niedziela, 23 listopada 2014

Karmiciel kruków - Łukasz Malinowski

„Nie wiedział, co zrobić. Nie umiał też nazwać uczuć, które nim zawładnęły i ścisnęły za gardło. Wolałby, by była to pętla zarzucona przez nieprzyjaciela. Wiedziałby chociaż, jak się obronić.''

Skald. Karmiciel kruków zapowiadał się naprawdę fantastycznie - w końcu okładkowa krwawa, mityczna podróż w głąb wikińskiej duszy mówiła sama za siebie, że będzie się dużo działo. I o ile początek wydał mi się całkiem ciekawie napisany, to później zaczęło robić się coraz gorzej... W każdym razie musicie wiedzieć, że powieść Łukasza Malinowskiego to tak naprawdę dwa krótkie opowiadania i jedno, końcowe trochę dłuższe. W jakiś sposób łączą się ze sobą, ale w każdym z nich poruszany jest zupełnie inny problem.

Głównym bohaterem jest Ainar Skald, który dążąc do zdobycia skarbu wywoła małą wojnę, by potem schronić się przed zemstą na Wyspie Lodów, gdzie będzie musiał pozbyć się w pojedynku na pieśni upiora drauga. Na koniec wyląduje na Wyspie Irów, w klasztorze, w którym jego gospodarzami będą mnisi borykający się z pewną zagadką. Otóż ktoś zabija ich towarzyszy i pozostawia po sobie za każdym razem pewien charakterystyczny ślad. Tym będzie miał zająć się Skald, który przy okazji przypomni sobie o swojej przeszłości. To wszystko rozgrywa się w X wieku, w Skandynawii, gdzie władcy walczą o władzę i bogactwa, a chrześcijańscy misjonarze próbują wprowadzić nową wiarę. 

Powieść Łukasza Malinowskiego zaczęła się dobrze i miałam nadzieję, że dalej również taka będzie. Ale już po kilkunastu stronach pojawiły się pewne problemy. Największym są przypisy. Rozumiem, że są potrzebne skoro pojawia się tyle dziwnych nazw, ale chwilami pojawiały się one na każdej stronie i zajmowały praktycznie połowę kartki. Nikt nie lubi przerywać lektury, by czytać przypisy, a w szczególności aż tyle. Później już na szczęście ich raczej nie było, nie zmienia to jednak tego, że na wstępie okropnie irytowały. 
Minusem jest też akcja powieści, opowiadań. Liczyłam, że będzie dziać się sporo, że będą towarzyszyły mi przy tym jakieś emocje i będę to jakoś przeżywać. Oprócz jakichś dwóch momentów w całej książce, więcej czegoś takiego nie było. Właściwie większa część tej historii mnie nużyła i odkładałam ją wiele razy, a potem zmuszałam się do tego, by ją jednak jakoś skończyć. Drugie opowiadanie - Pieśń trupa byłoby całkiem okej, gdyby nie podobieństwo do Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego...

Najciekawszą częścią Karmiciela kruków jest ostatni tekst, Wielość i Jedność, bo tutaj akcja trochę przyspiesza i zaczyna dziać się coś naprawdę ciekawego. Co prawda pomysł też nie został do końca wykorzystany i przez większą część główny bohater się nudzi i czytelnik też, ale jest na pewno lepiej niż wcześniej. Największym atutem książki jest Ainar Skald, który jest bohaterem dość tajemniczym, groźnym, odważnym, ale skrywającym gdzieś w głębi siebie jakieś pozytywne cechy. Potrafił mnie chwilami rozbawić, oczarować, ale też i wkurzyć. Kreacją na którą warto zwrócić uwagę jest również pewna mała dziewczynka, która wniesie mnóstwo chaosu w życie nie tylko całego klasztoru, ale i Skalda.

Karmiciel kruków wypadł raczej średnio. Oczekiwałam od niego chyba zbyt wiele i dlatego tak się na nim zawiodłam. Łukasz Malinowski miał naprawdę świetny pomysł i myślę, że lepiej by on wypadł, gdyby nie dzielił powieści na trzy teksty, a stworzył taką, w której ta Skandynawia z X wieku zostałaby jakoś fajnie ukazana. Bo pisze dobrze i ma super styl, ale niestety niektóre fragmenty są nudne i książka na tym traci.
Ocena 3+/6

11 komentarzy:

  1. Książki co prawda nie czytałem, ale dla mnie akcja ma drugorzędne znaczenie. Ziewam przy kinie tego typu, ziewam i przy książkach. Jeśli coś jest dobrze napisane, to nawet najbardziej błaha sytuacja może podbić tętno czy po prostu zainteresować :) Tak więc - nie wykluczam. Okładka przeklimatyczna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię opowiadania, ale średnia ocena trochę daje do zastanowienia. Faktycznie okładka świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pocieszenie dodam, że cały drugi tom jest w stylu ostatniego opowiadania - krótko mówiąc, dzieje się dużo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, to podzielenie na trzy opowiadania, nawet jeśli się ze sobą wiążą - nie podoba mi się. I nie podoba mi się zastój akcji. Także niestety, ale chyba książka nie jestem dla mnie... A szkoda bo jak tak patrzyłam na okładkę, to widziałam potencjał ^^
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy raz słyszę o tym autorze i tej pozycji. Nie wiem, czy skuszę się po tą książkę. Obecnie mam mieszane uczucia i czas pokaże, czy jednak przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadania to nie moja bajka, ale nie skreślam tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fabuła jest tak intrygująca, że strasznie się zawiodłam, że to opowiadania... z przypisami i nic ponad to :/ Do tego ta okładka... Szalenie mnie to zasmuciło. Liczyłam na emocjonującą podróż.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam kiedyś :) średnio mi się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Raczej nie sięgnę. Choć tematycznie wydaje się fajna, to forma opowiadań i nuda do mnie nie przemawiają.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz pozostawić po sobie jakiś ślad - proszę przeczytaj post wyżej, żebyś wiedział/a przynajmniej, co komentujesz. =)