Tytuł oryginału: InsigniaSeria/cykl wydawniczy: Insygnia, tom IWydawnictwo: EgmontData wydania: luty 2013
„Teraz zaczął jednak rozumieć, od czego są przyjaciele: przypominają, że
w gruncie rzeczy nie jest tak źle. Że trzeba umieć śmiać się z samego
siebie.”
Leży przede mną książka, po której w ogóle nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, co mogę spotkać w środku i z czym dokładnie się zmierzyć. Wcześniej nie czytałam nic co jest powiązane z gatunkiem science-fiction, więc byłam ciekawa i jednocześnie przerażona. Wtedy zaczęłam czytać i przepadłam na kilka godzin, przez które przeżyłam jedną z najbardziej niesamowitych przygód w życiu!
Tom Raines żyje z dnia na dzień - nie wie czy kolejną noc spędzi w hotelu czy na ławce w parku, czy pójdzie do szkoły. Wędruje ze swoim ojcem, a domem może nazwać jedynie kasyno, miejsce w którym mogą zarobić pieniądze. Chłopak jest bystry i potrafi pokonać każdego gracza, dlatego też pewnego dnia nieznajomy mężczyzna składa mu pewną propozycję - będzie mógł zostać kadetem w Wieży Pentagonu, elitarnej akademii wojskowej. Ściślej rzecz biorąc, będzie miał swoją szansę aby stać się kimś wyjątkowym. Zostanie członkiem Sił Układu Słonecznego, nadludzką maszyną bojową - a dzięki temu zyska przyjaciół, szacunek rywali i przede wszystkim, będzie mógł poprowadzić swój kraj do zwycięstwa w III wojnie pozaziemskiej.
„Uwagę Toma przykuł nagle widok własnych piersi. Sięgnął do nich i wsunął rękę za dekolt. Wyatt odchrząknęła znacząco.- No co? - bronił się Tom. - Są moje.- Chyba nie zamierzasz siedzieć tutaj i obmacywać się na moich oczach? To trochę niegrzeczne, nie uważasz?Tom opuścił rękę, nieco zawstydzony.- Daj spokój, ty też masz całkiem nowy sprzęt. Nie jesteś ciekawa?”
Powieści na pewno nie można zarzucić tego, że jest mało oryginalna - autorka postarała się o całkiem nowy pomysł, który po przelaniu na papier wypadł bardzo korzystnie. Kiedy sięgnęłam po Insygnię, nie sądziłam że spodoba mi się już na początku, ale tak właśnie było. Po przeczytaniu kilku stron polubiłam język i styl pisarki i to trwało do samego końca. Wiem, że niektórym osobom poszczególne słowa mogą sprawiać trudności, czy same nazwy głównych bohaterów, ale mi to nie przeszkadzało. Bardziej wzbudzało ciekawość i fascynację światem S. J. Kincaid. Gdy nie rozumiałam danego słowa (a było ich raptem kilka), sprawdzałam w sieci, a imiona nadane im, idealnie pasowały do tej rzeczywistości.
Insygnia. Wojny światów jest bez wątpienia dobrą lekturą, którą zapamiętam na długo dzięki wielu czynnikom. Przede wszystkim trzeba wspomnieć o świecie jaki wykreowała pisarka - normalni ludzie zamieniani w ulepszonych, mających w swoich głowach procesory, dzięki którym potrafią rzeczy o których wcześniej nawet nie śnili. Do tego dochodzą jeszcze symulacje, w których uczestniczą na zajęciach - walki, praca zespołowa, śmierć - a wszystko wraca do normy po odłączeniu specjalnych kabelków. Po drugie, podobne do symulacji - gry wirtualne, w których bierze udział główny bohater i jest w nich całkiem dobry. Po trzecie, powrót do świata bardziej rzeczywistego, w którym można pójść do kina i do tego mniej, polecieć w niebo i wziąć udział w bitwie pozaziemskiej.
„- Dostanie zawału, kiedy się o tym dowie - poinformowała go Wyatt. - Liczę raczej na wylew - odrzekł ze śmiechem Tom.”
Postaci są barwne, wyraziste i mają swoje indywidualne cechy, dzięki czemu bez trudu ich rozpoznajemy i z czasem coraz bardziej lubimy. Towarzyszymy im na każdym kroku i widzimy jak się zmieniają, do czego są zdolni. Niektórzy potrafią irytować nas na każdym kroku, ale był to z pewnością zabieg zamierzony, skoro Tom miał często z nimi na pieńku. Możemy zauważyć jak wśród nastolatków wybuchają poważne sprzeczki, jaka jest polityka, z kim się trzymają. Uważam, że stworzenie grup było świetnym pomysłem, ponieważ dzięki temu nieustannie coś się działo na kartkach powieści i nie było czasu na nudę. Moimi ulubionymi bohaterami zostają z pewnością: Tom, Vik, Wyatt i Meduza, którzy nieustannie mnie czymś zaskakiwali.
Wspomniałam o plusach, a niestety podczas czytania zauważyłam pewne braki i coś mnie denerwowało. Przede wszystkim, po przeczytaniu opisu tak jak pisałam we wstępie, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, ale skoro padły tam takie słowa jak: III wojna pozaziemska, akademia wojskowa, nadludzka maszyna bojowa - to czy nie przypuszczalibyście, że będzie tutaj dużo poważnych walk? Bo ja tak myślałam i się na tym zawiodłam. Myślałam, że będą walczyć w kosmosie, spędzać tam więcej czasu i niestety tego nie było. Po drugie zabrakło mi większej liczby informacji o całym procesie i wszystkich innych funkcjach jakie posiadł Tom w wyniku umieszczenia w jego głowie procesora, czy też o całym systemie i regułach panujących w akademii.
Podsumowując, Insygnię. Wojny światów uważam za powieść bardzo dobrą, dzięki której spędziłam naprawdę miło popołudnie. Zabrała mnie do całkiem innego świata, w którym wcześniej nie przebywałam i do którego z pewnością wrócę, ponieważ w przygotowaniu jest tom drugi! Osobiście jestem niezwykle ciekawa co wymyśli pisarka w kolejnej części i mam nadzieję, że będzie równie ciekawie jak tu, albo jeszcze bardziej. Historia ta obfituje w niespodziewane zwroty akcji, nie możecie przewidzieć niczego bo i tak coś Was zaskoczy. Myślę, że warto po nią sięgnąć, a kolejnym plusem niech będzie to, że potrafiła mnie wiele razy rozbawić wypowiedziami bohaterów. Polecam serdecznie!
Moja ocena 5/6, 8/10
Zapowiedź:
Jestem ogromnie ciekawa tej pozycji. Okładka i opis już same w sobie mnie zachęcił, aczkolwiek dopiero Twoja recenzja upewniła mnie, że naprawdę warto sięgnąć po tę książkę :) Ostatnio kosmos coraz częściej pojawia się w książkach dla młodzieży, jednak ja jeszcze żadnej z nich nie czytałam i może uda się zacząć od tej pozycji ;D
OdpowiedzUsuńHmm.. Ja czytałam ,,W otchłani'' ale to było na statku :D
UsuńAle jednak ten statek też byż w kosmosie ;D
UsuńOj.. :D Ale to było takie bardziej.. no wiesz xD Tam bardziej skupiali się na tej dziewczynie i relacjach pomiędzy nią a tym chłopakiem :D
UsuńKolejna książka science-fiction ląduje na liście... Jeju, ale się wkręciłem w s-f teraz, a zawsze myślałem, że pozycje tego typu nigdy mi się nie spodobają. Cóż, myliłem się, nie pierwszy i nie ostatni raz. ;)
OdpowiedzUsuńA tak z ciekawości czytałaś "Player One" Ernesta Cline'a? Też klimat s-f, jednak ta książka odbiega od takiego "typowego" przedstawiciela swojego gatunku. Polecam, myślę, że się nie zawiedziesz. :)
Pozdrawiam.
Też często myślę tak, tak było ze steampunkiem :D ,,Player One'' nie czytałam, ale słyszałam że właśnie fajna jest :]
UsuńLubie powieśći orginalne, które wniosą cos nowego w moją pułeczkę. Lubie tematyke wojny świqatów, chętnie oglądam filmy, zas nigdy wczesniej takiej ksiazki nie czytałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
Obserwujemy?
W takim razie powinna Ci się spodobać :]
UsuńHm.. Karolka mnie do niej trochę zniechęciła, ale książka i tak do mnie idzie, więc mam nadzieję, ze też mi się spodoba, tak jak i Tobie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka do mnie jedzie, więc niedługo i ja się z nią zapoznam. Jestem jej bardzo ciekawa a i Ty mnie dodatkowo zachęciłaś ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam i nie porwało mnie od samego początku, ale mam nadzieję, że później będzie lepiej. :)
OdpowiedzUsuńJej, ja już prawie kończę tę książkę i nie mogę się doczekać kiedy już będzie za mną, bo umieram przy niej z nudów.. Nie, to całkiem nie moje klimaty i ostatni raz biorę s-f do recenzji xd
OdpowiedzUsuńczekam właśnie na nią
OdpowiedzUsuńAha.
UsuńWszędzie ją teraz promują i nie sposób przejść obok niej obojętnie. Chociaż "napaliłam" się trochę na te wojny w kosmosie, a się okazuje, że ich ilość jest znikoma, to i tak muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńMimo zachęcającej recenzji, tematyka chyba nie moja, więc sobie odpuszczam.
OdpowiedzUsuńCzekam na przesyłkę z nią.
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie! Lubię oryginalne książki :P Cieszę się, że do mnie niebawem wpadnie :D
OdpowiedzUsuńCo prawda lubię oryginalne powieści, ale ta mnie do siebie nie przekonuje. Po pierwsze nie podoba mi się okładka, opis też nie bardzo. Na dzień dzisiejszy sobie daruję, może z czasem.
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie, chętnie ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńI coś takiego lubię! Nowy, zaskakujący pomysł na książkę. Autorski, nie oparty na motywach z innej powieści. Dlatego chętnie sięgnęłabym po "Insygnia". Cytaty są bardzo zachęcające.;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się więcej niż interesująco :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie na nią czekam:0 Oj narobiłaś smaka - nie dobra:P
OdpowiedzUsuńKurcze a dziś właśnie widziałem zapowiedź tej pozycji i pomyślałem, że warto by się nią zainteresować. A tu patrzeć dodatkowo taka zachęcająca lektura. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO! Dzisiaj odebrałam książkę z poczty, zaczęłam czytać i muszę przyznać, że mnie wciągnęło ^^ Coś czuję, że również wystawię jej tak pozytywną ocenę ^^
OdpowiedzUsuńScience fiction to nie dla mnie, więc nawet nie będę się brała za czytanie tej powieści :D
OdpowiedzUsuń