Wydawnictwo: MuzaData wydania: 9 stycznia 2013
„Jaszczurek dodaje mi otuchy, pokpiwając, że nie jestem na wycieczce dla dziadków. To działa mobilizująco.''
Żeby napisać dobrą i ciekawą podróżniczą książkę, trzeba naprawdę uwielbiać opisywany przez siebie kraj czy obszar. Obowiązkowo jest wiedzieć o nim naprawdę sporo i umiejętnie nam te informacje przekazać, wplatając je w najbardziej ekscytujące fragmenty. Najlepiej jest czytać dzienniki z wypraw, ponieważ wtedy przenosimy się razem z autorem do tamtejszej teraźniejszości i możemy zasmakować tego egzotycznego życia. Zobaczyć jak czuł się autor i o czym myślał pod szczytem Aconcagui, czy pod jednym z najwyższych wulkanów świata - Chimborazo w Ekwadorze.
Wojciech Lewandowski w książce Przez pustynie na ośnieżone szczyty... opowiada nam o górach Ameryki Łacińskiej i wyjaśnia, które tereny do niej należą oraz z czego taki podział wynikł. Przedstawia również dobre i złe strony ''zbieractwa'' szczytów. Najważniejszą częścią tej pozycji są jednak opowieści o tropikalnych lasach, tajemniczej i nieznanej nam przyrodzie, wulkanach, przypadkowych spotkaniach z ludźmi pełnymi pasji oraz o górach i trudnej wspinaczce na nie. Autor wraz z towarzyszami pokazuje jak zdobył jedne z najwyższych szczytów Ameryki Południowej, idąc śladami Pierwszej Wyprawy Andyjskiej z lat 30. XX wieku.
Na szczególna uwagę zasługuje samo wydanie książki, bo tak jak w przypadku innego reportażu, o którym pisałam wcześniej - W świecie jurt i szamanów, tak i tutaj czytanie i oglądanie sprawiało ogromną przyjemność. Zdjęcia dołączane do pozycji podróżniczych są obowiązkowym elementem, dzięki któremu możemy łatwiej zrozumieć zachwyt autora, nad wydawać by się mogło zwyczajnym kwiatkiem. Opowieść jest przesycona prawdziwymi emocjami, które automatycznie przechodzą na nas i sami mamy nieodpartą chęć towarzyszyć pisarzowi w jakiejkolwiek przygodzie. Bardzo spodobało mi się nawiązywanie do historii, czy dzielenie się z czytelnikami codziennymi i życiowymi zdarzeniami.
Przez pustynie na ośnieżone szczyty to książka dla osób fascynujących się światem oraz dla tych, którzy chcieliby wyjechać w przyszłości właśnie w Andy - jestem przekonana, że ta pozycja pomoże wam w jakimś stopniu i dzięki niej dowiecie się naprawdę wielu przydatnych rzeczy. Przeżyjecie niesamowite chwile, a kiedy opowieść będzie dobiegała końca, postanowicie tam pojechać, albo przeczytać ją od nowa. Uważam, że relacja z tych podróży jest warta uwagi, ponieważ nie tylko uczy nas wiedzy o nieznanym nam świecie, ale również motywuje do odbycia swojej wymarzonej wędrówki, niekoniecznie tej za granicami naszego kraju. Przyjrzymy się chociażby Bieszczadom...
Moja ocena 5/6, 8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Podobnie jak ty czytałam i byłam zachwycona "W świecie jurt i szamanów", więc skoro i ta książka wywarła na tobie pozytywne wrażenie, z chęcią przeczytam! Najważniejsza jest pasja i jeśli wyczuwam ją w lekturze, to z pewnością warto taką książkę polecić innym:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Obie książki są świetne, napisane z pasją, która udziela się nam - czytelnikom. Mimo że opisują zupełnie inne tereny, w jakimś stopniu są ze sobą powiązane. Polecam, powinna Ci się spodobać! :)
UsuńMam słabość od książek podróżniczych. Ta wydaje się być naprawdę interesująca.
OdpowiedzUsuńW takim razie ta powinna przypaść Ci do gustu.
UsuńLiteratura podróżnicza to nie moja bajka , ale znam kogoś komu ta książka z pewnością przypadnie do gustu
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie, nie lubię książek podróżniczych.
OdpowiedzUsuńTo musi być fascynująca książka!
OdpowiedzUsuńNie przepadam za książkami podróżniczymi. Andy też jakoś szczególnie mnie nie interesują, dlatego tę pozycję w zupełności sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń