piątek, 26 czerwca 2015

Nowa Ziemia - Julianna Baggott

Świat po Wybuchu musi wyglądać dość dziwnie. Nie wiedziałam tylko, że aż tak. Wyobraźcie sobie miejsce całe w gruzach, w którym mieszka szesnastoletnia dziewczyna wraz z innymi zmutowanymi, którym udało się ocaleć. Każdy z nich próbuje przeżyć w przerażającej rzeczywistości, a Pressia musi jeszcze uciekać przed poborem do militarnej organizacji.

Jest też sterylna Kopuła, w której wszyscy są bezpieczni. To Czyści, którzy mieli szczęście i uciekli przed Wybuchem. Jednym z nich jest Partridge, który zaczyna odkrywać prawdę i ucieka przed ojcem. Spotkanie tej dwójki może zmienić wszystko...

Pamiętam okres, kiedy Nowa Ziemia ukazała się na polskim rynku wydawniczym i jak było o niej głośno. Kiedy wszyscy o niej mówili i pisali, że jest świetna, że trzeba ją koniecznie przeczytać i że na pewno skradnie nasze serca. To wszystko minęło, a ja dopiero teraz się za nią zabrałam. I wiecie co? Nie skradła mojego serca, ani nie wywarła jakiegoś ogromnego wrażenia, na co bardzo liczyłam po tych wszystkich opiniach. Była po prostu dobra, bez żadnych fajerwerków i nie wiadomo czego jeszcze. Co jednak sprawiło, że tak dużo osób pokochało tę historię?

Wydaje mi się, że za tym wszystkim stoi warsztat pisarski Julianny Baggott, która pisze naprawdę genialnie. Rzuca się to w oczy już po kilku pierwszych stronach - budowanie klimatu, rzeczywistości, opisy postaci, dialogi, wszystko jest naprawdę dopracowane. Jednak pomimo takiej umiejętności i tak sprawnego kreowania świata przedstawionego, było wiele fragmentów, które mnie nudziły. Autorka nie potrafiła mnie wciągnąć przez pierwszą część książki w opisywaną historię. Ciekawie zaczęło być dopiero w połowie.

Na początku nie mogłam również przekonać się do bohaterów, którzy w wyniku Wybuchu zostali złączeni z różnymi przedmiotami, osobami, bądź zwierzętami. Rozumiem, że to taki gatunek powieści i nie powinnam na to narzekać, ale naprawdę nie pasowało mi coś takiego i nie potrafiłam sobie czegoś takiego wyobrazić. Musiałam się do tego przyzwyczaić, ale nadal uważam, że jest to bez sensu.

Podobało mi się za to przedstawienie historii z perspektyw kilku postaci, nie tylko tych głównych. Dzięki temu miałam szansę obserwować, co dzieje się w różnych częściach wykreowanego świata i poznawać różne punkty widzenia. Warto wspomnieć też o relacjach pomiędzy bohaterami - według mnie były one naprawdę super ukazane i często nie do końca oczywiste. Przynajmniej jeśli chodzi o wątek miłosny.

Nowa Ziemia, jak wspomniałam wcześniej, jest książką dobrą, która ukazuje przerażający świat, ale moim zdaniem nie jest jakoś specjalnie szokująca, ani wciągająca. Plusem jest precyzyjność języka i sposób, w jaki autorka przedstawia czytelnikom obrazy. Jednak na to, by powieść skradła moje serce potrzeba czegoś więcej.
Ocena 4/6

Można znaleźć piękno, jeśli wystarczająco mocno się go szuka.''

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Nowe na półce!

Nie lubię się chwalić. Ale czasami trzeba, chyba. Właśnie po to są stosy książkowe (i nie tylko),  które lubi chyba każdy. Przynajmniej ja uwielbiam je oglądać u innych i przy okazji dowiadywać się o jakichś powieściach, o których wcześniej nie miałam zielonego pojęcia. No i je robić, czyli się kulturalnie chwalić. To też robię dzisiaj.

Ostatni tego typu post był bardzo dawno temu i stwierdziłam, że pora trochę nadrobić zaległości. Wyciągnęłam wszystkie książki i okazało się, że nie jest ich dużo. Kiedyś tyle przychodziło do mnie w ciągu tygodnia, a nie kilku miesięcy. Chyba robię się dziwna albo mądrzeję. Hm, sama nie wiem. Tak czy siak - patrzcie, co mam! :)

Lecimy od dołu. Jak zostałam wiedźmą pożyczył mi Rafał i przydałoby się w końcu to przeczytać :3. Po Bajkale kupiłam na Kontynentach Lubelskich, z autografem - na dniach zacznę czytać! Złodziej dusz, Bogowie muszą być szaleni i Zwycięzca bierze wszystko to prezent urodzinowy od Rafała. Coś do ocalenia - od Jaguara, jest całkiem spoko. Próba żelaza przyszła od Albatrosa - nawet ją przeczytałam i niedługo powinnam napisać jej recenzję (kiedyś w końcu trzeba).

A tu trochę muzycznie. Lungs, Ceremonials i HBHBHB Florence + the Machine. Czy z kimś z Was zobaczę się w grudniu na ich koncercie? Dajcie znać! :) No i jeszcze Arctic Monkeys. :>

Czytaliście coś stąd? Znacie, słuchacie? :)

piątek, 12 czerwca 2015

Stuck in Love (2012)

Stuck in Love, w Polsce znany jako Bez miłości ani słowa (nie pytajcie, dlaczego wolę oryginalną nazwę) jest filmem, na który wpadłam trochę przez przypadek. Sama o nim wcześniej nie słyszałam, co jest trochę dziwne ze względu na aktorów, którzy w nim grają. Lily Collins, Nat Wolff, Logan Lerman, Greg Kinnear - kiedy zaczęłam oglądać i zobaczyłam ich na ekranie, zaczęłam przypominać sobie, że już gdzieś ich widziałam. Niektórych nawet w kilku produkcjach. A sam obraz naprawdę zasługuje na uwagę!

Opowiada o dość popularnym pisarzu przeżywającym po trzech latach nadal swój rozwód, przez który przestał pisać oraz jego dzieciach, które stawiają pierwsze kroki w tworzeniu powieści, opowiadań i wierszy. Nastolatkowie oprócz tego mają standardowe problemy miłosne, z którymi muszą nauczyć sobie radzić oraz rodzinne, których nie do końca potrafią zrozumieć.
Film po przeczytaniu opisu raczej średnio zachęca do jego obejrzenia. Pisząc ten tekst, zdałam sobie sprawę z tego, że gdy zaczęłam oglądać Stuck in Love, nie wiedziałam o czym będzie, chociaż zazwyczaj staram się zapoznać ze zwiastunem albo czymkolwiek, co jest związane z danym obrazem. Jednak muszę przyznać, że fajniej jest nie wiedzieć, bo wtedy jest większa szansa, że coś może zaskoczyć. Tak jak mnie aktorzy, opowiadana historia, muzyka.

Wszystko w tej produkcji jest piękne, urzekające i ogląda się ją z ogromną przyjemnością. Snuta opowieść może wydaje się być bardzo schematyczna, ale tak naprawdę ma ona swoje przesłanie i dzięki niemu film zostaje w pamięci na długo. Warto zwrócić również uwagę na problemy, które są w nim poruszane, bo według mnie zostały przedstawione w naprawdę świetny sposób. Ilość wątków nie przytłacza, ale jest ich dość sporo, by nie nudzić się podczas oglądania i wyczekiwać finału historii.

Najbardziej w Stuck in Love podobały mi się relacje pomiędzy bohaterami i ich rozmowy, których aż chciało się słuchać. Aktorzy genialnie poradzili sobie z odegraniem swych ról i widać, że bardzo zżyli się ze swoimi postaciami. A najpiękniejszą sceną jest zdecydowanie ta z udziałem piosenki Elliotta Smitha Between the Bars. Musicie ją koniecznie zobaczyć!
Ocena 9/10

środa, 10 czerwca 2015

Dzień, który zmienił wszystko - Catherine Ryan Hyde

Większość ludzi woli sądzić, że ich uprzedzenia wynikają bez reszty z winy osoby, do której je czują, i ta pokrętna logika wydaje się im rozumna.'' 

Zgaduję, że nikt z nas nie chciałby zostać porzuconym przez swoją matkę w lesie zaraz po urodzeniu. Trochę bardzo przerażające i zdawać by się mogło, że nieludzkie. Trudno jest to sobie wyobrazić, ale właśnie staje się to kluczem do pewnej opowieści autorstwa Catherine Ryan Hyde. Postać chłopca na okładce przyciąga wzrok, a napisy i znane nazwiska autorów zachęcają do przeczytania opisu, który też wydaje się być całkiem interesujący. Szkoda tylko, że sama powieść nie jest już tak świetna, jak ją reklamowano. 

Nathan McCane wraz z żoną prowadzą spokojne, ale nudne życie, w którym brak bliskości i głębszych uczuć. Pewnego dnia, gdy mężczyzna udaje się na polowanie, znajduje w lesie porzucone niemowlę. To staje się dla niego pretekstem, by zmienić wszystko i zawalczyć o syna, o którym zawsze marzył. Niestety prawo do opieki nad dzieckiem uzyskuje członek rodziny malucha. Nathan ma jednak pewną prośbę, pragnie by zostało ono przyprowadzone do niego któregoś dnia, by poznało, kto go ocalił.

Dalsza część historii rozwija się piętnaście lat później, ale warto poznać ją samemu i nie czytać całego opisu z tyłu okładki. Sięgając po tę książkę, miałam dość spore oczekiwania ze względu na pewne porównania z Jodi Picoult i muszę przyznać, że pisarka Dnia, który zmienił wszystko im nie sprostała. Pierwsza część powieści była naprawdę ciekawa i dobrze napisana, a dzięki temu nie mogłam się od niej oderwać. Jednak w przypadku drugiej i kolejnych było zupełnie inaczej. 

Przede wszystkim dlatego, że pisarka nagle z nastoletniego, miłego chłopca zrobiła kompletnie inną osobę, która sprawia kłopoty i nie ma dla nikogo szacunku. Byłoby to dobrym rozwiązaniem, gdyby tę zmianę wprowadzała stopniowo, a to stało się zdecydowanie za szybko. Pojawiają się nowe wątki i pomimo tego, że chłopiec, potem mężczyzna nadal odgrywają główną rolę razem z Nathanem, to jednak z czasem to wszystko się ze sobą plącze, a przewodni temat książki gdzieś zanika. 

Fajnie obserwowało się zmiany zachodzące w bohaterach, a przede wszystkim w tym jednym, który miał tak trudny początek swojego życia. Jego nastawienie do świata i do ludzi, odnalezienie swoich priorytetów życiowych i zrozumienie pewnych rzeczy, które wcześniej wydawały się niejasne. Jednak nawet to ma również swoje minusy, ponieważ pisarka wprowadza je za szybko. Cała książka jest zbyt krótka, by dobrze przedstawić taką historię, dlatego efekt jest dość średni. Uważam, że Catherine Ryan Hyde miała świetny pomysł na napisanie powieści, ale przez to, że wprowadziła tak dużo nowych wątków, to książka podczas czytania wydaje się niespójna.

Dzień, który zmienił wszystko jest pozycją, która niestety nie zapada głęboko w pamięć, pomimo dość trudnego i z początku, wydawać by się mogło przewodniego tematu. Zawiera w sobie pewną naukę, z której z pewnością można coś wnieść do swojego życia, a to, co spodobało mi się w niej najbardziej, to ukazanie za wszelką cenę poświęcenia dla drugiego człowieka. Jednak jako całość - powieść wypada średnio i gdybym miała po nią sięgnąć kolejny raz, to wolałabym wybrać coś innego.
Ocena 3+/6
Książka otrzymana od wydawnictwa Jaguar.

czwartek, 4 czerwca 2015

Zwycięzca bierze wszystko - Aneta Jadowska

Czasem brutalna prawda działa lepiej niż miękkie słówka.''

Anety Jadowskiej chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Jej książki potrafią masakrycznie pochłaniać, uzależniać i dobrze bawić. Nie sposób więc nie wracać do świata przez nią stworzonego - pełnego przeróżnych istot nadprzyrodzonych, którym nie brakuje humoru, sarkazmu i waleczności. Mnie co prawda trochę zajęło sięgnięcie po trzeci tom, bo ponad rok, ale może to i lepiej, bo nie skończę aż tak szybko przygody z tymi świetnymi bohaterami.

Co słychać u Dory Wilk? Mogłabym napisać, że nic nowego. Jak zwykle czyimś marzeniem jest pozbawienie ją życia, a ona musi na jakiś czas oddalić się od centrum wszystkich wydarzeń i wyruszyć w miejsce ze swojej przeszłości. Jej towarzyszami są spokojny anioł i niestabilny emocjonalnie diabeł, ale możecie być pewni, że z czasem grono się powiększy. Na dodatek rozpoczyna się rewolucja, a wiedźma odegra w niej dość znaczącą rolę. Dlatego nie może pozwolić, by ktoś przeszkodził jej w planach. Nawet jeśli tym kimś jest Abbadon.

Wiecie, trochę trudno ogarnąć z początku o co chodzi w trzecim tomie, jeśli poprzednie czytało się dawno temu. Ale z czasem zaczęłam kojarzyć sporo faktów i je ze sobą wiązać, więc aż tak źle nie było. A kiedy już przypomniałam sobie, kto jest kim i co zrobił, zostałam wciągnięta razem z postaciami w wir wydarzeń. Możecie być pewni, że jest ich naprawdę sporo i jak przystało na Jadowską - nudzić się nie da. 
Powieść czyta się szybko i trudno się od niej oderwać, ale też nie dorównuje poprzednim częściom. Najbardziej irytuje główna bohaterka, której, mam wrażenie, autorka podarowała wszelkie możliwe zdolności. Wampir, wilkołak, wiedźma, anioł? Czemu nie? W końcu można być wszystkim. Zabrakło w Zwycięzcy również charakterystycznego dla Jadowskiej złośliwego języka. Nie przypominam sobie ani jednego momentu, kiedy się zaśmiałam, a we wcześniejszych tomach śmiech stale towarzyszył mi w trakcie czytania.

Bardzo podobały mi się za to relacje Dory ze znaczącymi postaciami, które na początku zaskakiwały nie tylko mnie, ale również bliski krąg przyjaciół wiedźmy. Oraz to, jak radziła sobie z duchami przeszłości i ze złem, w które nikt nie chciał uwierzyć. No i nie da się zapomnieć o porąbanym trójkącie! 

Zwycięzca bierze wszystko to powieść dobra, z którą można spędzić fajnie kilka godzin, ale niestety nie tak świetna jak Złodziej dusz czy Bogowie muszą być szaleni. Z pewnością sięgnę za jakiś czas po kolejne części, które może będą lepsze niż ten.
Ocena 4+/6