środa, 25 września 2013

Kijem i mieczem - Kevin Hearne


Tytuł oryginału: Trapped
Seria/cykl wydawniczy: Kroniki Żelaznego Druida V
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 23 lipca 2013
„[...] Jeśli chcesz, żeby mroczne elfy złożyły ci wizytę w starym dobrym Midgardzie, to zrzucaj na nie wszystkie winy przez dobre piętnaście wieków - w końcu cię usłyszą.”

No i po kilku miesiącach spotkałam się po raz kolejny z jednym z moich książkowych przyjaciół, z Atticusem - ostatnim druidem. Przeżyłam z nim parę dość ciekawych przygód i po zakończeniu każdej z nich, mam ochotę na ich dalszą część. Tomy różnią się od siebie nie tylko poziomem, ale również licznymi zmianami w fabule - inne miejsca, postaci, wydarzenia, humor. Autor stara się za każdym razem przedstawić coś nowego, co wzbudzi w nas zaskoczenie i utkwi w pamięci. Po przeczytaniu Zbrodni i kojota zaczęłam mieć obawy, że kolejne części będą coraz gorsze, ale na szczęście się myliłam, ponieważ piątka zdecydowanie została lepiej przemyślana, a pisarz zaczął powracać do tematów, od których wcześniej się oddalił.

Granuaile to dziewczyna, którą powinien znać każdy, kto zapoznał się z wcześniejszymi tomami. Jak pewnie pamiętacie, zaczęła uczyć się po to, by zostać drugim druidem (co znacznie ułatwiłoby życie Atticusowi, który od wielu lat ze wszystkim musiał radzić sobie sam). Minęło dwanaście lat i w końcu przyszedł moment na to, by O'Sullivan splótł ją z ziemią. Niestety nie będzie tak łatwo to wykonać, ponieważ pomimo tego, że jedni bogowie będą starali się im pomóc i obdarują ich licznymi podarunkami, to drudzy zrobią wszystko, aby nie doszło do tego rytuału. Kiedy Atticus wraz z Granuaile i Oberonem lądują u stóp Olimpu, odkrywają że ich wrogowie nie mają wcale złych zamiarów oprócz pomocy w uratowaniu ich świata. Bohaterowie zanim ukończą swoje najważniejsze zadanie, zobaczą wiele dziwnych sytuacji i istot, zabiją paru nadprogramowych elfów i zobaczą, że klauny nie są wcale takie miłe. Będą walczyć tym razem... kijem i mieczem.

Od dawna zastanawiam się, po co sięgam po cykle książek, które czasami dłużą się w nieskończoność, czy po prostu mają kilka tomów. Z jednej strony uwielbiam to czekanie, nutkę ekscytacji kiedy wypatruje się na horyzoncie nowej części i możliwości bycia dłużej z naszymi ukochanymi postaciami. Jednak z drugiej czasami robi się to wręcz irytujące - wydawnictwo przestaje nagle wydawać kontynuacje, tom za tomem robi się coraz bardziej monotonnie i widać, że pisarz nie ma już pomysłów, albo ja sama nie mam w danym momencie możliwości kupienia świeżego egzemplarza. Plusy i minusy się zazwyczaj równoważą, jednak zdecydowanie wygrywa tutaj przywiązanie się do osób, które istnieją tylko na kartkach powieści. Czasami trudno jest pożegnać się z nimi już po kilkuset stronach, a jeszcze gorzej po dwóch tysiącach - jednak to nie jest aż tak wielką przeszkodą. Kiedy myślę sobie, że Kroniki Żelaznego Druida w Polsce miały wydane być jako trylogia, krzywię się z wyraźnym zniesmaczeniem. Bo jak tu przerwać tą niezwykle ciekawą opowieść tak szybko? Bez kolejnych i może bardziej intrygujących przeżyć, wydarzeń. Z pewnością byłby to zły pomysł nawet pomimo lekkiego zaniżania się poziomu serii, która zaczyna odżywać właśnie w tym, piątym tomie, z którym spędziłam niezwykle przyjemnie kilka jesiennych popołudni.

Jestem wdzięczna Kevinowi za to, że postanowił powrócić do krain bogów i opowiedzieć nam o innych nieznanych miejscach czy istotach. Nawet sam rytuał, który mnie niezmiernie intrygował, wypadł jeszcze korzystniej, niż mogłam to przypuszczać. Właściwie miałam wrażenie, że to ja jestem splatana z ziemią i że to przeze mnie przepływa moc Gai. Opowieści o mrocznych elfach powodowały u mnie ogromne zainteresowanie i chęć poznania ich sekretów już na samym początku. Zostałam również oczarowana tym, w jaki sposób autor opisywał uczucia łączące przeróżnych bohaterów - tutaj było to w końcu wyraźnie widać. Co jeszcze utkwiło mi w pamięci? Kolejna ewolucja bohaterów, jednak tym razem zupełnie inna, bardziej żywsza i można by rzec, że doroślejsza (jeśli można tak mówić o ponad 2000-letnim druidzie).

Kijem i mieczem to udana kontynuacja, w której zostało zawartych wiele tematów, na które czekałam już od bardzo dawna. Cieszę się, że nie porzuciłam Kronik już po trzeciej części, która trochę różniła się od dwóch poprzednich, czy też po czwartej - tej najsłabszej. Mogłabym się przyczepić do humoru, z którym najbardziej kojarzy mi się druid i cała ta historia, a tutaj naprawdę nie było wielu fragmentów, z których mogłabym się pośmiać. Słabą stroną też jest powtarzanie wydarzeń, które miały miejsce wcześniej i chwilami głupkowate zachowanie Atticusa. Oprócz tych mankamentów powieść jest jak najbardziej udana i tradycyjnie - gorąco zachęcam do zapoznania się z nią - myślę że warto.
Moja ocena 4+/6, 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Rebis.

Kroniki Żelaznego Druida:

sobota, 21 września 2013

Nowości i zapowiedzi {24}:

NOWOŚĆ

To, co zostało, Jodi Picoult
Premiera: 10 września 2013
Prószyński i S-ka

Czy można wybaczyć niewybaczalne? Najbardziej poruszająca powieść Jodi Picoult!
Ludzie doznają różnych strat, wielkich i małych. Można stracić kolejkę, cnotę, pracę. Głowę, serce albo rozum. Można stracić dom na rzecz banku, patrzeć, jak dziecko wyjeżdża na stałe na drugi kontynent, a mąż popada w demencję. Strata to nie tylko śmierć, a żal ma wiele postaci.
Osamotniona Sage Singer, zrozpaczona po śmierci matki, zaprzyjaźnia się ze starszym panem, ulubieńcem lokalnej społeczności, emerytowanym nauczycielem. Pewnego dnia Josef prosi ją o nietypową przysługę: chciałby, aby pomogła mu umrzeć. Wyznaje, że nie jest tym, za kogo przez wiele lat się podawał. Mężczyzna skrywa straszną tajemnicę z przeszłości, sięgającą czasów II wojny światowej i masowych mordów na ludności żydowskiej. Czy Sage zgodzi się mu pomóc? Czym będzie wówczas jej czyn: aktem miłosierdzia wobec drugiego człowieka czy wymierzeniem sprawiedliwości bezwzględnemu naziście? Czy ma do tego prawo?
ZAPOWIEDZI

Wyjazd z Morganville, Rachel Caine
Premiera: 24 września 2013
Amber
Morganville staje się zbyt niebezpieczne, by być domem dla śmiertelnej osiemnastolatki. Lecz to nie jedyne miasto, którym rządzą nieumarli…
Claire nigdy nie myślała, że mogłaby wyjechać z Morganville. Ale kiedy dostaje się na wymarzone studia, nie może zmarnować szansy. Zwłaszcza że pomiędzy nią a jej chłopakiem Shane’em nie układa się najlepiej…
Nowa uczelnia jest ekscytująca, lecz Claire wciąż myśli o Shanie i przyjaciołach. Tym bardziej że jest studentką ambitnej doktor Anderson, która mieszkała w Morganville. I bardzo się interesuje wynalazkiem Claire, dzięki któremu można bardzo się interesuje wynalazkiem Claire, dzięki któremu można zneutralizować instynkty wampirów. .
Lecz eksperymenty przeprowadzane przez doktor Anderson na żywych obiektach przynoszą przerażający efekt. Program wymyka się spod kontroli, a Claire zaczyna się zastanawiać, czy wyjazd z Morganville nie był ostatnim błędem, jaki popełniła w życiu…
 Dziedzictwo, C.J.Daugherty
Premiera: 25 września 2013
Otwarte
Zimne kalkulacje i porywy serca.
Wielka polityka i szkolne troski.
Drugi tom bestsellerowej sagi „Wybrani” zabierze Was ponownie do najbardziej ekskluzywnej szkoły w Wielkiej Brytanii i odkryje jej kolejne sekrety.
Czy Allie pozna wreszcie największą tajemnicę swojego życia i rozwiąże zagadkę Nocnej Szkoły? Kim jest tajemniczy szpieg działający w Akademii Cimmeria? Czy szkoła jest gotowa na kolejny atak Nathaniela?


 Przewodnik Nocnego Łowcy. Dary Anioła. Miasto Kości
Premiera: 27 września 2013
MAG
Wyczerpujące kompendium zawiera:
  • Kolorowe zdjęcia i charakterystyki postaci takich jak Clary Fray, Jace Wayland i Valentine Morgenstern.
  • Szczegłowe informacje na temat innych Nocnych Łowców, Podziemnych i demonów, jak również broni i runów.
  • Cytaty z filmu i wiele innych! To niezbędny przewodnik dla nowych i starych fanów po świecie filmu.

***
No to można powiedzieć, że wróciłam ze starym cyklem! Dzisiaj wybrałam tylko kilka pozycji, akurat te na które najbardziej czekam (w szczególności na Dziedzictwo!). To, co zostało akurat czytam i w bardzo niedalekiej przyszłości możecie się spodziewać recenzji na blogu. WzM trochę zaniedbałam, ale nie przeszkadza mi to wcale w cieszeniu się z kolejnych tomów, które wychodzą :D Przewodnik ciekawi i znając mnie pewnie sobie go kupię, nawet jak mi się podobać nie będzie. Spodobało się Wam coś? A może czekacie na coś innego? ^^ 

niedziela, 15 września 2013

W imię miłości - Katarzyna Michalak


Seria/cykl wydawniczy: Seria owocowa tom V
Wydawnictwo:
Literackie
Data wydania:
15 sierpnia 2013
„Dlaczego odchodzą dobrzy ludzie, za którymi rozpaczamy i tęsknimy, a ci źli trzymają się życia na przekór wszystkim?''

Coraz częściej ludzie decydują się na przeprowadzkę z miasta do jakiejś malowniczej i spokojnej wsi, w której będą mogli nabrać energii po pracy i zacząć żyć rytmem wolniejszym i też zdrowszym. Wiele jest zalet jak i wad, ale ci którzy odważyli się na tak odważny krok, wiedzą które miejsce sprawia większą radość i ukojenie. Takie uczucia będą również towarzyszyć czytelnikom powieści Katarzyny Michalak, która zasłynęła płynącymi z serca, ciepłymi opowieściami o życiu, o rodzinnych problemach, ale również szczęśliwych chwilach, które za wszelką cenę powinniśmy utrzymywać jak najdłużej. Minął niecały rok odkąd przeczytałam pierwszą książkę tej autorki i nadal wyraźnie pamiętam, jakie wywarła na mnie ogromne wrażenie. Dlatego też, kiedy zobaczyłam, że mam możliwość sięgnięcia po jej kolejną i nową historię - nie wahałam się ani chwili! Nawet nie przeczytałam opisu, a okładka tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto postawić na tę autorkę. Bo W imię miłości pozytywnie zaskakuje i sprawia, że zapominamy o całym świecie.

Ania to dziesięcioletnia dziewczynka, która pojawia się niespodziewanie w murach Jabłoniowego Wzgórza, pięknego i starego dworku, będącego własnością Edwarda Jabłonowskiego - jej nieznanego dotąd dziadka. Całkowicie przestraszona przebyła długą podróż z Warszawy, w której zostawiła śmiertelnie chorą mamę. Nie przyjechała tu by uciec, ale dlatego, że nie miała gdzie się udać. Edwarda nigdy nie interesowało życie swojej córki i wnuczki i nikt tak naprawdę nie wie, co postanowi zrobić z dziewczynką. Czy urokliwe miejsce na wsi wpłynie na niego pozytywnie i uświadomi sobie własne błędy z przeszłości? Czy Ned, nowo poznany przyjaciel Ani, będzie umiał jej pomóc i wyjawić prawdę o sobie?

Muszę przyznać, że porównanie tej książki do Ani z Zielonego Wzgórza było nawet dobrym pomysłem, ponieważ z pewnością zachęci wiele osób do sięgnięcia po nią. Będzie to powrót do pełnej radości, ciepła ale też i problemów opowieści z innymi bohaterami i całkowicie nowym, bardziej nowoczesnym miejscem. W imię miłości jest przeznaczona dla bardziej dojrzałych czytelników niż wspomniana wcześniej pozycja. Autorka wplotła w swoją historię nie tylko motyw rodziny, ale również miłości, przyjaźni i choroby. Powiązane ze sobą, dały niezmiernie ciekawą fabułę, w której żyje się wraz z postaciami, obserwuje ich zachowania i niezwykle wyraźnie odczuwa się, to co czują oni w danej chwili. To właśnie jeden z największych atutów, za które można pokochać powieści Katarzyny Michalak.

Osoby, które mają podobnie do Ani, czy które znają kogoś, będącego w takiej sytuacji, na pewno lepiej zrozumieją dziesięciolatkę i będą przeżywać każdą stronę jej opowieści coraz bardziej. Wiele razy miałam ochotę na to, by odwiedzić Jabłoniowe Wzgórze i porozmawiać z tą dziewczynką, pocieszyć czy chociażby przytulić i wysłuchać. Możecie pomyśleć, że bez sensu jest aż tak angażować się w słowo pisane, ale przecież książki nie tylko mają nas bawić, ale mogą również ukazywać prawdziwe życie. Tutaj nie do końca jest realistycznie - co przyznaję z lekkim smutkiem. Zapamiętałam kilka fragmentów, w których zachowania dorosłych w ogóle nie były odpowiednie do danych sytuacji, a wręcz sztuczne i można by rzecz, oburzające. Co z tego, że to wymyślone? Tak się nie robi. Pocieszające jest jednak to, że oprócz tego mankamentu, innych nie ma, albo byłam tak zajęta i zauroczona samym czytaniem, że nawet nie zwróciłam na nie uwagi. Może były chwile, w których ironicznie uśmiechałam się i z lekceważeniem wzruszałam ramionami. Może ślepo patrzyłam na całość. Jednak to nie zmienia tego, iż W imię miłości trafiło na listę moich ulubionych książek.

Jeśli ktoś zapytałby mnie, na jaką porę roku poleciłabym tę pozycję, bez wahania odpowiedziałabym, że na zbliżającą się właśnie jesień. Książka ta idealnie nadaje się na coraz dłuższe wieczory, czy na coraz chłodniejsze popołudnia na łonie natury. Lekki wiaterek wywoła delikatne ciarki na ciele, a promyki słońca będą przypominały o cieplejszej stronie opowieści, o nadziei i miłości, którą powinno być obdarzone każde dziecko. Zarówno prosty jak i poetycki język jeszcze bardziej wzbudzą w Was ciekawość i chęć dowiedzenia się, jak to wszystko się zakończy. Gdy dodamy do tego całkiem interesującą kreację bohaterów, wyjdzie nam produkt przez wielu pożądany. Historia, na którą według mnie warto poświęcić trochę czasu.

Nie skreślajcie tej powieści jakimiś dziwnymi uprzedzeniami. Bo wiem, że wiele osób, uważa że to z pewnością jakiś kolejny romans. Nie! Z tytułem wydawnictwo nie do końca trafiło, ale wystarczy przeczytać opis i dowiedzieć się, że uwaga będzie skupiona na czymś zupełnie innym. W imię miłości polecam Wam z całego serca - uważam, że spędzicie z lekturą przyjemnie czas!
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Literackie.

Seria owocowa:
Rok w Poziomce | Lato w Jagódce | Powrót do Poziomki | Wiśniowy Dworek | W imię miłości

czwartek, 12 września 2013

Dziewczyny atomowe - Denise Kiernan


Tytuł oryginału: The Girls of Atomic City. The Untold Story of the Women Who Helped Win World War II 
Wydawnictwo: Otwarte 
Data wydania: 3 lipca 2013

,,To, co tu widzisz, to, co tu robisz, to, co tu słyszysz - wyjeżdżając, zostaw to wszystko tutaj.''

Przypomnij sobie, czy kiedykolwiek ktoś opowiadał Ci na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji o drugiej wojnie światowej. Możliwe, że to była Twoja babcia, dziadek, ale również inna osoba, która została zaproszona przez szkołę do opowiedzenia o tym co pamięta. Z pewnością to był jeden z momentów, w którym jako małe dziecko potrafiłeś usiąść i bez żadnych pytań po prostu słuchać. Pierwsze lekcje historii z natury są niezwykle ciekawe - bo kto jak kto, ale członkowie naszych rodzin przekazują sobie wiele informacji z pokolenia na pokolenie. Z pozoru zwyczajne rozmowy mogą wpłynąć na to, że zaczniemy czymś się bardzo interesować. Może właśnie dawnymi dziejami? Dzisiaj chciałabym abyście usiedli w wygodnym fotelu z kubkiem herbaty w ręce i wysłuchali kawałek nieznanej dotąd historii wielu kobiet, które pomogły i przyczyniły się do wygrania drugiej wojny światowej.

Celia, Toni, Jane, Kattie, Virginia i wiele innych młodych dziewczyn podjęło się wielkiego ryzyka jakim był wyjazd do pracy, o której nie wiedziały praktycznie nic oprócz tego, że będą dobrze zarabiać. Każda z nich przyjechała z wielu odległych miejsc w Ameryce do miasta, którego nie można było odnaleźć na mapach. Nawet nie przypuszczały, że zrobienie pierwszego kroku na jego terenie będzie tak trudne. Trudności jednak dopiero się zaczynały. Tajemnice, zakaz mówienia o tym co robią, nieszczere rozmowy nawet ze swoimi przyjaciółmi czy mężami. Bohaterki tej opowieści pomimo wielu przeszkód nie poddały się i pracowały najlepiej jak potrafiły - dla przyszłości swojego kraju i całego świata. To właśnie one zmieniły przebieg wojny, a dzisiaj masz szansę o tym usłyszeć od Denise Kiernan, która pracowała nad Dziewczynami atomowymi przez 7 lat!

Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego po tej pozycji. Myślałam, że autorka skupi się tylko na kobietach, które tam pracowały, a można było przeczytać również o wszelakich reakcjach i pierwiastkach, które potrzebne są do zrobienia bomby atomowej. Dlatego też rozdziały nie skupiające się na tym, na czym powinny bardziej mnie nudziły i skłaniały do przerwania lektury niż do kontynuowania jej. Bardziej skupiałam się na życiu codziennym, które o wiele bardziej mnie ciekawiło niż fragmenty z zakresu chemii czy fizyki. Podczas czytania w pewnych momentach miałam wrażenie, że historia jest rozwleczona do granic możliwości - usunięcie kilkudziesięciu stron wyszłoby jej na dobre. Wtedy wszystko rozgrywałoby się właściwym torem bez żadnych zbędnych informacji, których i tak mamy tutaj sporo.

To co mnie uwiodło w Dziewczynach atomowych to bez wątpienia płynąca zewsząd szczerość. Autorka, która przez kilka lat zdobywała wiele materiałów, przeprowadzała mnóstwo rozmów i słuchała nagrań, z wielką precyzją nakreśliła nam życie tych kobiet, ich rozterki, uczucia i wszelkie domysły na temat projektu. Mimo ważnego celu i wielu tajemnic osoby te po latach potrafiły opowiedzieć o warunkach, które panowały na terenie Oak Ridge, nie pomijając żadnych szczegółów. Czytając to miało się łzy w oczach i jednocześnie czuło się dla nich ogromny szacunek, że przetrwały i z wielkim bólem jakoś to zniosły. Miejsce ich pracy wiele razy nasuwało mi pewne skojarzenia - zamknięty i pilnie strzeżony teren, z którego nie może wydostać się żadna informacja...

Dziewczyny atomowe to książka, która zaciekawi tych, którzy interesują się tematami związanymi z drugą wojną światową. Na lekcjach historii nikt nie opowie Ci o Celii, Tani i innych kobietach, które przyczyniły się do wytworzenia bomby atomowej. Uważam, że naprawdę warto poświęcić tej pozycji swój czas i zapoznać się z losami osób, które kilkadziesiąt lat temu wysiadły z pociągów i wkroczyły do nowego świata i nowej ery. Na szczególną uwagę zasługują również liczne czarno - białe fotografie, które wprowadzają nas w ten odległy i skryty świat oraz pomagają w wyobrażeniu niektórych sytuacji opisanych na kartkach powieści. Na zakończenie doradzę Ci, abyś poszedł po drugi kubek herbaty i sam zasiadł w towarzystwie bohaterek, które opowiedzą Ci wszystko co będziesz chciał. Jestem pewna, że spotkanie uda się znakomicie i zostaną po nim liczne wspomnienia, którymi będziesz chciał podzielić się z innymi. Przynajmniej ja chciałam.
Moja ocena 4/6, 6/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Otwarte.

sobota, 7 września 2013

Niewolnica - A.M. Chaudière


Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Data wydania: 26 czerwca 2013
„-Twoje odczuwanie, Arino - powiedział raptem, nie podnosząc wzroku - jest nieco zniekształcone, wiesz o tym. To co myślisz, że zaczynasz do mnie czuć, zasadniczo może tym nie być... Lepiej, jeśli pozostaniesz przy twierdzeniu, że nie zdołalibyśmy, razem... - uśmiechnął się cierpko. - Jesteś pełna sprzeczności.''

Czasem jest tak, że pomimo przeczytania opisu książki, który wcale nie przedstawia nam niezwykle intrygującej historii i tak po nią sięgamy. Na polskim rynku wydawniczym nie mamy zbyt wielu powieści paranormalnych napisanych przez rodzimych pisarzy, dlatego jeśli się już pojawiają, jesteśmy sceptycznie do nich nastawieni. No ale, ale... Przecież sami wiecie, że zdarzają się i u nas same perełki. I nawet krótkie streszczenie, które może zwiastować nam przewidywalną lekturę, ma w sobie parę kluczowych słów, które wskazują jednak na to, że autor wymyślił coś nowego i trochę kontrowersyjnego. Ja miałam tak z Niewolnicą, która okazała się jednak warta poświęcenia jej jednego dnia.

Arina jest zniewolonym magiem, a pomimo tego zna swoją wartość. Pochodzi z jednego z najstarszych i najbardziej potężnych rodów - jest jedną z Veilleur. Odkąd pamięta, służy swojemu panu Azraelowi, Magowi Aszarte, którego obecność powoduje strach, zwątpienie i pozbycie się wszelkich nadziei na lepsze jutro. Jednak z jakiegoś powodu bohaterka jest jego ulubienicą, a to dopiero zapoczątkuje w niezwykłe zdarzenia... Na drodze Ariny stanie nie tylko uczucie, które nie powinno mieć miejsca, ale również inni mężczyźni, którzy tak łatwo nie odpuszczą. Nie wiadomo więc, który z nich będzie miał dobre zamiary.

Muszę przyznać, że tak naprawdę nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po Niewolnicy, która jest równocześnie debiutem autorki. Już na samym początku ruszył mnie tytuł i wiedziałam, że w trakcie czytania mogę zgrzytać zębami, bo nawet wiedząc, że to jest fikcja, trzeba przyznać, że to trochę chora fikcja. Bo jakby na to nie patrzeć, niewolnictwo w dzisiejszych czasach nie jest postrzegane jako coś niezwykle interesującego i ciekawego. Osadzić w takim świecie całą historię też z pewnością nie jest łatwo i zachęcić jakoś czytelników do dalszego czytania też nie bardzo. Trochę się jednak zdziwiłam, kiedy spostrzegłam, że fabuła ze strony na stronę wciąga mnie coraz bardziej, a nieścisłości wbrew pozorom jest niewiele. Właściwie przez tę książkę nie bardzo wiedziałam, co dzieje się wokół mnie przez cały dzień. A myślę, że samo to jest jakimś plusem tej powieści - rzadko kiedy jakaś pozycja wywiera na mnie taką ciekawość, przez którą chciałabym od razu wiedzieć, co wydarzy się pod sam koniec.

Jednym z największych atutów, za który należy się autorce uznanie, są bohaterowie, którzy są wyraziści i których nie zapomina się tak łatwo. Można podzielić ich na tych dobrych i złych, ale jak się sami przekonacie, przy zakończeniu będzie można dostrzec w nich inne cechy, inne spojrzenie na całe ich dotychczasowe życie. Uważam, że ewolucja postaci jest ciekawym zabiegiem i dzięki temu w powieści nie ma czasu na nudę. Możemy ich porównać również do nas - ludzi bez mocy, którzy również się nieustannie zmieniają, a wobec tego nie są idealni i uczą się na własnych błędach. Z początku Arina wydawała mi się całkowitym zaprzeczeniem tej kobiety, o której było parę słów na okładce, ale dopiero później ukazała nam, jaka jest naprawdę. Azrael to jeden z tych czarnych bohaterów, ale pomimo tego nie umiałam go polubić i raczej już nie będę mogła. Nadal uważam go za chorego i niesprawiedliwego, ale wiem, że inni mają o nim inne zdanie. Severio jest tym ulubionym - lekko tajemniczym, niebezpiecznym, zimnym, ale gdzieś w głębi serca - ciepłym.

Najbardziej spodobała mi się część, w której historia rozgrywa się w murach Akademii Morza Deszczów, ponieważ dopiero tam poznaje się świat magów, obserwuje się ich moce, zachowania, czy nawet same ubrania i odznaki. Uwielbiam powieści, w których bohaterowie uczęszczają do szkół - wtedy dostrzegamy jak bardzo ciekawe wydarzenia mogą się tam odbywać oraz do czego są zdolni nasi przyjaciele. Często w codziennym życiu tego nie dostrzegamy, a po przeczytaniu tego typu książek, staramy się to chociaż trochę zmienić. Powracając do miejsca nauki Ariny - pomimo tego, że tę część lubię najbardziej, mam do niej pewne zastrzeżenia. Tak naprawdę dowiadujemy się niewiele o rodach, o ich historii i o całym świecie, w którym żyją postaci. Zabrakło mi wielu informacji, bez których czytanie zdawało mi się strasznie ogólne. Miałam również w pewnym momencie wrażenie, że śledzę dwie odrębne historie. Nie jestem pewna dlaczego, ale te dwa najważniejsze miejsca, w których znalazła się bohaterka, nie bardzo się ze sobą wiązały - aż do pewnego momentu...

Momentu, który z początku nie był aż takim zaskoczeniem, ale z sekundy na sekundę, robił się coraz bardziej przerażający i intrygujący. Bo, cholera - jak można napisać takie zakończenie, no?! Spędziłam cały dzień na czytaniu o losach magów, czarownic, niewolników i wampirów z myślą, że przecież nie skończy się to wszystko aż tak źle. No przecież nikt nie postąpiłby tak i nie zrobiłby na złość swoim czytelnikom. Muszę jednak uprzedzić, że A.M. Chaudière może doprowadzić Was do białej gorączki i że będziecie chcieli na sam koniec walnąć książką o ścianę ze złości. Ja miałam taką ochotę, ale powstrzymałam się, bo jedyny argument, który przemawiał za nie rzuceniem jej, to taki, że przecież czytało się ją dobrze i przy okazji naprawdę nie była nudna.

Czy polecam Niewolnicę? Jasne, że tak! Kiedyś z pewnością do niej wrócę, a po drugi tom sięgnę od razu po premierze. Bardzo zastanawia mnie to, jak poradzi sobie pisarka w drugiej części i czy będzie nadal umiała mnie nieustannie zaskakiwać. Fajnie byłoby, gdyby postanowiła opowiedzieć nam trochę więcej o całym świecie magów i ich historii - aż zżera mnie ciekawość, co działo się z nimi wcześniej i skąd się w ogóle wzięli. Myślę, że powieść spodoba się również trochę starszym czytelnikom - zresztą przekonajcie sie o tym sami.
Moja ocena 4+/6, 7/10
Za książkę dziękuję portalowi A-G-W.info oraz WFW.

środa, 4 września 2013

Co wylądowało w lesie Rendlesham? - Mateusz Kudrański


Wydawnictwo: Self publishing
Data wydania: 19 czerwca 2013
,,Gdyby nie porażki, nie mielibyśmy motywacji do walki i zdobywania zwycięstw.''

Są czasem książki, których wcale nie trzeba polecać innym czytelnikom. Jedną z takich jest właśnie powieść Mateusza Kudrańskiego, która zachęca już na wstępie samą okładką, która jest przejrzysta i dość nietypowa, a przy tym niezwykle przykuwająca wzrok. Do tego dodać można bez wątpienia sam opis, który zdradza nam tak naprawdę niewiele, a przy okazji przedstawia świat intrygujący, który od razu chciałoby się poznać. Połączenie humoru, przygody, fantastyki i historii miłosnej również brzmi dość przekonująco, prawda? Teraz więc pozwólcie, że znowu dosłownie przez chwilę odtworzę sobie w głowie najważniejsze wydarzenia i przygody, w których mogłam uczestniczyć. Postaram się też je Wam przekazać w sposób dość mglisty, ale i fascynujący. Bo wydaje mi się, że urokiem opowieści powinnam się podzielić również z innymi. Nie jestem tylko pewna, czy zachcecie do mnie dołączyć... W każdym bądź razie mogę uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić Wam, że będziecie się naprawdę dobrze bawić!

Jeden dzień. Dzień, który może trwać dłużej niż zazwyczaj. Dzień, który może zmienić dosłownie wszystko i wszystkich. Dzień od którego zależy przyszłość całego świata. Jest rok 1981, a wraz ze zbiegiem okoliczności dwie grupy nastolatków, które od dawna ze sobą rywalizują, wpadają na siebie w dość nietypowym momencie. Wśród nich jest czworo Anglików, para Amerykanów i dwóch braci, którzy są pochodzenia polskiego. Nie zdają sobie sprawy z tego, że będą świadkami niezwykłych wydarzeń oraz, że będą musieli, poświęcić się wzajemnie, aby przeżyć 11 lipca 1981 roku. Będą jednak starali się znaleźć odpowiedzi na wiele pytań - kim były istoty, które ich prześladowały, co tak naprawdę widzieli i dlaczego z tym wszystkim wiąże się wojsko USA?

Mogłabym zaprzeczyć temu, że jestem wielbicielką opowieści inspirowanych naszym codziennym, rzeczywistym świecie, w którym od czasu do czasu mają miejsce dziwne zdarzenia, które trudno jest wytłumaczyć. Najczęściej zostają przemilczane, ponieważ nie ma zbyt wielu argumentów za tym, by dane zjawisko móc potwierdzić. Mogłabym, ale tego nie zrobię, ponieważ uważam, że tego typu historie, choć tylko inspirowane, mogą dać nam trochę do myślenia i pomóc w szukaniu własnego zdania na dany temat. Tak jest również i tutaj, bo powieść Co wylądowało w lesie... nawiązuje w pewnych fragmentach do UFO. Muszę przyznać, że zostało to napisane w sposób naprawdę intrygujący i bardzo mylący, ale to właśnie dzięki temu, że nie potrafimy przewidzieć przyszłości fabuły,  nie nudzimy się podczas lektury.

W książce Mateusza Kudrańskiego oczarowało mnie najbardziej to, że potrafił przelać na papier uczucia bohaterów, które przechodziły później na mnie. Jeśli byli zdezorientowani, przerażeni, czy też czuli strach - ja odczuwałam to samo i starałam się w myślach ich pocieszać. Połączyła mnie z nimi jakaś silna i niewidzialna więź i miałam wrażenie, że są moimi przyjaciółmi, za których mogę oddać życie. Nie byli idealni, to samo nawet mówi jedna z postaci, ale to właśnie te ich wady, nierówności w charakterze spowodowały, że można było im zaufać i dać się poprowadzić w kierunku większej przygody. My też tacy jesteśmy, nieprawdaż? Tak więc, według mnie kreacja dwóch grup rywalizujących ze sobą wypadła znakomicie - nie ma w ich zachowaniu żadnej sztuczności. A ich wzajemna wrogość pozytywnie wpłynęła na odbiór lektury - nie można zarzucić powieści, że jest mało zabawna!

To co wyróżnia Co wylądowało w lesie... to bez wątpienia świeżość, jakiej na polskim rynku wydawniczym dotąd nie było. Bo już od samego początku wyczuwamy dość luźną atmosferę, która z czasem zmienia się w poważniejszą, mroczniejszą, ale i również cieplejszą. Świat został przez autora przedstawiony dość szczegółowo i nie mogę więc marudzić, że zawarto w książce za mało informacji. Było ich dużo, ale zostały rozmieszczone tak, że tylko ułatwiały i umilały czytanie. Jedyne co mogę zarzucić powieści to dość drobne błędy - literówki itp. 

Debiut Mateusza Kudrańskiego należy do tych jednych z najlepszych. Gdybym o tym nie wiedziała, mogłabym napisać, że to doświadczony pisarz - nie popełnia takich błędów, jak większość dopiero początkujących autorów. Jego książka nie jest przeznaczona tylko dla młodzieży, a właściwie mogą czytać ją osoby dużo starsze i jestem przekonana, że będą się bawić przy niej tak samo jak ci młodsi. Historia  opowiedziana została w sposób przekonujący, chwilami żartobliwy, a nawet potrafiła chwycić mnie za serce. Chciałabym kiedyś zobaczyć na półkach w księgarniach inne powieści napisane przez tego debiutanta - jestem niezwykle ciekawa jego nowych pomysłów!
Moja ocena 5+/6, 9/10
Za możliwość przeżycia niezwykłej przygody dziękuję autorowi książki - Mateuszowi Kudrańskiemu. :)

Was zapraszam do zajrzenia na stronę powieści:
(tam też znajdziecie strony, na których można ją zakupić)

niedziela, 1 września 2013

Cztery miesiące w skrócie - dziwne podsumowanie

No to witajcie we wrześniu! Patrzę sobie na archiwum bloga i trochę śmieszy mnie ilość dodanych postów w sierpniu, chociaż powinna przerażać. Nigdy nie mówiłam, że jestem do końca normalna - ale tak czy siak, trochę dziwnie jest powrócić do normalnego pisania, po miesiącu opierdzielania się. Dodałam aż jeden post, który nie był recenzją! Ale załóżmy, że mi wybaczacie - i idziemy dalej czynić rozgrzeszenie. Nie robiłam podsumowań od kwietnia. Really? *W tym czasie patrzę i przeglądam i szukam, bo przecież w maju i czerwcu musiałam coś takiego napisać!* Ekhm. No, yyy... nie ma? No, Cassiel - jakby nie patrzeć, to nie doszukasz się tam nic związanego z podsumowaniem jakiegokolwiek miesiąca. W sumie, to są one bardziej dla mnie niż dla Was, bo dzięki nim miałam ułatwić sobie na koniec roku pracę. Ale niektórzy z Was mogli dzięki nim wrócić do starszych recenzji czy coś w ten deseń. Hmm... No to dzisiaj zróbmy takie grupowe czteromiesięczne, trochę ogólniejsze od innych i równie fajnie, bądź też nie fajne. Hy, wrzesień jest i wena jest (niekoniecznie dotyczy to chodzenia do szkoły, bo jak pamiętacie, ja tam nie chodzę, tylko się wlekę). To, Kochani - przejdźmy do części oficjalnej, z numerkami związanej i z książkami też - jakżeby inaczej. ;)

MAJ - przeczytanych książek sześć. Czytałam na początku miesiąca, a od środka do końca już nie, był comenius i całe zamieszanie przed nim związane. Ulubioną powieścią zostaje Królestwo cieni Celine Kiernan, warto zwrócić uwagę również na Podwieczność Ashton Brodi, Fałszywego księcia Nielsen Jennifer A. oraz W świecie jurt i szamanów Bolesława A. Uryna.

CZERWIEC - przeczytanych książek siedem. Żadna z nich nie dostała maksymalnej oceny, ale szczególnie w pamięci utkwiły mi te od Papierowego Księżyca: Podzieleni, Więzień labiryntu, Cień i kość.

LIPIEC - przeczytanych książek sześć. Tutaj znowu czytałam tylko pod koniec miesiąca, kiedy wróciłam od rodziny z zagranicy. Trzy z nich były od wydawnictw, a trzy kolejne to Harry Potter części 3-5.

SIERPIEŃ - przeczytanych książek cztery. Pół miesiąca czytałam Władcę Pierścieni, a właściwie to ponad. Jednak nie codziennie, a wtedy kiedy miałam na to naprawdę ochotę - nie czytało się tego aż tak łatwo, ale gdy się już zaczęło, nie chciało się przerywać. Książka jest naprawdę genialna i z pewnością sięgnę po inne Tolkiena. Doczytałam też tutaj serię HP, którą pokochałam i serio żałuję, że rodzice mi jej nie kupili, gdy byłam w podstawówce. Jedną pozaplanową była Niewolnica, której recenzję wstawię zapewne jutro. A GoT nie zaczęłam - będę jednak czytać ją na jesieni jakoś.

Wiecie już, że w lipcu byłam w Anglii i właściwie już nigdzie dalej nie wyjeżdżałam. Pojawiłam się trzy razy w kinie na Wolverine, Mieście Kości i This Is Us. Pewnie za jakiś czas postaram się napisać coś o tych filmach, a w szczególności o MK, na które czekałam kilka lat. W sierpniu poszłam na koncert Kari Amirian, pisałam jakiś czas o niej na blogu, o tutaj. W każdym bądź razie było świetnie, mam autograf na płycie i zdjęcie z nią. Przypomniałam sobie całkiem niedawno, że założyłam kiedyś konto na instagramie i od jakiegoś czasu staram się tam coś dodawać, dlatego jeśli macie to piszcie! Jestem tam jako hoopcassiel. I na koniec, myślę że w połowie września na blogu pojawi się post, nie pisany przeze mnie, związany z nowym cyklem. Co do Top 10 i Melody Lovers - nie jest to regularne i dodaję, jak sami widzicie wtedy, kiedy mnie coś tchnie.*__*

















Napiszcie, jak Wam minęły wakacje.
Cassiel