach nie bez powodu. Polecam gorąco z całego serca!
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za możliwość przeczytania dziękuję serdecznie Grupie Wydawniczej Publicat!

Blog autorki macie TU 

Trylogia Moorehawke:
Zatruty tron | Królestwo cieni | Zbuntowany książę

wtorek, 4 grudnia 2012

Zazdrość - Gregg Olsen


Tytuł oryginału: Envy
Seria/cykl wydawniczy: Pusta trumna tom I
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: wrzesień 2012
Książka dostępna tutaj: .klik.
 „- Co my tutaj w sumie robimy? - zapytała Hayley.
- Nie jestem pewna – wyznała jej siostra. - Dlaczego zawsze musisz mieć powód? Powód to coś, co ludzie wynajdują, żeby nadać sens rzeczom, które nie mają sensu.”

 Czy wiemy czym jest zazdrość? Według słownika jest to: ''uczucie, odczuwane w sytuacji frustracji, gdy znany jest obiekt zaspokajający potrzebę i osoba posiadająca ten obiekt.'' A czy wiemy ile złego może ona wyrządzić? Obawiam się, że nie. Ja też nie byłam tego do końca świadoma, nawet nie przypuszczałam, że może wyniknąć z tego coś aż tak złego. Właśnie dzięki książkę Zazdrość odkryłam to i zrozumiałam, że naprawdę powinniśmy docenić to co mamy i nie zazdrościć niczego innym.

Katelyn wydaje się być taka jak inne osoby w jej wieku, ale jak się okazuje, jest przygnębioną nastolatką, której nie powodzi się w życiu. Bohaterka odkrywa różne rodzaje zła w dniu swojej śmierci, której nie zaplanowała i która pojawiła się niespodziewanie. Po ukazaniu się oficjalnego ustalenia wszyscy dowiedzieli się, że śmierć Katelyn był wypadkiem. Jednak bliźniaczki w to nie wierzą i postanawiają na własna rękę odnaleźć osobę, która przyczyniła się do śmierci ich koleżanki z klasy. Podczas swojego śledztwa odkrywają też pewną prawdę, która może być bardziej niepokojąca niż mogły sobie wyobrażać. Poznają też sekret z przeszłości, który dotyczy właśnie ich, a nie miały nim pojęcia.. Czy Katelyn popełniła samobójstwo, czy może ktoś ją zamordował? Czy Hayley i Taylor uda się rozwikłać zagadkę?

Sięgając po tę książkę nie oczekiwałam wiele i tak naprawdę było mi obojętne, czy ją przeczytam czy nie, ale byłam ciekawa tego, co w niej znajdę i czy mogłaby mnie zaciekawić. Pomysł napisania takiej powieści, wydał mi się całkiem interesujący i postanowiłam zaryzykować. Okazało się, że nie mam czego żałować, bo przyjemnie spędziłam czas, który poświęciłam na czytanie tej pozycji. Historia wciągnęła mnie już od samego początku, dzięki czemu powieść czytało się błyskawicznie i nawet nie wiem kiedy minęło całe popołudnie.. Podobało mi się też to, że autor nadał bliźniaczkom pewne zdolności, których wcześniej nie spotkałam w innych tego typu powieściach. Nawet sam wątek dwóch sióstr wydał mi się najbardziej interesujący i to w jaki sposób potrafią rozwiązać nawet najbardziej ukryte tajemnice. 

Gregg Olsen stworzył barwne i wyraziste postaci, chociaż nie do wszystkich to stwierdzenie się odnosi. Niemniej jednak mając na myśli bohaterów, o których mowa była najczęściej, jest całkowicie uzasadnione. Taylor i Hayley takie właśnie są - czuć od nich pozytywną energię, pomimo przykrych wydarzeń, które miały ostatnimi czasy miejsce w ich małym miasteczku. Dowiadujemy się o siostrach całkiem sporo, a jednak o tym skąd ich zdolności się wzięły, nie wiemy nic. A szkoda, bo z chęcią odkryłabym to. Katelyn i jej sposób myślenia mogłam poznać tylko przez chwilę, później mogłam jedynie obserwować co myśleli o niej jej znajomi.

Zazdrość ogólnie rzecz biorąc spodobała mi się, nie tylko ze względu na ciekawą fabułę i wyraziste postaci, ale również dzięki prostemu językowi, który bardzo przypadł mi do gustu, dzięki czemu czytanie tej powieści sprawiało mi dużą przyjemność. Mimo tych wszystkich plusów wyłapałam, też pewne mankamenty, które wpłynęły na końcową ocenę książki.. Pierwszym jest nieudane zakończenie, które w ogóle do mnie nie przemówiło, ponieważ było niedopracowane i sprawiało wrażenie sztuczności. Po drugie myślałam, że skoro główna bohaterka umarła w niewyjaśnionych okolicznościach, to będzie więcej mrocznych momentów, w których poczuję dreszczyk emocji,  a było ich naprawdę niewiele, a jeśli były to czułam je jedynie kiedy mowa była o bliźniaczkach. Po trzecie autor nie wykorzystał w pełni swego pomysłu, albo specjalnie wszystko uprościł, myśląc, że jeśli jest to pozycja przeznaczona dla młodzieży, to tak trzeba. Właśnie, że nie! O ile ciekawsza byłaby ta historia, gdyby wprowadził więcej szczegółowych wątków, a nie tylko skupiał się na ogólnym zarysie fabuły.

Zazdrość to pozycja, którą warto przeczytać i zapoznać się z pojęciem zazdrości wśród dzisiejszej młodzieży i do czego może ona doprowadzić. Uważam, że jest to idealna powieść na nudne wieczory, czy też dla fanów kryminałów z wątkami paranormalnymi. Mimo, że nie są te wątki poprowadzone do końca i nie dowiemy się z każdego tyle, ile byśmy sobie tego życzyli. Niemniej jednak są w jakiś sposób ciekawe i powinny Was zainteresować.  Ciekawe sprawą jest też to, że fabuła została oparta na autentycznym wydarzeniu - samobójstwie nastolatki z 2006 roku.
Moja ocena 4+/6 7/10
Za książkę dziękuję wyd. Bukowy Las!

Z pozdrowieniami dla Olki :)